Reklama

Shailene Woodley krytykuje sceny erotyczne z... kobietami w stanikach

Znaną z serialu "Wielkie kłamstewka" Shailene Woodley już niedługo będzie można zobaczyć w wyprodukowanym przez Netfliksa filmie "Ostatni list od kochanka". Popularna aktorka nie stroni od nagości na ekranie. W ostatnim wywiadzie przybliżyła swoje podejście do tzw. scen rozbieranych. Jej zdaniem ujęcia, w których aktorki w nich występujące mają na sobie staniki, są zupełnie nierealistyczne.

Znaną z serialu "Wielkie kłamstewka" Shailene Woodley już niedługo będzie można zobaczyć w wyprodukowanym przez Netfliksa filmie "Ostatni list od kochanka". Popularna aktorka nie stroni od nagości na ekranie. W ostatnim wywiadzie przybliżyła swoje podejście do tzw. scen rozbieranych. Jej zdaniem ujęcia, w których aktorki w nich występujące mają na sobie staniki, są zupełnie nierealistyczne.
Shailene Woodley /Edward Berthelot /Getty Images

"Nigdy nie czuję się niekomfortowo w trakcie scen intymnych, bo dużo o nich rozmawiam. Siadam razem z reżyserem i aktorem, z którym gram w takich scenach, i rozmawiamy. Dopytuję, jak zostanie nakręcone dane ujęcie, czy nagość w nim jest rzeczywiście potrzebna, czy doda coś do całej sceny, a może będzie jedynie odwracać uwagę. Dokładnie wyznaczamy wszelkie granice. I nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której ktoś nie uszanowałby wcześniejszych ustaleń" - powiedziała Woodley w rozmowie z portalem "The Hollywood Reporter".

Aktorka dodała też, że w wielu filmach i serialach seks prezentowany jest w nierealistyczny sposób. "Często w filmach mamy sceny, w których dwoje ludzi uprawia seks. Kobieta ma wtedy na sobie stanik. W prywatnym życiu nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek była w takiej sytuacji. A jeśli kiedykolwiek kochałam się w staniku, to zdarza się to bardzo, bardzo rzadko" - wyznała aktorka.

Reklama

Shailene Woodley nie unika scen erotycznych. Kilka z nich znalazło się w jednym z jej ostatnich filmów, romantycznym dramacie "Coś się kończy, coś zaczyna" w reżyserii Drake'a Doremusa. Reżyser chwalił odwagę aktorki, która jego zdaniem jest rzadkością wśród innych aktorek. "Shailene nie jest nowoczesna, jest wspomnieniem. Kimś na wzór francuskich aktorek z lat 60. ubiegłego wieku. Panuje nad swoją seksualnością w sposób, który jest zarówno wyzwalający jak i magiczny. Jest w stanie użyć dużo swojego instynktu i intuicji. Jest chłodna, wyluzowana, zawsze obecna, miła, rozważna i skromna" - chwalił gwiazdę Doremus.

23 lipca na platformie streamingowej Netflix zadebiutuje najnowszy film z udziałem Shailene Woodley. Będzie to ekranizacja powieści Jojo Moyes "Ostatni list od kochanka". Film opowie historię ambitnej dziennikarki Ellie Haworth (w tej roli Felicity Jones), która odkrywa sekretne listy miłosne z roku 1965 i postanawia rozwikłać zagadkę związanego z nimi zakazanego romansu.

Krok po kroku poznaje historię miłości żony bogatego przemysłowca Jennifer Stirling (Woodley) oraz Anthony'ego O'Hare (Callum Turner), reportera finansowego piszącego artykuł o jej mężu. Wkrótce miłość pojawia się też w życiu Ellie, co jest zasługą ujmującego i bezpretensjonalnego archiwisty (Nabhaan Rizwan), który pomaga jej odnaleźć kolejne listy.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Shailene Woodley
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy