Ryan Gosling wypowiada wojnę mafii
Ryan Gosling zdecydowanie nie preferuje gwiazdorskiego stylu ubierania, bez względu na to, jak wyobrażacie sobie ten styl.
W Los Angeles wstał chłodny, zimowy dzień. Gosling (który dzięki słynnym zmysłowym scenom z "Pamiętnika" stał się przedmiotem fantazji nieprzeliczonych tłumów kobiet) przyszedł na nasze spotkanie w wyświechtanych dżinsach i kraciastej koszuli, a także z kilkudniowym zarostem na twarzy, przez który spokojnie mógłby uchodzić za jednego z budowlańców wznoszących zewnętrzne patio przy pobliskim hotelu Four Seasons.
32-letni Kanadyjczyk, który podczas naszej rozmowy przez cały czas popija Dr. Peppera, nie emanuje opanowaniem i wystudiowanym urokiem typowym dla ikon wielkiego ekranu. Odpowiedź na pierwsze pytanie partaczy wręcz po mistrzowsku...
- Przepraszam, o co pytałaś? - reaguje dopiero po chwili. - Rany, przed chwilą wypiłem puszkę Red Bulla. Muszę się skoncentrować.
Powodem naszego spotkania jest nowy film z udziałem Goslinga, "Gangster Squad. Pogromcy mafii" w reżyserii Rubena Fleischera. To luźno oparta na faktach historia tajnego oddziału powołanego do życia przez departament policji w Los Angeles w celu powstrzymania gangsterów ze Wschodniego Wybrzeża - m.in. słynnego mafijnego bossa Mickeya Cohena (Sean Penn) - przed opanowaniem miasta. Akcja filmu rozgrywa się w latach 40. i 50. ubiegłego stulecia, a w obsadzie, oprócz Goslinga i Penna, zobaczymy również Josha Brolina i Emmę Stone. Bohater, grany przez mojego rozmówcę, to sierżant Jerry Wooters, policjant, w którego duszy pragnienie szerzenia sprawiedliwości, walczy z gorącym temperamentem, brawurą i wyraźnym rysem fatalizmu.
- To gość, który do życia podchodzi dość niefrasobliwie - mówi Gosling. - Liczy się z tym, że w każdej chwili ktoś lub coś może na zawsze wyeliminować go z tej gry. Dlaczego więc wcześniej nie miałby urządzić małej rozróby i jeszcze czegoś na tym ugrać?
Wooters wdaje się również w romans z dziewczyną Mickeya Cohena, w którą wciela się Emma Stone. - Ten film w ogóle ma interesującą wymowę - zauważa aktor. - Od początku widać, że to coś innego niż filmy gangsterskie, którymi zachwycali się nasi ojcowie. Widz powinien się przygotować na niespodzianki. Ta historia to również list miłosny, którego adresatem jest Miasto Aniołów.
- Ogólnie rzecz biorąc, to opowieść o poważnych rzeczach, ale nie brak w niej akcentów komediowych. Ja sam mogę powiedzieć, że moje aktorskie korzenie sięgają właśnie komedii. Ten film to moja inicjacja jeśli chodzi o kino akcji. Od początku wiedziałem, że będę musiał się sporo nauczyć.
Być może właśnie to doświadczenie z komedią jako gatunkiem sprawiło, że Gosling podszedł do swojego bohatera w sposób niekonwencjonalny.
- Zawsze podobało mi się to, że Królik Bugs nie był tylko królikiem przebierającym się od czasu do czasu w damskie ciuszki, by w ten sposób ratować swoją skórę w opałach - mówi. - Właśnie takie traktowanie postaci mnie fascynuje. Starałem się, by Wooters nie był kimś mało wyrazistym. Chciałem pokazać, że to prawdziwy człowiek wykonujący konkretną pracę. W tym momencie muszę podkreślić, że policjant, który stał się jego pierwowzorem, był o wiele bardziej odważny niż wykreowany przez scenarzystów bohater. Te zmiany były jednak konieczne z punktu widzenia dramaturgii.
Zdaniem Goslinga, kluczowym momentem dla rozwoju akcji jest scena, w której pucybut, z którym Wooters się zaprzyjaźnił, ginie w potyczce pomiędzy policjantami a gangsterami.
- Mój bohater musiał poczuć prawdziwy gniew. Musiały nim zatargać prawdziwe emocje - wyjaśnia. - Śmierć tego chłopaka autentycznie nim wstrząsnęła. Znalazł się w centrum strzelaniny nie z własnej woli - i drogo za to zapłacił. Nic dziwnego, że Wooters nie może sobie z tym poradzić.
Gosling dodaje, że z satysfakcją przyjął fakt, iż twórcy "Gangster Squad. Pogromcy mafii" od początku zamierzali przedstawić prawdziwą historię. - Wyszukałem gdzieś zdjęcie policjanta, na którym scenarzyści wzorowali moją postać. Spotkałem się też z jego bliskimi. Od jego syna usłyszałem kilka naprawdę świetnych historii. Ten facet przez cały dzień gasił niedopałki w mankietach swoich spodni, a wieczorem po prostu wyrzucał te spodnie do kosza. Czy to nie fascynujący szczegół?
Udawanie policjanta na ekranie rozczarowało go pod jednym tylko względem. - Musiałem pogodzić się z tym, że nie dostanę do ręki Thompsona (pistolet maszynowy znany również jako "Tommy gun" - red.) - wzdycha Gosling. - Byłem pewien, że tak się stanie, a skończyłem z jakimś pistolecikiem dla panienek. Thompson przypadł w udziale Joshowi Brolinowi.
Praca z Emmą Stone nie była dla Goslinga niczym nowym. Grali namiętnych kochanków już wcześniej - w "Kocha, lubi, szanuje".
- Tak naprawdę przyjąłem rolę w "Pogromcach mafii" tylko dlatego, że Emma "wisi" mi pieniądze - śmieje się aktor. - Wspólna praca z nią to dla mnie jedyna szansa na odzyskanie tej kasy. Wciąż na nią czekam...
Stone z kolei stwierdziła w jednym z wywiadów, że jej samej i jej filmowemu partnerowi najtrudniej było zachować powagę w scenach, które tego wymagały. - Nie dość, że parę lat temu zagraliśmy razem w komedii, to jeszcze na co dzień jesteśmy parą świrusów.
Gosling wychowywał się w kanadyjskiej prowincji Ontario, gdzie mieszkał z rodzicami i starszą siostrą. Przyszły aktor nie uczęszczał do publicznej szkoły, ale był uczony w domu, przez rodziców. Z tradycyjnym systemem edukacji zetknął się dopiero przy wyborze szkoły średniej, gdzie skoncentrował się przede wszystkim na aktorstwie i sztukach pięknych. Liczne konkursy talentów, jakie tam się odbywały, utwierdzały go w przekonaniu, że chce być artystą występującym przed publicznością. Od początku wiedział, że chce grać (przede wszystkim w kinie), chociaż zdradzał również niezaprzeczalny talent wokalny.
- Fascynacji filmem uległem już jako dzieciak - opowiada. - To wtedy po raz pierwszy zobaczyłem "Rambo: Pierwszą krew". Pamiętam, że wyszedłem z kina w poczuciu, że Rambo to ja. Nawet własna twarz pod dotykiem mojej dłoni wydawała mi się obca.
Momentem, który zadecydował o wszystkim, było powzięcie decyzji o wzięciu udziału w przesłuchaniach do programu "Klub Myszki Mickey", organizowanych w Montrealu. O możliwość występowania w popularnej produkcji Disney Channel ubiegało się jakieś 17 tysięcy dzieci (nie tylko w Kanadzie) - młody Ryan pokonał jednak konkurentów i przez dwa lata, od 1993 do 1995 roku, brał udział w nagraniach programu na Florydzie. Mieszkał wówczas z rodziną kolegi z planu. Tym kolegą był Justin Timberlake.
Po kilku latach, które upłynęły mu na grywaniu epizodów w kanadyjskich serialach telewizyjnych, Gosling wyruszył do Hollywood. Pierwszym filmem, do którego go tam zaangażowano, byli "Tytani" (2000). Później przyszła przełomowa rola w opartym na prawdziwych wydarzeniach "Fanatyku" (2001), gdzie zagrał młodego Żyda, który staje się agresywnym antysemitą. Film zdobył nagrodę jury na festiwalu w Sundance i skierował uwagę Fabryki Snów na młodego Kanadyjczyka.
Romantyczny "Pamiętnik" (2004), w którym Gosling wystąpił obok innej wschodzącej kanadyjskiej gwiazdy - Rachel McAdams - uczynił z niego gwiazdę w pełnym znaczeniu tego słowa. Zarazem otworzył mu drogę do kolejnych głośnych ról w takich filmach, jak "Szkolny chwyt" (2006; za przekonujące sportretowanie nauczyciela-narkomana był nominowany do Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego), "Słaby punkt" (2007), "Miłość Larsa" (2007), "Blue Valentine" (2010), "Idy marcowe" (2011) czy głośny "Drive" (2011).
Niedawno Gosling zakończył zdjęcia do filmu "The Place Beyond the Pines", w którym zagrał u boku swojej życiowej partnerki, Evy Mendes. To przejmująca historia kaskadera motocyklowego, który wkracza na drogę przestępstwa, by utrzymać swoją żonę i dziecko. Za kilka miesięcy widzowie zobaczą go również w dramacie "Only God Forgives" w reżyserii twórcy "Drive", Nicholasa Windinga Refna. Na swoją premierę czeka też najnowsze, nie mające jeszcze tytułu dzieło Terrence'a Malika, gdzie Gosling występuje razem z Christianem Bale'em, Cate Blanchett i Natalie Portman.
Chociaż grafik aktora już jest mocno napięty, on sam wciąż ma ochotę na więcej.
- Często słyszę pytania, czy nie przeszkadza mi to, jak bardzo jestem zapracowany. Musze jednak powiedzieć, że czuję się z tym dobrze - mówi. - Poza tym czuję, że ostatnimi czasy moja kreatywność wzrosła, chociaż sam nie wiem dlaczego. Chcę wcielać się w coraz to nowe postaci. Mam ochotę zagrać nawet ciebie!
Jeśli zapytać go o to, czy czuje się gwiazdą, zaprzeczy - ale fakty (w tym setki pełnych uwielbienia poświęconych mu stron internetowych, jak serwis "The United States of Gosling") mówią same za siebie.
- Przyznaję, moje życie się zmieniło. Nie mogę temu zaprzeczyć - wzdycha aktor, podkreślając, że na ogół popularność nie przeszkadza mu aż tak bardzo.
- Najbardziej cieszę się, kiedy ktoś powie mi po prostu, że podobała mu się moja rola w takim czy innym filmie - wyznaje. - W takiej sytuacji nawiązuję rozmowę na ten temat. Nic nie może mi sprawić większej przyjemności.
A co ze statusem symbolu seksu, za jaki ponoć uchodzi? Ryan Gosling tylko kręci głową z uśmiechem na twarzy.
- Zawsze byłem przekonany, że mam dziwną twarz. Jeśli ktoś uważa inaczej... Cóż, to prywatna opinia tej osoby.
© 2012 Cindy Pearlman
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!