Reklama

Siergiej Łoźnica: Od dokumentu do fabuły

Znany ukraiński reżyser Siergiej Łoźnica przyjedzie do Polski w związku z kinową premierą filmu "Szczęście ty moje". W piątek artysta będzie gościł w Warszawie, a w niedzielę w Białymstoku.

Dramat "Szczęście ty moje" ("My Joy", 2010, prod.: Niemcy/Ukraina/Holandia), poruszającą, mroczną opowieść o współczesnej Rosji, fabularny debiut reżyserski Łoźnicy - cenionego dokumentalisty, w polskich kinach oglądać będzie można od piątku. Łoźnica otrzymał za ten film Nagrodę Gildii Rosyjskich Krytyków Filmowych (2010). Obraz był prezentowany na wielu festiwalach, np. w Cannes, gdzie nominowano go do Złotej Palmy.

W Polsce premierowe pokazy "Szczęścia " odbędą się w warszawskiej Kinotece (w piątek) i w kinie Forum w Białymstoku (w niedzielę). Projekcjom towarzyszyć będą spotkania reżysera z publicznością.

Reklama

Siergiej Łoźnica (ur. 1964) wychował się w Kijowie. Kształcił się na Wydziale Inżynierii i Matematyki tamtejszej Politechniki, przez kilka lat pracował w Instytucie Cybernetyki. Przygodę z filmem rozpoczął w 1991 r., podejmując w Moskwie studia w Rosyjskim Instytucie Kinematografii. Jako reżyser zaczynał od filmów dokumentalnych - nakręcił wiele nagradzanych dokumentów, m.in. "Portret" (2002) i "Blokadę" (2006).

W fabularnym "Szczęściu " Łoźnica podjął próbę stworzenia portretu współczesnej, a także minionej Rosji, widzianej z perspektywy zwykłych, prostych ludzi: kierowcy, policjanta, żołnierza, dziecka.

"Georgij, kierowca ciężarówki, wyjeżdża z rodzinnego miasta z ładunkiem towarów. Zmuszony do zjechania z autostrady, gubi się w szczerym polu w głębi Rosji. Próbując rozpaczliwie odnaleźć właściwą drogę, zostaje wciągnięty w spiralę szaleństwa i przemocy" - to najbardziej skrótowy opis fabuły. Jak przyznał reżyser, film w dużej mierze oparty jest na faktach, wiele przedstawionych w nim historii miało odzwierciedlenie w rzeczywistości.

"Realizując 'Szczęście ty moje', Łoźnica odwołał się do estetyki kina dokumentalnego, od którego zaczęła się jego reżyserska kariera. Uciekając od zbędnego patosu, przeestetyzowania i wyrafinowania, stworzył film oparty na surowych, acz poruszających ujęciach" - zwraca uwagę polski dystrybutor filmu, firma Against Gravity.

Sam Łoźnica o genezie filmu opowiadał tak: "Od 1997 roku podróżuję przez Rosję, głównie tę prowincjonalną, robiąc filmy dokumentalne. Zjeździłem samochodem trasę od Petersburga po Ural i oczywiście z każdej takiej podróży wracam z bagażem historii. Czasem pojawiają się one nagle i niespodziewanie - na przykład jakiś mężczyzna podchodzi i zaczyna bez powodu opowiadać historie - a niekiedy ja sam staję się częścią historii. Czasem zatrzymuję się, by zrobić zdjęcie jakiejś osobie i nagle ona zaczyna opowiadać o swoim życiu. Zgromadziłem w głowie tak dużo różnych historii, że postanowiłem na ich bazie zrobić film fabularny".

Reżyser przyznał, że bohaterowie filmu "wydają się zupełnie zagubieni, jakby stale szukali kierunku, w jakim mają zmierzać".

"To metafora całej Rosji" - ocenia Łoźnica i jednocześnie znajduje oryginalne porównanie - do systemu dróg w tym kraju. "System dróg w Rosji jest zbudowany, niczym jedno wielkie drzewo - drogi prowadzące do miast czy wsi wychodzą z jednego pnia. Często nie ma innej możliwości, by dojechać do wioski oddalonej zaledwie o pięć kilometrów, jak tylko cofnąć się do miasta. Jedna wioska może być w jednym okręgu administracyjnym, a druga, leżąca obok, w innym. A między nimi nie ma żadnego połączenia drogowego" - zwraca uwagę reżyser.

Jego zdaniem, taki system dróg może symbolicznie odzwierciedlać "strukturę myślenia, system mentalny": jest jedno centrum i są odgałęzienia, które wydają się nic nie znaczyć, "bo tylko jedna jedyna droga prowadzi do centrum".


"Żyjesz obok czegoś ważnego, ale tego nie dostrzegasz, nie potrafisz tego zobaczyć. Bardzo często znajdujemy siebie na krańcu takiej właśnie drogi, która jest początkiem 'donikąd'. Powszechnie nazywa się to 'diabelskim śmiertelnym końcem'. W taką 'dziurę w przestrzeni' trafia mój bohater. Nie potrafi się z niej wyrwać, jakby ktoś rzucił na niego klątwę" - opowiadał filmowiec.

Na łamach amerykańskiego magazynu "Variety" napisano o filmie Łoźnicy: "Ironicznie zatytułowane 'Szczęście ty moje' jest wspaniałym debiutem fabularnym, (...) przypominającym ostatnie ujęcia z filmu 'Strefa mroku', (...) pokazuje pełen przemocy kraj, skorumpowany i odczłowieczony do granic absurdu. Mocne, prowokacyjne i bardzo realistyczne ujęcia nadają filmowi siły wyrazu i sprawiają, że ogląda się go niczym tragiczny w skutkach horror". Krytyk z brytyjskiego "Screen Daily" uznał z kolei: "Widać w tym filmie echa twórczości Kafki i Hanekego. To koszmarna podróż w głąb ludzkiej duszy".

Autorem zdjęć do "Szczęścia " jest Oleg Mutu, który w dorobku ma wcześniejszą współpracę ze znanym reżyserem rumuńskim, Cristianem Mungiu (był operatorem na planie jego filmu "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", 2007).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Szczęście ty moje | Siergiej Łoźnica
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy