Reklama

Tadeusz Chmielewski: Reżyser kultowych komedii

Gdyby nie tragiczna śmierć pod koniec grudnia zeszłego roku, Tadeusz Chmielewski - autor takich filmów, jak "Ewa chce spać", "Nie lubię poniedziałku" czy "Jak rozpętałem II wojnę światową" - obchodziłby 7 czerwca 90. urodziny.

Gdyby nie tragiczna śmierć pod koniec grudnia zeszłego roku, Tadeusz Chmielewski - autor takich filmów, jak "Ewa chce spać", "Nie lubię poniedziałku" czy "Jak rozpętałem II wojnę światową" - obchodziłby 7 czerwca 90. urodziny.
Tadeusz Chmielewski był "twórcą niezapomnianych opowieści o Polsce i polskiej duszy" /Adam Guz /East News

Tadeusz Chmielewski - reżyser, scenarzysta i producent filmowy, urodził się 7 czerwca 1927 roku w Tomaszowie Mazowieckim. W 1954 roku ukończył Wydział Reżyserii PWSF w Łodzi. Debiut reżyserski i scenariuszowy "Ewa chce spać" (1957) przyniósł mu Złotą Muszlę na Festiwalu w San Sebastian. Również kolejne filmy Chmielewskiego stały się wydarzeniem na gruncie rodzimej kinematografii. Wśród nich przeważają komedie pełne elementów francuskiej burleski spod znaku René Claira i dawnych komedii slapstickowych.

"Mój punkt widzenia zmienił się diametralnie, gdy w szkole pojawiły się kopie komedii francuskich z legendarnymi już dziś 'Pod dachami Paryża' Claira i 'Wakacjami Pana Hulot' Tatiego na czele" - wspominał o swoich inspiracjach laureat Platynowych Lwów w rozmowie z Piotrem Śmiałowskim dla "Magazynu Filmowego SFP". - "Wtedy zobaczyłem, jak wdzięcznym gatunkiem może być komedia filmowa i jak toporny humor, oczywiście poza 'Skarbem', prezentują rodzime filmy".

Reklama

Jego trzyczęściowa farsa "Jak rozpętałem II wojnę światową" (na podstawie powieści Kazimierza Sławińskiego, z niezapomnianą rolą Mariana Kociniaka, 1969) należy do najchętniej oglądanych polskich filmów. - W latach 60. mój pomysł nie spotkał się z aprobatą środowiska filmowego. Nikogo nie interesowały przygody Franka Dolasa. Bałem się, że ten film w ogóle nie powstanie. A szkoda, bo wtedy nikt nie zobaczyłby, jak świetnym aktorem jest Marian Kociniak - wspominał po latach Tadeusz Chmielewski. Aktor otrzymał tę rolę w ostatniej chwili, niejako rzutem na taśmę. - Nie brałem udziału w zdjęciach próbnych. Reżyser wypatrzył mnie na deskach Teatru Ateneum, gdzie występowałem przez pół wieku - dodawał Kociniak.

Po spotkaniu z reżyserem aktor otrzymał nie tylko zapewnienie, że zagra Franka Dolasa w trzyczęściowej komedii "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", ale też wyszedł z powieścią Kazimierza Sławińskiego "Przygody kanoniera Dolasa", na podstawie której powstał scenariusz. - Zabawne jest to, że reżyser lojalnie uprzedził mnie, że to kiepska książka, ale nasz film na pewno będzie świetny. I nie mylił się - śmieje się Kociniak. Sukces nie byłby jednak możliwy, gdyby nie doskonały scenariusz i postać Franka Dolasa, brawurowo zagrana przez Kociniaka. - Franek był mi bardzo bliski. Uśmiechnięty, zaradny, urodzony optymista. Nigdy nie załamywał rąk - przyznaje aktor.

- Ta rola jednak była moim przekleństwem, bo nikt nie pamięta już moich dokonań teatralnych, a Franka kochają kolejne pokolenia widzów. Nawet czwórka moich wnucząt jest ze mnie dumna. Mnie cieszy też to, że ludzi nadal śmieszą powiedzonka Franka Dolasa: "Ludzie zwariowałem, pieniądze rozdaję", "Rany Julek, znowu narobiłem bigosu" czy "Za mną bracie nie zginiesz, bo ja jestem dziecko szczęścia".. - dodaje Kociniak. Nie wszyscy jednak wiedzą, że podczas trwającej niemal rok realizacji filmu zdarzały się momenty, gdy Kociniak myślał, że zrezygnuje z roli. - Na statku w Jałcie uległem nieszczęśliwemu wypadkowi, który unieruchomił mnie na ponad miesiąc. Nie mogłem chodzić, ani nawet stać. W szpitalu w Odessie lekarze zamiast postawić mnie na nogi, tak mnie leczyli, że bałem się, iż mnie uśmiercą, np. zarazili mnie półpaścem - ujawnił Kociniak.

W swoim dorobku Chmielewski ma też szereg innych kultowych komedii: "Walet pikowy" (1960), "Gdzie jest generał..." (1963) czy "Pieczone gołąbki" (1966). Po zrealizowaniu tej ostatniej, której akcja toczy się w Warszawie, artysta myślał o kolejnej opowieści, której tłem będzie życie stolicy. Nietypową fabułę roboczo zatytułował "Książka telefoniczna". Motywem przewodnim filmu miały być gagi. Reżyser zamierzał zaludnić swój film tłumem bohaterów, przyjeżdżających do stolicy po to, by załatwić jakieś sprawy. Ale "Książka telefoniczna" była zaledwie pomysłem, szkicem scenariusza, który dopiero powstawał w wyobraźni reżysera. Był on właśnie po rocznych, wyczerpujących zdjęciach do "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" i wcale nie palił się do pracy.

Tymczasem nowy wiceminister kultury Czesław Wiśniewski postanowił zaznaczyć swoją obecność, wzywając reżyserów na rozmowę o ich najbliższych planach twórczych. Zaproszenie otrzymał także Tadeusz Chmielewski. "Minister spojrzał na mnie takim wzrokiem, że zacząłem mu opowiadać o 'Książce telefonicznej'" - wspomina reżyser. "I jego to, o dziwo, zainteresowało. Kazał na następny dzień przynieść scenariusz. Wtedy już naprawdę wpadłem w panikę. Bo nie miałem nawet pół słowa napisanego" - opowiadał po latach Chmielewski o tym, jak doszło do powstania komedii "Nie lubię poniedziałku" (1971).

Artysta zrealizował też komedię "Wiosna panie sierżancie" (1974), a także kryminały: "Dwaj panowie N" (1961) i "Wśród nocnej ciszy" (1978). W 1987 roku został nagrodzony Srebrnymi Lwami Gdańskimi za adaptację prozy Stefana Żeromskiego "Wierna rzeka" (1983, premiera ze względów cenzuralnych w 1987 roku). Jako jeden z nielicznych reżyserów zaczął realizować filmy na podstawie własnych scenariuszy, w okresie, w którym główną inspiracją dla filmowców były utwory literackie.

Napisał zresztą scenariusze do filmów innych reżyserów: "Pełnia nad głowami" (reż. Andrzej Czekalski, 1974) i "U Pana Boga za piecem" (reż. Jacek Bromski, 1998, pod pseudonimem Zofia Miller). Aktywnie działał na rzecz środowiska filmowego. W latach 1983-87 był wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, w latach 1984-2009 pełnił funkcję dyrektora Zespołu, a następnie Studia Filmowego "Oko", w którym powstały m.in. słynne filmy Andrzeja Barańskiego, Jacka Bromskiego, Wojciecha Wójcika, Marka Piestraka, Stanisława Jędryki czy Doroty Kędzierzawskiej.

Był członkiem Komitetu Kinematografii, należał do Polskiej Akademii Filmowej. W 2010 roku został odznaczony Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", w 2011 roku przyznano mu nagrodą "Orła" w kategorii "Za osiągnięcia życiowe".

W 2015 r. odebrał Platynowe Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni przyznawane za całokształt twórczości. Laureata nagrody proponuje Rada Programowa w porozumieniu ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich. Wśród dotychczasowych laureatów są tak wybitni twórcy, jak Jerzy Antczak, Witold Sobociński, Tadeusz Konwicki, Roman Polański, Jerzy Wójcik i Sylwester Chęciński.

"Filmy Tadeusza Chmielewskiego towarzyszą mi od najmłodszych lat, a obejrzana dawno temu w telewizji 'Ewa chce spać' już na zawsze pozostała moją ulubioną polską komedią. Chmielewski jak chyba nikt inny w naszym kinie łączy socjologiczną obserwację, komediowy warsztat i poetycką wrażliwość. Filmy takie jak 'Nie lubię poniedziałku' są równie udanymi satyrami na życie w PRL, jak filmy Stanisława Barei, ale u Chmielewskiego zawsze jest jeszcze pewien poetycki naddatek, pewna łagodność spojrzenia i elegancja formy. Jego 'Pieczone gołąbki', wspaniała komedia o potrzebie codziennej uprzejmości, kończy się pięknym napisem: 'Reżyser Tadeusz Chmielewski serdecznie dziękuje za uwagę'. Myślę, że my widzowie jesteśmy mu winni taką samą wdzięczność" - mówił wówczas Michał Oleszczyk, dyrektor artystyczny festiwalu.

"Żegnamy twórcę niezapomnianych opowieści o Polsce i polskiej duszy" - napisał prezydent Andrzej Duda, którego list odczytano na uroczystościach pogrzebowych Chmielewskiego. 9 grudnia 2016 roku artystę pochowano na warszawskich Powązkach.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tadeusz Chmielewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy