"Star Trek" powraca
Wspaniałe kosmiczne krajobrazy, przedziwne stworzenia i zło w przebraniu dobra. Czy kapitan Kirk przechytrzy wybudzonego ze snu, 300-letniego nadczłowieka, którego talentom manipulatorskim nikt jeszcze nie zdołał się oprzeć?
Zdeklarowani wielbiciele przygód załogi statku kosmicznego Enterprise mają powody do radości. Twórca kultowego serialu "Lost. Zagubieni", J.J. Abrams, podchodzi bowiem do kolejnego "Star Treka", jak do ukochanego dziecka.
Drugi pełnometrażowy film w jego reżyserii (pierwszym był oczekiwany przez fanów z ogromnym niepokojem, a przyjęty z wielkim entuzjazmem "Star Trek" z 2009 roku) o podtytule "W ciemność", to porządnie odrobione zadanie.
- Znajdziecie tu Państwo nie tylko wspaniałe efekty specjalne, lecz także miłość, przyjaźń, zagadkę, potężnego wroga, sporą dawkę humoru (słynna 'startrekowa' autoironia) i niegłupie przesłanie - przekonuje J.J. Abrams.
- Dałem z siebie wszystko. 'Star Trek' to przecież najpiękniejsza baśń mojej młodości. Nie mogłem jej popsuć - przyznaje reżyser.
Ale do rzeczy... Wszyscy wiemy, że penetrujący najdalsze zakątki wszechświata Enterprise to statek badawczy. Zasadą każdej misji jest - nie zabijać!
Niestety, podczas ostatniej ekspedycji Kirk złamał wszystkie reguły i został zdegradowany do pozycji pierwszego oficera. Spocka zaś... wykluczono.
Już wkrótce obaj będą musieli wrócić na statek, by stawić czoło wyjątkowo paskudnemu wrogowi. To przystojny Harrison o elektryzującym spojrzeniu i krwi, która uzdrawia. Na Ziemi już zabijał... Teraz będzie próbował przekonać Kirka, że robił to z rozpaczy, gdyż ktoś urządził nagonkę na jego własną załogę - 72 zahibernowane stworzenia.
Po tym, gdy Harrison pomoże mu w bitwie z Klingonami, Kirk da się wciągnąć w intrygę przeciwko własnemu zwierzchnikowi. - To błąd! Pod maską człowieka o imieniu Harrison kryje się bowiem 300-letni Khan - istota stworzona do siania zamętu, której manipulacjom nikt się jeszcze nie oparł - tłumaczy Abrams. Jak zakończy się ta kosmiczna przygoda?
Maciej Misiorny
