Sofia Vergara w sądzie. Poszło o zarodki
Kuriozalna sprawa sądowa, w której aktorka i modela Sofia Vergara została pozwana przez swoje własne zarodki została oddalona i nie odbędzie się.
Cała historia zaczęła się ponad trzy lata temu. Vergara była wtedy w związku z Nickiem Loebem, z którym to planowała mieć dzieci za pomocą metody in vitro. Para chciała zapłodnić surogatkę embrionami powstałymi z plemników mężczyzny i komórki jajowej aktorki. Do samego zapłodnienia jednak nie doszło, a zaręczyny pary zostały odwołane w maju 2014 roku. Vergara niedługo po tym związała się z aktorem znanym z serialu "Czysta krew" - Joe Manganiello. Ślub aktorskiego duetu odbył się w listopadzie 2015 roku.
Długo po rozstaniu z Loebem Vergara musiała toczyć jednak sądową batalię o prawa do wspólnych zarodków. Jak się bowiem okazało, po zerwaniu Loeb chciał zapłodnić inną surogatkę i samemu wychować tak poczęte dzieci. Oczywiście sprzeciwiła się temu aktorka, która wszak przekazywała swoje komórki jajowe w celu zbudowania z Loebem rodziny. Zgodnie z kalifornijskim prawem racja stała po jej stronie - przyzwolenie na wykorzystanie embrionów musi być zawsze obopólne.
Wtedy Loeb postanowił rozegrać sprawę inaczej. Do sądu w Luizjanie wpłynął wniosek, w którym stroną pozywającą okazały się... zarodki pary. Pozew w ich imieniu złożył "obrońca życia" James Cabornnet. Jak argumentował - brak zgody na wykorzystanie embrionów jest "skazaniem na śmierć" zarodków przez Vergarę. Liczył przy tym zapewne na bardziej konserwatywne od kalifornijskiego ustawodawstwo Luizjany.
Sprawa została jednak oddalona. Sąd stwierdził, że nie ma żadnego prawa do decydowania o embrionach, gdyż nie są one przypisane do stanu Luizjana. Do zarodków odniósł się nawet jako do "obywateli Kalifornii".
W dokumentach wypełnionych przez Loeba można było znaleźć tezy, jakoby para w 2014 roku planowała swoje wspólne życie wieść właśnie w Luizjanie. Sąd jednak nie wziął tego twierdzenia jako dowodu w sprawie jakiegokolwiek powiązania Loeba i Vergary ze wspomnianym stanem.