Sonia Braga: Nikt nigdy nie poprosił mnie o rękę

Sonia Braga /AFP

"Seks? - pytano mnie o to całe życie. No, prawie całe, bo dwadzieścia lat temu, kiedy zaczęłam grać matki, pytania ustały. A teraz, kiedy gram babcie - bum! Wróciły" - śmieje się 67-letnia Sonia Braga.

 Nie bez powodu. W oklaskiwanym przez widzów całego świata "Aquariusie" jej rodaka, Brazylijczyka Klebera Filho, kocha się z młodymi mężczyznami, tańczy i śpiewa na cały głos, ale też walczy z rakiem i - co trudniejsze - z gładkim deweloperem o śliskim uśmiechu.

Jej bohaterka Clara jako jedyna nie zamierza wynieść się z domu (wiążą ją z nim najcenniejsze wspomnienia), który po rozbiórce ma ustąpić miejsca nowszym, droższym, wyższym. Zupełnie jak Braga. Występ w "Aquariusie" okrzyknięto nie tylko najlepszym w jej karierze, ale i jedną z lepszych ról kobiecych ostatnich lat w ogóle. "Czytając scenariusz, niemal straciłam oddech. Wszystko tam miało sens, to było prawie jak science fiction" - mówiła zachwycona aktorka.

Miała powód do radości. Ciekawe role dla kobiet w jej wieku i o jej kolorze skóry są rzadkie jak lot na obcą planetę. "Jestem Latynoską. Nie widzę swojej reprezentacji w Fabryce Snów" - stwierdza ze smutkiem. I opowiada, jak niedawno na zakupach zatrzymała ją pewna kobieta. "Skądś panią kojarzę. Nie pracowała pani tu kiedyś w sklepie spytała? Cóż, tak jest zbudowany ten system" - komentuje Braga. "Z góry decyduje się, kto będzie znany, a kto nie. Jedna z oscarowych nominacji zawsze musi być zarezerwowana dla Meryl Streep" - wyznaje z goryczą. "Streep oczywiście jest fenomenalna, ale na świecie znajdzie się parę równie utalentowanych aktorek". Gorzkie słowa padły nie bez powodu. Braga była poważnie brana pod uwagę do roli Franceski Johnson w filmie "Co się wydarzyło w Madison County". Nie zagrała, bowiem uznano, że jej wygląd jest zbyt egzotyczny. Ostatecznie w postać wcieliła się... Meryl Streep (za rolę była nominowana do Oscara).

Reklama

Wygląda jednak na to, że Braga doskonale radzi sobie bez Hollywood. Jej wielki powrót do pierwszej ligi był także powrotem do ojczyzny i języka - od 30 lat mieszka w USA, od 20 lat nie grała po portugalsku. To także jej rozliczenie w krajem i metafora oporu wobec korupcji rządzącej brazylijską polityką. Po tym jak w Cannes protestowała przeciwko usunięciu ze stanowiska liberalnej prezydent Brazylii, nowy rząd zadbał o to, by "Aquarius" nie został wybrany jako brazylijski kandydat do Oscara, co tylko przyniosło filmowi dodatkowy rozgłos.

"Sprawiedliwość społeczna obchodziła mnie, odkąd skończyłam dziewięć lat" - wyznaje. To wtedy na malarię zmarł jej ojciec, matka została sama z Sonią i sześciorgiem jej rodzeństwa. "Wcześniej uczyłam się prywatnie w Sao Paolo. Podziały panujące między ludźmi w Brazylii dostrzegłam dopiero, gdy musiałam pójść do zwykłej, publicznej szkoły" - dodaje aktorka.

Sonia nie obraziła się na rzeczywistość. Aby pomóc w domowych finansach, pracowała jako kelnerka i recepcjonistka, ale powołanie szybko się o nią upomniało. Jako czternastolatka występowała w brazylijskim odpowiedniku Teatru Telewizji, cztery lata później wybrano ją do obsady inscenizacji "Hair". "Występowałam nago, a z widowni najgłośniej oklaskiwali mnie mama-kostiumografka i dumny dziadek" - chichocze rozbawiona.

W tym samym roku zaliczyła swój debiut filmowy, ale to opery mydlane sprawiły, że jej nazwisko stało się powszechnie znane. Dziwiła się. "Nie czuję, żebym była aktorką. Nie mam wykształcenia. Boję się prób, profesjonalni aktorzy mnie zawstydzają" - mówiła. I podkreślała, że nie rozumie także zachwytów nad swoją urodą. "Nigdy nie byłam dobrą ani złą dziewczynką - byłam brzydką dziewczynką" - kokietowała, choć jej zdjęcia pojawiały się w międzynarodowych edycjach "Playboya". Nic dziwnego, że filmy, które wyniosły ją na szczyty sławy, były przesiąknięte erotyzmem.

"Dona Flor i jej dwóch mężów" Bruno Baretto z 1976 roku w Brazylii przebiła popularnością "Szczęki" Spielberga i nieźle radził sobie także w Ameryce. Musiało jednak minąć jeszcze ponad dziesięć lat, zanim trafiła tam i Braga. W końcu po potrójnej roli w nominowanym do czterech Oscarów "Pocałunku kobiety pająka" Hectora Babenco okrzyknięto ją nową Sophią Loren. Świat stał przed nią otworem, zamknęła się za to droga powrotna. W ojczyźnie Bragę zaczęto oskarżać o dyktowanie horrendalnych honorariów i grymasy.

"Cóż, międzynarodowy sukces jest jak osobista obraza dla moich rodaków" - odparowywała Braga, która wcale nie zamierzała przenosić się na stałe do USA, tyle że... po tym, jak jej rolę w pewnym brazylijskim filmie oddano młodszej aktorce, z kraju przestały przychodzić propozycje. Stała się niemal dyplomatką na wygnaniu, reprezentując swój kraj jako pierwsza Brazylijka wręczająca Oscary - w 1986 roku namówiła organizatorów imprezy, by pozwolili jej przemawiać we własnym języku.

"Świetnie, zostanę w takim razie w Ameryce i poduczę się trochę języka... Poza tym miło będzie zarabiać w dolarach" - pocieszyła się Braga. I postanowiła, że odtąd jej mottem będzie - szklanka jest do połowy pełna. Ale lekcje rzeczywiście były potrzebne. Podczas zdjęć do "Pocałunku..." czasem zastanawiała się, co właściwie może znaczyć to, co mówi. Fonetycznie wyuczone przez Bragę zdania nie przeszkodziły w nominowaniu filmu do Oscara, a sama Braga była nominowana do nagrody Złotego Globu.

Na początku "amerykańskiego snu" zamieszkała w Los Angeles, ale przytłaczały ją tamtejsze autostrady. "Nauczyłam się prowadzić, ale zawsze jeździłam bocznymi uliczkami, jak jakaś starsza pani - panikowałam cały czas" - wspomina. W końcu przeprowadziła się do zdecydowanie przyjaźniejszego pieszym Nowego Jorku, gdzie mieszka do dziś, choć po zamachach 11 września na krótko wróciła do ojczyzny. "I już po pierwszym weekendzie marzyłam tylko o tym, by z powrotem znaleźć się w Wielkim Jabłku!" - wspominała.
 
Zagrała nawet w najbardziej nowojorskim z seriali - "Seksie w wielkim mieście", gdzie w trzech odcinkach wcieliła się w namiętną lesbijkę romansującą z jedną z głównych bohaterek. Na tym nie skończyły się jej amerykańskie sukcesy. Poza nominacją do BAFT-y i Złotego Globu za "Pocałunek..." (potem nominowano ją jeszcze dwukrotnie: za "Dyktatora z Paradoru" i "Sezon w piekle"), zdecydowanie większe emocje budziły jej romanse z Robertem Redfordem i Clintem Eastwoodem. Sama zarzeka się, że z oboma łączyła ją tylko przyjaźń. Prawdziwa jest ponoć informacja o związku z wokalistą Van Halen Davidem Lee Rothem.

Nie żałuje, że nie wyszła za mąż i nie miała dzieci. "Dla aktora największą nagrodą jest praca. Poza tym jestem zbyt idealna, by zostać żoną. No i najważniejsze, nikt nigdy nie poprosił mnie o rękę" - śmieje się.

AD

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy