Sylvester Stallone otarł się o śmierć na planie "Rocky'ego IV". "Pomyślałem — ok, kurtyna"
3 listopada na platformie streamingowej Netflix pojawił się dokument "Sly", opowiadający o karierze Sylvestra Stallone'a. Aktor, reżyser i scenarzysta zdradza w nim kilka historii z planów. Wspomina między innymi o tym, jak podczas pracy nad jednym ze swoich filmów otarł się o śmierć.
To sytuacji doszło na planie "Rocky'ego IV" z 1985 roku. Tytułowy bokser toczył w nim pojedynek z Rosjaninem Ivanem Drago (Dolph Lundgren). "Zmiażdżył mnie" - Stallone tak opisał pojedynek z ekranowym przeciwnikiem. Jak się okazało, realizacja tej sceny miała groźne konsekwencje.
"Później w nocy moje serce zaczęło puchnąć, co zdarza się, gdy uderza ono w klatkę piersiową. Moje tętno skoczyło do 260 i wszyscy myśleli, że zaraz będę rozmawiał z aniołami" - wyznał aktor.
"Gdy się ocknąłem, byłem na intensywnej terapii i otoczony zakonnicami. Pomyślałem: 'Ok, no to kurtyna'" - kontynuował. "Lundgren wysłał mnie do szpitala na dziewięć dni. Kiedy wycierają tobą podłogę i modlisz się o cios w podbródek, by dalej nie cierpieć, w twojej głowie pojawia się głosik, który mówi: 'jeszcze jedną rundę'".
Z kolei Lundgren tłumaczył się, że "tylko wykonywał rozkazy". "[Stallone] był szefem. Ja tylko robiłem to, o co mnie poprosił" - zarzekał się aktor.
Jak podał serwis "The Hollywood Reporter", Stallone poprosił swojego ekranowego przeciwnika, by przez pierwszą minutę walki zapomniało zaplanowanej choreografii. Miał go zaskoczyć, by walka wydała się autentyczniejsza.
"Sly" skupia się także na życiu prywatnym Stallone'a. Porusza między innymi kwestię śmierci jego najstarszego syna Sage'a, który zmarł w lipcu 2012 roku w wieku 36 lat.