Reklama

"Ścigany": Być jak Tommy Lee Jones

29 lipca 1993 roku grupa szeryfów federalnych otrzymała za zadanie przeszukanie każdej stacji benzynowej, każdego domu, każdego magazynu, farmy, schowka na miotły, kibla i każdej psiej budy, by znaleźć zbiegłego z więziennego transportu doktora Richarda Kimble'a. Kultowy "Ścigany" kończy dziś 30 lat.

To nie powinno się udać. Filmowy remake popularnego serialu telewizyjnego o lekarzu, którego ukochana żona zostaje zamordowana przez jednorękiego napastnika - no, nie brzmi to dobrze. Dalej fabuła robi się tylko absurdalniejsza. Mąż ofiary zostaje oskarżony o jej zabójstwo i skazany na śmierć. Gdy jest transportowany do celi, autobus więzienny zjeżdża z drogi. A po chwili uderza w niego pociąg. Lekarz ucieka, a wcześniej jeszcze ratuje rannych, żeby nie było żadnych wątpliwości, kto tu jest pozytywnym bohaterem. Za zbiegiem rusza grupa śledczych pod wodzą bezwzględnego szeryfa federalnego, którego "nie obchodzi" wina poszukiwanego. Liczy się tylko wykonanie zadania. 

Reklama

Kinomaniacy kręcili pewnie głowami. Nawet aktorzy byli nieprzekonani. Harrison Ford, który wcielił się w niesłusznie skazanego doktora Richarda Kimble'a, przewidywał, że film okaże się box-offisową bombą. Z kolei Tommy Lee Jones, czyli tropiący uciekiniera szeryf federalny Samuel Gerard, liczył się z rychłym końcem swojej kariery. Gdy kręcono sceny nad wodospadem, a Ford stał przy urwisku, Joe Pantoliano, który wcielił się w członka wydziału pościgowego, krzyczał: "Harrison, nie jest aż tak źle! Nie skacz!". "Pamiętam, że gdy jechaliśmy z Tommym Lee na lotnisko po zdjęciach, powiedział coś w rodzaju: 'Nie, żebyśmy wygrali za to Oscara', czy coś takiego" - wspominał aktor w rozmowie z serwisem Cinema Blend. 

A jednak wygrali. Okazało się, że "Ścigany" Andrew Davisa działa i to bardzo dobrze. Film zarobił na całym świecie prawie 370 milionów dolarów, a krytycy prześcigali się w pozytywnych opiniach. Na koniec przyszło siedem nominacji do Oscara — w tym za najlepszy film. "Ścigany" walczył o najważniejszą nagrodę amerykańskiego przemysłu kinowego z "Listą Schindlera" Stevena Spielberga, "Fortepianem" Jane Campion, "Okruchami dnia" Jamesa Ivory'ego i "W imię ojca" Jima Sheridana. Zasłużył na każdą ze swoich nominacji. Jones był natomiast bezkonkurencyjny w kategorii aktora drugoplanowego. 

Serialowy "Ścigany" był emitowany od 1963 do 1967 roku. Fabuła była prosta. Kimble został wrobiony w morderstwo żony i skazany na śmierć. Gdy uciekł z więzienia, poszukiwał jej mordercy. W każdym odcinku pojawiał się w innym miejscu, gdzie pomagał potrzebującym, a przy okazji gromadził informacje potrzebne mu do rozwikłania zagadki zabójstwa ukochanej. Serial szybko zdobył status kultowego. W 1966 roku wyróżniono go statuetką Emmy dla najlepszej telewizyjnej produkcji dramatycznej. Z kolei wcielającego się w Kimble'a Davida Janssena uhonorowano w tym samym roku Złotym Globem. 

Producenci remake'u chcieli obsadzić w roli głównej Aleca Baldwina. Ten zażądał za dużego wynagrodzenia. Następnie zwrócono się do Nicka Nolte'a. Ten odmówił, ponieważ uważał, że jest za stary do występów w kinie akcji. Poza nimi rozważano także Kevina Costnera, Andyego Garcię i Michaela Douglasa. Ostatecznie padło na Forda. Ten żartował później, że przyjął rolę, ponieważ w końcu mógł zapuścić brodę — czego dotychczas zabraniał mu Bob Daly, ówczesny dyrektor Warner Bros. 

Jako Gerarda producenci widzieli starszego aktora — Jona Voighta lub Gene'a Hackmana. Davis zaproponował jednak Tommy'ego Lee Jonesa, z którym pracował wcześniej przy "Przesyłce" i "Liberatorze". Znał aktora i jego styl pracy. Jones często zmieniał swoje kwestie i nie bał się protestować, gdy jakiś fragment scenariusza nie przypadł mu do gustu. Na planie "Ściganego" Jones przeszedł samego siebie. Większość najsławniejszych cytatów Gerarda jest wynikiem jego improwizacji. Aktor przepisał scenę rozmowy szeryfa ze swoim podwładnym, który przed chwilą był przetrzymywany przez poszukiwanego zbiega. To on odpowiada za cytowane wyżej słowa "Nie obchodzi mnie to". Gdy kręcono scenę, w której Gerard znajduje Kimble'a w budynku pełnym ludzi i zaczyna do niego strzelać, Jones przerwał zdjęcia, bo upierał się, że jego postać nie narażałaby życia i zdrowia cywilów. 

Najtrudniejszą sekwencją do zrealizowania okazał się wypadek więziennego autobusu i następująca po nim katastrofa kolejowa. Została zaplanowana z kilkutygodniowym wyprzedzeniem i dokładnie przećwiczona, a jej koszt wyniósł milion dolarów. W scenie użyto prawdziwej lokomotywy, z której wcześniej usunięto silnik. Nie było mowy o dublach. Katastrofę filmowało trzynaście kamer jednocześnie. Trzy z nich zostały stracone w trakcie realizacji. Zniszczony pociąg pozostawiono samemu sobie. Jak wspominał później Davis w rozmowie z magazynem Empire, miejsce to stało się atrakcją turystyczną. "Sprzedawali bilety. Chodźcie, zobaczycie pobojowisko z filmu" - śmiał się. 

Scena w czasie Parady z okazji Dnia Świętego Patryka nie znajdowała się w scenariuszu. Davis, jako rodowity mieszkaniec Chicago, bardzo pragnął ją uchwycić. Pozwolenie z biura burmistrza miasta przyszło w dniu wydarzenia. Nie było czasu na planowanie. Ford i Jones po prostu weszli w tłum i zaczęli improwizować, a operatorzy z kamerami w rękach biegali między nimi. Odtwórca roli Kimble'a szedł spokojnie, zgarbiony i wpatrzony w chodnik, tak jak osoba, która nie chce się wychylać. Minęło kilka minut, zanim ktoś w tłumie go rozpoznał. 

Sukces "Ściganego" tkwił w dobrej dynamice między dwójką głównych bohaterów — nie superludzi pokroju Stallone'a i Schwarzeneggera, a zwyczajnych mężczyzn, korzystających ze swojego sprytu i inteligencji. Dodać do tego perfekcyjną realizację, idealne tempo opowieści i wychodzi nam blockbuster, który po trzydziestu latach od swej premiery bije na głowę większość współczesnych popkorniaków. Gdyby nie "Lista Schindlera", "Ścigany" zagarnąłby wszystkie Oscary. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ścigany | Harrison Ford | Tommy Lee Jones | Andrew Davis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy