Reklama

Szyc wbrew oczekiwaniom widzów

Już w piątek, 8 października, do kin wejdzie najnowszy film Filipa Bajona "Śluby panieńskie" na podstawie dzieła Aleksandra Fredry o tym samym tytule. W rolę romantycznego i zakochanego Albina, wbrew oczekiwaniom widzów, wcielił się Borys Szyc.

Twórcy głośno podkreślają, że przed rozpoczęciem zdjęć mięli dużo prób.

"Wzięliśmy się za tekst, który jest stricte teatralnym tekstem, a teatr łączy się z próbami. W Polsce film nie kojarzy się z próbami, a powinien. Musieliśmy przysiąść i zrobić tak zwane próby stolikowe. Wszyscy musieliśmy znaleźć się w jednej konwencji. To była burza mózgów, w czasie, której powstawały nasze postaci. Najpierw w głowach, a potem dodaliśmy im słowa, a na koniec kostiumy" - zdradza Borys Szyc.

"Śluby panieńskie" w reżyserii Filipa Bajona to film, w którym pojawiają się elementy współczesności. Na ekranie można zobaczyć telefony komórkowe oraz samochody z dzisiejszych czasów.

Reklama

"Moja postać chyba najmniej była uwspółcześniona, ale rzeczywiście wiele takich scen jest. Moim zdaniem te sceny nie są złe, natomiast równie dobrze mogłoby ich nie być, ponieważ Fredro jest na tyle uniwersalny, że i tak czytając, czy oglądając tę sztukę wiemy, że taka historia mogłaby się zdarzyć dzisiaj" - mówi Szyc.

"Już parę takich filmów powstało. To jest pewien zabieg reżyserski, który ma urozmaicić fabułę. Natomiast baza, to czasy fredrowskie, kostium, scenografia. Baza się w tym filmie nie zmieniła" - dodaje.

W obrazie Bajona dzieje się dużo, a wszystko zmienia się niezwykle szybko.

"Żeby trochę uwspółcześnić ten obraz chcieliśmy nadać mu tempo. Czasem to, co było wypowiedziane u Fredry tylko we frazach, u nas było dosadnie pokazane. Jeżeli Fredro pisał, że bohater jechał konno, to u nas on rzeczywiście pędził na tym koniu. Chcieliśmy urozmaicić ten film tempem, żeby było widać galop konia i walkę na szable" - przekonuje.

Wielu widzów i filmowców uważa, że Borys Szyc powinien zagrać Gustawa. Filip Bajon stwierdził, że nie jest to możliwe, ponieważ zna aktorów na wylot. Szyc podziela zdanie reżysera.

"Uważam, ze Filip Bajon miał całkowitą rację, obsadzając nas w ten sposób. Wreszcie mogłem zrzucić maskę twardziela, macho i podrywacza. Jestem całkowitą fajtłapą, jeżeli chodzi o kobiety. Nie wiem, jak się zachować, kiedy podoba mi się jakaś kobieta. Zawsze byłem pajacem klasowym i wydawało mi się, że jak będę zwracał na siebie uwagę, to się spodobam. A potem nic z tego nie wychodziło i wygrywali opanowani, rozmarzeni poeci. Tak więc jestem podobny do Albina" - zwierza się artysta.

Szyc zdradza także, że każdy aktor zna utwory Fredry.

"Wiersz Fredry - to są normalne programowe zajęcia w szkole teatralnej. Miałem te zajęcia z panem profesorem Andrzejem Łapickim, który jest największym specjalistą, od tego wiersza, w Polsce. Miałem to szczęście, że miałem z nim zajęcia, które uwielbiałem. To była genialna zabawa i wytchnienie od Norwida, Słowackiego i Mickiewicza, w których trzeba było niesamowicie przeżywać to, co się grało. A u Fredry jest miejsce na improwizację, na zabawę. Właściwie bez zabawy i improwizacji nie powinno się mówić Fredry, bo sens zawarty w jego wierszu nie przechodzi na drugą stronę" - tłumaczy Szyc.

Ekranizacja "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry w reżyserii Filipa Bajona wchodzi do kin 8 października. Na ekranie oprócz Borysa Szyca zobaczyć będzie można Macieja Stuhra, Edytę Olszówkę, Martę Żmudę Trzebiatowską, Annę Cieślak i Roberta Więckiewicza.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra | oczekiwania | borys | Borys Szyc | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy