Reklama

"Sala samobójców" wciąż na szczycie!

"Sala samobójców" święci triumfy na liście polskiego box office'u. Film od trzech tygodni "okupuje" pierwsze miejsce i jest liderem kinowego "top 10". Tymczasem mamy dla Was niezwykły materiał, opowiadający o tym, jak wyglądał proces tworzenia animacji do tej produkcji.

Kinowa premiera filmu odbyła się 11 marca. Do tej pory debiut Jana Komasy obejrzało ponad 388 tys. widzów, a niemal 30 tys. spośród nich dołączyło do grona fanów filmu na Facebooku.

Dominik to zwyczajny chłopak. Ma wielu znajomych, najładniejszą dziewczynę w szkole, bogatych rodziców, pieniądze na ciuchy, gadżety i imprezy. Pewnego dnia zmienia się wszystko... "Ona" zaczepia go w sieci. Jest intrygująca i przebiegła. Wprowadza go do "Sali samobójców" - miejsca, z którego nie ma ucieczki.

- W Sali samobójców mamy dwa światy. Mamy świat ludzi - tu i teraz - i mamy świat awatarów. To wykreowany świat, w którym każdy ma swoją trójwymiarową postać. Całym niebezpieczeństwem tego wirtualnego świata jest to, że nigdy tak naprawdę nie wiadomo, z kim mamy do czynienia - opowiada Jan Komasa, reżyser filmu.

Reklama

Przeczytaj recenzję filmu "Sala samobójców" na stronach INTERIA.PL!

Proces tworzenia animacji, szczególnie takiej, jak jest w "Sali samobójców", jest bardzo pracochłonny.

- Zajęło nam to prawie 12 miesięcy - wyjaśnia Adam Torczyński, 3D supervisor.

- Stworzyliśmy wizję tego, jak mógłby ten wirtualny świat wyglądać, funkcjonować, jak te postaci mogłyby się zachowywać. (...) Zdecydowaliśmy się animować w tradycyjny sposób, przy pomocy animatorów - dodaje Olga Szblewicz-Pisuk, 3D supervisor.

W tym filmie jest kilkaset różnych efektów specjalnych, i to nie najprostszych. A co było najtrudniejsze? Będziecie zaskoczeni.

- Najtrudniejszą sceną w całym filmie była scena... miłości, gdzie dwoje aktorów wykonywało różne ewolucje w czymś, co przypominało wodę, ale tak naprawdę wykonywali te ewolucje podwieszenie na linkach w hali zdjęciowej. Trudność polegała na tym, że trzeba było usunąć te wszystkie linki, do których byli przymocowani. Trzeba było wykreować cały ten świat od zera. Myślę, że są to efekty na światowym poziomie" - opowiada Jacek Skrobisz, FX supervisior.

- Unikalność "Sali samobójców" przejawia się w tym, że jest w tym filmie kilkadziesiąt minut efektów specjalnych. Takiego filmu nie było w ostatnich latach w polskiej produkcji - powiedział Jędrzej Sabliński, prezes firmy The Chimney Pot, w której powstawały efekty specjalne do tego filmu.

Główną rolę w filmie gra Jakub Gierszał. Co mówi o swym bohaterze?

- Dominik szuka ekspansji swego życia w internecie. Tylko tam jest, czuje się sobą, tworzy takiego awatara, jakim on jest w życiu. Jedyna różnica jest taka, że jest bardziej odważny, bo w internecie możemy sobie pozwolić naszą anonimową postacią na więcej. Początkowo jego awatar jest zwykły, normalny, potem jest wojownikiem, potem kochankiem, utożsamia się z Sala samobójców, gdzie każdy awatar jest trochę odjechany w zależności od osobowości - opowiada Jakub Gierszał.

Przeczytaj nasz wywiad z Jakubem Gierszałem!

W najważniejszą kobiecą postać wciela się Roma Gąsiorowska.

- W Sali samobójców możesz robić, co chcesz, możesz wyglądać jak chcesz. Jest to zamknięty, elitarny świat, gdzie bardzo elitarna grupa inteligentnych osób, na czele z Sylwią, która stworzyła tę Salę, ucieka przed realnym światem. Bardzo ciekawe w pracy nad ta rolą było to, że Sylwia funkcjonuje głównie w internecie. Trzeba było stworzyć osobowość, która była częściowo wirtualna. Do końca nie wiadomo, jaka ona jest w rzeczywistości - wyjaśnia Roma Gąsiorowska.

Znakomici aktorzy grają w tej warstwie animacyjnej, natomiast nie pojawiają się realnie w filmie.

- Mateusz [Kościukiewicz- red.], który nie występuje realnie w tym filmie, ma bardzo ważną postać, która jest awatarem. Użycza jej swojego głosu i osobowości. To bardzo trudne, ale on to zrobił - dodaje Jerzy Kapuściński, producent filmu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy