"Super Mario Bros.": Koszmar! Najgorszy film w historii kina?
Skoczny hydraulik Mario opanował kina. Animacja firmowana wąsem maskotki Nintendo zarobiła już na całym świecie ponad 1,264 mld dolarów. Od piątku mogą ją oglądać także polscy widzowie. Nie jest to jednak pierwsza przygoda Mario z kinem. Na dużym ekranie gościł już w 1993 roku. Zdjęcia do "Super Mario Bros." przeszły do historii jako jeden z największych bałaganów w dziejach Hollywood. Aktorzy upijali się, by przetrwać chaotyczny okres realizacji, a ciągłe zmiany w scenariuszu sprawiły, że niemal codziennie dochodziło do konfliktu reżyserów z resztą ekipy. 28 maja mija 30 lat od tej kultowej dziś katastrofy.
Fabuła gier z Mario jest zwykle pretekstowa. Tytułowy hydraulik, często wspierany przez swojego brata Luigiego, musi uratować porwaną księżniczkę ze szponów złego smoka Bowsera, czasem nazywanego królem Koopa. Historia w "Super Mario Bros." poczyniła znaczne zmiany względem oryginału. Prezydent Koopa był dyktatorem społeczeństwa, które w alternatywnej rzeczywistości wyewoluowało z dinozaurów. Mario Mario i Luigi Mario (tak, właśnie tak brzmiało ujawnione w filmie nazwisko bohaterów) trafili do jego wymiaru w pogoni za porywaczami pięknej Daisy - w rzeczywistości księżniczki i prawowitej władczyni dinoludzi. By ją ocalić, bracia Mario musieli sprostać wielu niebezpieczeństwom. Nie były to jednak zabawne stworki i kolorowe krainy znane z gier. W filmie trafili w sam środek cyberpunkowego, brutalnego piekła.
W 1989 roku do kin wszedł "Czarodziej" - komedia przygodowa opowiadająca o kilkulatku, który jest mistrzem gier wideo. W filmie pojawiło się logo i fragmenty gier firmy Nintendo, święcącej właśnie triumfy dzięki konsoli NES. Producenci zapłacili za to jedynie sto tysięcy dolarów. "Czarodziej" okazał się jako takim sukcesem finansowym. Bill White, szef działu reklamy i public relations amerykańskiego oddziału Nintendo, pomyślał wtedy, że przeniesienie bohaterów popularnych gier wideo na duży ekran nie byłoby złym pomysłem. Po uzyskaniu zezwolenia ze strony zarządu firmy rozpoczęto poszukiwania właściwych ludzi do tej roboty.
Nintendo mogło przebierać w ofertach wielkich wytwórni. Zdecydowano się jednak na Rolanda Joffe i Jake'a Ebertsa, dwójkę niezależnych filmowców. Pierwszy był uznanym reżyserem, nominowanym do Oscara za "Pola śmierci" i "Misję", który postanowił rozpocząć karierę producencką. Drugi pełnił funkcję producenta wykonawczego przy takich filmach, jak "Rydwany ognia", "Imię róży" i "Wożąc panią Daisy". Ich pomysł na adaptację przygód Mario zaciekawił włodarzy Nintendo. Otóż film byłby nieco mroczniejszy i poważniejszy, co pozwoliłoby dotrzeć także do widzów niezaznajomionych z grami wideo. Japońska korporacja sprzedała im prawa do adaptacji. Niepokoiła ich jedna rzecz. Otóż Joffe nie chciał reżyserować filmu.
Tę funkcję objął Greg Beeman, który miał na koncie tylko jeden film: średnio przyjętą komedię "Prawo jazdy". Wtedy doszło do pierwszego spięcia - zażądano wymiany reżysera. Joffe i Eberts przystali na to. Miejsce Beemana zajęło małżeństwo reżyserów: Annabell Jankel i Rocky Morton. Oboje byli uznanymi twórcami teledysków, a sławę przyniosły im programy i filmy z Maxem Headroomem - kultowym prezenterem telewizyjnym, rzekomo wykreowanym przez sztuczną inteligencję (w rzeczywistości wcielił się w niego aktor charakterystyczny Matt Frewer). Pożar wydawał się ugaszony. Nikt nie spodziewał się, że to dopiero początek kłopotów.
Te dały o sobie znać już podczas prac nad scenariuszem. Każdy miał inny pomysł na film i nikt nie potrafił z nikim dojść do porozumienia. Początkowo do opracowania fabuły zatrudniono Barry'ego Marrowa, laureata Oscara za "Rain Mana". Jego treatment uznano jednak za zbyt podobny do filmu z Tomem Cruise'em i Dustinem Hoffmanem. Urażony Marrow opuścił więc projekt. Zastąpili go Jim Jennewein i Tom S. Parker - dwójka początkujących scenarzystów, którzy niedawno sprzedali swój pierwszy projekt. Chociaż ich wizję uznano za interesującą, ostatecznie została ona odrzucona. Dopiero następny treatment, przygotowany przez Parkera Bennetta i Terry'ego Runte'a, przypadł do gustu wszystkim osobom decyzyjnym.
Jednak gdy wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik, Jankel i Morton stwierdzili, że historię trzeba doprawić i dodać elementy science-fiction. Scenarzyści przepisali więc treatment, uwzględniając w nim miasto humanoidalnych dinozaurów. Czas jednak naglił, więc reżyserzy ich zwolnili, a na ich miejsce zatrudnili nową parę: Dicka Clementa i Iana La Frenaisa. Ich pierwszy draft okazał się katastrofą, ale drugi - o dziwo - wydawał się najlepszą wersją tekstu z dotychczasowych. To właśnie dzięki niej zaangażowano najważniejszych aktorów produkcji: Boba Hoskinsa (Mario), Johna Leguizamo (Luigi) i Dennisa Hoppera (król Koopa).
Jednak przed rozpoczęciem zdjęć prawa do dystrybucji wykupił Disney. Tekst wydał się zbyt mroczny i poważny przedstawicielom firmy, więc wymusili oni zmiany. Bez wiedzy reżyserów Joffe i Eberts zatrudnili Eda Solomona i Ryana Rowe'a, by nieco złagodzili tonację produkcji. Gdy małżeństwo twórców się o tym dowiedziało, nie posiadało się ze zdziwienia. "Dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć, a scenariusz jest całkowicie przepisywany" - wspominał Morton w rozmowie z Variety. - "Producenci zabronili mi rozmawiać ze scenarzystą. Mimo to zadzwoniłem do niego pewnej nocy, bo budowaliśmy niesamowite dekoracje i kostiumy potworów. Powiedziałem mu, że musi wiedzieć, co robimy i co zostawić w scenariuszu, bo wydaliśmy już na to mnóstwo pieniędzy. Gdy producenci dowiedzieli się o telefonie, dostali szału". Podsumowując: nad scenariuszem pracowało łącznie dziewięć osób, co nigdy nie wróży najlepiej.
Aktorzy dowiedzieli się o zmianach w fabule dopiero na chwilę przed rozpoczęciem zdjęć. Gdy kilkoro zagroziło odejściem, producenci ponownie zatrudnili Bennetta i Runte'a, by na bieżąco przepisywali tekst. "Przecież zgodzili się na inny scenariusz, a gdy pojawił się nowy, Annabel i ja musieliśmy go jakoś uzasadnić" - mówił Morton. Nie były to ostatnie zmiany w tekście. Członkowie obsady często dowiadywali się na początku dnia, że ich stare kwestie są nieaktualne i muszą szybko przyswoić nowe. To oraz chaotyczne relacje reżyserów z producentami sprawiło, że szybko znienawidzili pracę nad filmem.
Hoskins i Leguizamo topili smutki w alkoholu. Doprowadziło to do kilku niebezpiecznych sytuacji. Pewnego dnia pijany Leguizamo za szybko zamknął drzwi vana głównych bohaterów i przytrzasnął Hoskinsowi rękę. Na szczęście skończyło się tylko na złamanym palcu. "Musisz bardzo, bardzo uważać, jeśli chcesz przeżyć na planie tego filmu. Pchnięto mnie nożem cztery razy. Porażono prądem. Złamano palec. Prawie utonąłem" - wyliczał aktor w wywiadzie dla Eintertainment Tonight w 1993 roku. Z kolei Fisher Stevens i Richard Edson, którzy wcielili się w głupkowatych pomagierów prezydenta Koopy, w pewnym momencie przestali czytać kolejne poprawki do scenariusza i codziennie improwizowali swoje kwestie.
Jednak to Dennis Hopper wyraził najdobitniej swoje niezadowolenie ze stanu produkcji. Latem 1992 roku, po kilku tygodniach zdjęć, gdy niemal wszyscy wiedzieli już, że biorą udział w katastrofie, aktor pojawił się na planie w charakteryzacji i kostiumie prezydenta Koopy. Od początku nie ukrywał, że wziął tę pracę tylko dla pieniędzy. Tego dnia słońce Północnej Karoliny wyjątkowo dawało się wszystkim we znaki. Hopper był mokry od potu, a po jego twarzy spływał żel z włosów, uformowanych na jaszczurze kolce. W tak pięknych okolicznościach przyrody aktor odkrył, że jego kwestie znów zostały zmienione w ostatniej chwili, a on dowiaduje się o tym na chwilę przed włączeniem kamery. Jak wspominał Edson dla Guardiana: "Dennis przyszedł i wyglądał na wkurzonego. Mamrotał coś pod nosem, nie patrzył na nikogo". Jankel i Morton spytali go, czy wszystko w porządku. Wtedy Hopper wybuchł.
W pierwszej kolejności nazwał ich nieprofesjonalnymi, później kilkukrotnie porównał ich zdolności scenariopisarskie do gó..., a na koniec wrzeszczał, jak mogli przepisać jego dialogi bez poinformowania go. Nikt nie mógł do niego dotrzeć. Małżeństwo błagało go, by się uspokoił i pozwolił rozpocząć zdjęcia. Hopper nie słuchał, tylko krzyczał przez 45 minut. "O Boże, to było niesamowite, lepsze od tego całego filmu" - wspominał Edson.
W końcu zdecydowano się na przyspieszoną przerwę obiadową. Niestety, to nie pomogło. Hopper darł się przez kolejne dwie godziny. Jankel i Morton nie mieli argumentów, więc w końcu przeprosili i obiecali nakręcić scenę w sposób, jaki tylko aktor zechce. Ze starymi dialogami? Dobrze, dla nich super. W pewnym momencie zgodzili się nawet, żeby napisał własne kwestie, tylko niech w końcu zaczną zdjęcia. Hopper momentalnie się uspokoił i oznajmił, że może ją zagrać, uwzględniając poranne poprawki.
Budżet "Super Mario Bros." szacuje się na od 42 do 48 milionów dolarów. Film zarobił na całym świecie niecałe 39 milionów, co czyniło z niego porażkę finansową. Recenzenci i fani serii gier także nie szczędzili słów krytyki. Nintendo zrezygnowało z filmowych adaptacji swoich gier na 30 lat. Natomiast kariera Jankel i Mortona wydawała się skończona. To na nich spadł ogrom oskarżeń za kiepski stan filmu, także ze strony członków ekipy.
"Najgorsza rzecz, którą nakręciłem? 'Bracia Super Mario'" - mówił Hoskins w wywiadzie dla Guardiana z 2007 roku. "To był pie... koszmar. Całe to doświadczenie było koszmarne. Reżyserowało małżeństwo, którego arogancję ktoś wziął za talent. Po kilku tygodniach ich własny agent kazał im spadać z planu zdjęciowego. Pie... koszmar. Pie... idioci".
Także Hopper, co nie powinno być zaskoczeniem, zaliczał przygodę z braćmi Mario do najmniej udanych w swej karierze. Gdy gościł w programie wieczornym Conana O'Briena, opowiedział o rozmowie ze swoim sześcioletnim synem po seansie "Super Mario Bros". "Tato, jesteś świetnym aktorem, więc dlaczego zagrałeś tego okropnego Króla Koopę?" - spytał chłopiec. "Cóż, Henry, zrobiłem to, żebym mógł zapłacić za twoje nowe buty" - odparł aktor. "Tato, ale ja nie potrzebuję nowych butów aż tak bardzo" - zapewnił go sześciolatek.
Do krytyki przyłączył się także Leguizamo, który w swej autobiografii "Pimps, Hos, Playas, And the Rest of my Hollywood Friends" poświęcił cały rozdział realizacji "Super Mario Bros.". "W [Mario] grały ośmiolatki i to do nich powinniśmy kierować nasz film, ale [Jankel i Morton] wciąż próbowali dodać coś nowego. Nakręcili sceny ze striptizerkami i innymi seksualnymi treściami, które i tak później wypadły podczas montażu" - pisał Leguizamo. "Te zdjęcia trwały bez końca. [...] Dobrze, że był Bob. I szkocka Boba. [...] Rany, jaki ten film jest okropny. I jaki ja jestem w nim okropny".
Jankel i Morton nie oglądali "Super Mario Bros." przez niemal 30 lat. Zmieniło się to 11 marca 2023 roku za sprawą Quentina Tarantino, który pokazał ich film w swoim kinie i zaprosił na seans reżyserów. Morton był sceptyczny. W wywiadzie dla Variety przyznał, że spodziewał się zastać na sali kinowej około 10-20 osób. Tymczasem wszystkie miejsca były zajęte, a wokół kina gromadzili się ludzie wyczekujący nowej puli biletów. Ku jego zaskoczeniu wszyscy dobrze się bawili. Z kolei Jankel z niedowierzaniem odkryła, że część widzów rozpoznało ją i prosiło o autografy lub selfie. "To było oczyszczające. 30 lat złego samopoczucia zniknęło w jeden wieczór" - przyznała w rozmowie z Variety. Mimo koszmarnych recenzji "Super Mario Bros." dołączyło po latach do grona filmów kultowych.