Stanisław Bareja: Komediopisarz
Nie mówimy Chęcińskim, nie mówimy Chmielewskim, mówimy Bareją - nie ma drugiego reżysera, którego twórczość tak mocno weszłaby do zbiorowej wyobraźni - mówi Katarzyna Wajda z Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego. 5 grudnia mija 90. rocznica urodzin reżysera "Misia".
Fabularnym debiutem Stanisława Barei była komedia "Mąż swojej żony" z 1960 roku. Kilka lat później powstały m.in. "Żona dla Australijczyka", "Małżeństwo z rozsądku". Bareja był jednym z pionierów powojennego kryminału jako reżyser kinowego "Dotknięcia nocy" i serialu "Kapitan Sowa na tropie". Największy rozgłos przyniosły mu kultowe już komedie "Poszukiwana, poszukiwany", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", "Nie ma róży bez ognia", "Miś" oraz seriale "Alternatywy 4" i "Zmiennicy".
"Andrzej Wajda powiedział o Stanisławie Barei, że jest jedynym w Polsce komediopisarzem. Myślę, że to jest bardzo celne zdanie, które świetnie sytuuje Bareję w historii polskiego kina" - powiedziała historyk kina i filmograf Katarzyna Wajda z Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego.
Jak podkreśliła, Bareja to reżyser kinofil, który kochał komedię. Świetnie znał amerykańskie tradycje tego gatunku, ze slapstickiem - filmem z mnóstwem gagów - na czele i korzystał ze znanych chwytów komediowych, portretując rzeczywistość swoich czasów.
"Lata 60., pierwsza dekada twórczości Barei, to są takie komedie bardziej ulukrowane, gładsze, chociaż one mają absolutną wartość i po latach doskonale ją widać, ale ten nasz Bareja, o którym mówimy, to jest Bareja drapieżny z lat 70., mocno zanurzony w rzeczywistość PRL-u i jej bystry obserwator" - mówiła.
Stąd też ingerencje cenzury w jego filmy, które zresztą reżyser przypłacał zdrowiem. Historyk kina tłumaczyła, że władza tolerowała jego filmy, bo jak tłumaczono, komedii w Polsce mało się kręci, a coś z humorem trzeba było ludziom pokazać.
Wajda podkreśliła, że Bareja był zawsze popularny, a jego filmy zapełniały kinowe sale. Nie przekładało się to jednak na finansowy sukces twórcy, bo jako reżyser tzw. II kategorii odgórnie dostawał niższe wynagrodzenie. "To pokazuje, że artysta obnażający w swoich filmach absurdy PRL-u, sam ich doświadczał" - dodała.
O kultowości jego filmów - jak mówiła - można jednak mówić dopiero od lat 90., "kiedy ten PRL się już odsuwał i zaczęliśmy dostrzegać, jak bardzo bystrym obserwatorem tamtych czasów był Stanisław Bareja".
Jak dodała, o Barei "mówi się 'Stańczyk' PRL-u, który stworzył własny język do opisu tej rzeczywistości". Inspiracją dla reżysera było oczywiście kino komediowe. "Kiedy mu wypominano, że np. Jacek Fedorowicz w "Nie ma róży bez ognia" zachowuje się trochę jak Buster Keaton w zderzeniu z materią, to Bareja mówił, że "na tym polega radość robienia komedii, gdy wykorzystuje się chwyty, gagi, które ludzie znają i lubią".
Z kolei chaotyczna rzeczywistość PRL-u, systemu opartego na kłamstwie, grze pozorów, odbija się w skeczowej formie jego filmów czy języku bohaterów - okaleczonym, zanieczyszczonym nowomową. Widoczny jest także - co wynikało z działalności opozycyjnej reżysera - wpływ kabareciarzy na twórczość Barei.
"Nie ma właściwie w historii polskiego kina popularnego twórcy tak mocno związanego właśnie z tym środowiskiem" - mówi Wajda. Jego współscenarzystami byli: Jacek Fedorowicz, Stanisław Tym czy Jacek Janczarski. W filmach Barei grali aktorzy wszystkich najważniejszych ówcześnie kabaretów - Kabaretu Starszych Panów, STS-u, U Lopka, Dudka, Owcy czy Kabaretu pod Egidą. "Oni wszyscy się u niego pojawiali i to nawet wielokrotnie. Możemy mówić o takim zjawisku jak 'rodzina Barei', do której należeli m.in. Wiesław Gołas, Bronisław Pawlik, Krzysztof Kowalewski" - wymieniła. Debiutowali u niego Elżbieta Czyżewska i Wojciech Pokora.
O pozycji Barei najlepiej świadczy fakt związany z realizacją serialu "Alternatywy 4" podczas stanu wojennego. "Był bojkot telewizji. Część aktorów - ta najbardziej poważana - nie występowała, ale Bareja dostał od podziemnej Solidarności zgodę na to, żeby serial zrobić" - zaznaczyła. Dzięki temu - jak dodała - powstał jeden z seriali wszech czasów, pokazujący kunszt reżyserski Barei, "bo to jest olbrzymia produkcja, z mnóstwem bohaterów, wątków, ale także metafora współczesności - serialowy blok to Polska w pigułce".
Jak zaznaczyła, ponadczasowość tych filmów i ich uniwersalizm sprawia, że jak opisujemy teraźniejszość za pomocą memów, to chętnie sięgamy do kadrów z filmów Barei.
"Nie mówimy Chęcińskim, nie mówimy Chmielewskim, żeby wymienić innych twórców znanych komedii, mówimy Bareją. Nie ma drugiego reżysera, którego twórczość tak mocno weszłaby do zbiorowej wyobraźni" - zaznaczyła i dodała, że to poniekąd słodka zemsta na tych wszystkich, którzy mówili, że bareizm to jest kino tandetne.
Samo pojęcie bareizmu - zdaniem filmoznawczyni - wymaga dzisiaj odczarowania i zdefiniowania na nowo.
"Pierwotnie bareizm to był termin, który się pojawił w kręgu studentów łódzkiej szkoły filmowej, właśnie z rocznika Stanisława Barei. Miał świetnych kolegów: Kazimierz Kutz, Janusz Morgenstern, Jan Łomnicki i to oni wymyślili ten termin, który odnosił się do upodobania jeszcze młodego Staszka Barei do absurdalnego humoru" - tłumaczyła.
I tak to funkcjonowało - dodała - do lat 60., kiedy Bareja zaczął robić swoje pierwsze komedie "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka", "Małżeństwo z rozsądku".
"Wtedy pojawiły się takie bardzo dla niego krzywdzące uogólnienia i przekłamania, że bareizm, czyli kino niskich lotów; bareizm, czyli kino dla niewybrednego widza - plus element konformizmu" - mówiła.
Jak dodała, są to opinie zupełnie niesłuszne, bo choć filmy Barei przedstawiają dość uładzoną, podkolorowaną wizję ówczesnej Polski, to akcenty krytyczne wobec rzeczywistości lat 60. są tam bardzo wyraźne.
"Z tego bareizmu, niestety też w latach 70., Bareja się nie uwolnił się, nie wyszedł z tej szuflady, mimo że właściwie powinniśmy mówić o bareizmie jako o formie oglądu rzeczywistości. A dzisiaj myślę, że to jest coś wyjątkowego. Niezwykłe połączenie kogoś, kto jest zarówno z kina, jak i z życia, z PRL-u, ale i ze slapsticku amerykańskiego, kto potrafi być ostry, bardzo krytyczny wobec silniejszego, a jednocześnie bardzo empatyczny wobec słabszego" - zaznaczyła historyk kina.