Sonia Bohosiewicz: Kobiety rosną w siłę
"To bardzo ciepła, mądra, inteligentna osoba z dużym poczuciem humoru" - tak Sonia Bohosiewicz komplementuje Jerzego Stuhra. Aktorka wystąpiła w jego najnowszym filmie "Obywatel". Przyznaje jednak, że w swoim życiu częściej spotyka inspirujące kobiety niż mężczyzn.
PAP Life: Co skłoniło panią do tego, by przyjąć propozycję Jerzego Stuhra i wystąpić w jego komedio-dramacie "Obywatel"?
Sonia Bohosiewicz: - Przede wszystkim fantastyczny, bardzo inteligentny scenariusz, który jest bardzo mocną osobistą wypowiedzią Jerzego Stuhra, rozliczeniem z najnowszą historią Polski. Druga kwestia - moja rola [Bohosiewicz wcieliła się w żonę głównego bohatera, Jana Bratka] była bardzo ciekawie skonstruowana. O ile Barbara Horawianka, Małgorzata Dobrowolska i Magdalena Boczarska we trzy grały rolę matki Bratka, o tyle pan Jerzy pozwolił grać mi moją postać w całości. Raz byłam kobietą młodszą od siebie, kiedy indziej sporo starszą. Dla aktora jest to bardzo pociągające. Następna rzecz, to możliwość spotkania na planie Jerzego Stuhra. Obcowanie z nim, czy w teatrze, czy na planie, jest zawsze dla mnie bardzo dużym przeżyciem artystycznym i osobistym. Pan Jerzy to bardzo ciepła, mądra, inteligentna osoba z dużym poczuciem humoru. Pracując przy "Obywatelu", mogłam też spotkać innych cudownych ludzi, z których mądrości czerpałam całymi wiadrami.
Studiowała pani w krakowskiej szkole teatralnej. Jerzy Stuhr był kiedyś jej rektorem. Czy był również pani wykładowcą?
- To prawda - kiedy studiowałam, był rektorem, jednak nie był moim wykładowcą. Niemniej, szkoła jest bardzo malutka, więc wszyscy się tam ze sobą znają. Później spotkałam pana Jerzego w Teatrze Starym. Pracowałem tam przez dziewięć sezonów. Co ciekawe, pana Jerzego spotkałam po raz pierwszy jeszcze przed szkołą teatralną. W klasie maturalnej debiutowałam w jego "Spisie cudzołożnic". Grałam epizod. W zasadzie, to tam upewniłam się, że chciałabym zostać aktorką. Zobaczyłam, jak wygląda kręcenie filmu. Przekonałam się, że na planie więcej jest czekania niż jakiejkolwiek pracy. Pamiętam zimny autobus, w którym robiono nam charakteryzacje, pamiętam kawę w plastikowym kubku. Jednak ten świat absolutnie mnie nie zniechęcił, tylko absolutnie pochłonął. Wydał mi się czarodziejski.
Większość filmu "Obywatel" toczy się w czasach PRL-u. Jan Bratek bierze udział w najważniejszych wydarzeniach tamtej epoki. Co zapamiętała pani z okresu Polski Ludowej? Czy polityka wdzierała się w pani życie?
- Ponieważ byłam wtedy dzieckiem, inaczej patrzyłam na ten okres. Ogólnie, mam bardzo dobre wspomnienia. Jest jeden ważny moment dla mojego pokolenia, który powiązany był z wielką polityką. Wszyscy pamiętamy tę niedzielę, kiedy nagle nie było "Teleranka", wystąpił tylko pan w ciemnych okularach. Moi rodzice chowali się wtedy w kuchni i coś do siebie szeptali. Później, wieczorem pili wódkę i palili papierosy, wszyscy byli w podniosłych nastrojach. Pamiętam, że nie było bananów i pomarańczy, że półki świeciły pustkami. A pewnego dnia okazało się, że za pieniądze, które zgromadziłam w skarbonce, nie mogę już kupić pół roweru, tylko cztery pączki.
Pani postać, Renata, jest bardzo wyrazistą, silną kobietą. Ponieważ pochodzi pani ze Śląska, spytam, czy takie też są kobiety w pani rodzinnych stronach?
- Myślę, że nie można tego w ogóle odnosić do Śląska. Uważam, że kobiety, generalnie, teraz takie są. Rosną w siłę, uniezależniły się od mężczyzn. Nie oznacza to, że zaczęły się szarogęsić. Mają bardzo dużo do powiedzenia, są bardzo zaradne, inteligentne i ambitne. Wokół siebie spotykam masę kobiet, które są naprawdę fantastyczne. A mężczyzn mniej.
Pierwsze skrzypce w "Obywatelu" grają syn i ojciec - Jerzy i Maciej Stuhrowie. Jak zapatruje się pani na takie projekty rodzinne? To zagadnienie wydaje mi się ciekawe, gdyż ma pani siostrę aktorkę, Maję.
- Bardzo lubię współpracować z moją siostrą. Robiłyśmy razem wiele rzeczy już i za chwilę przystąpimy do pracy nad kolejnym wspólnym projektem. Będzie to spektakl teatralny.
Ostatnio przeczytałem, że miała pani problemy, by wejść na pokaz innego filmu z pani udziałem. Chodzi o "Polskie gówno". Podobno nie miała pani zaproszenia i obsługa początkowo nie chciała pani wpuścić. Czy faktycznie taka kłopotliwa sytuacja miała miejsce?
- Rzeczywiście, nie miałam ze sobą zaproszenia. To był pokaz w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego w Złotych Tarasach. Pan stojący przy wejściu poprosił, żebym chwilę zaczekała, i poszedł po osobą bardziej kompetentną. Wrócił z panią, która miała listę zaproszonych gości. Znalazła moje nazwisko i oczywiście wpuściła. Nawet jestem za tym, żeby obsługa była taka kategoryczna. Tak powinno być. Wiadomo, że jest masę ludzi, którzy chciałoby dostać się na taką imprezę, naśladując Nikodema Dyzmę.
Sonia Bohosiewicz (ur. 1975) - aktorka filmowa, teatralna i serialowa. Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Zagrała m.in. w "Rezerwacie" i "Wojnie polsko-ruskiej". Mężatka, ma dwóch synów. "Obywatel", najnowszy film z jej udziałem, wejdzie do kin 7 listopada.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!