Rutger Hauer: Zanurzeni w błękicie
- Zostaliśmy dosłownie zanurzeni w błękicie - słynny aktor Rutger Hauer, gwiazda najnowszego filmu Lecha Majewskiego "Młyn i Krzyż", opowiada o cyfrowym mariażu sztuki i współczesności.
"Młyn i Krzyż" jest próbą współczesnego odczytania słynnego obrazu Pietera Bruegla z 1564 roku "Droga Krzyżowa" (dzieło jest także znane pod tytułem "Droga na Kalwarię").
Rutger Hauer, który znany jest m.in. w roli w kultowym "Łowcy androidów", wcielił się u Majewskiego w postać flandryjskiego malarza.
- Aktor podejmuje decyzję o występie w danym projekcie, jeśli czuje, że będzie to coś świetnego. Tego typu rozstrzygnięcia zapadają podczas pierwszych 20 sekund. Potem przychodzi czas na zadawanie standardowych pytań: kto gra w tym filmie, gdzie kręcimy zdjęcia, co chcemy opowiedzieć poprzez tę historię. To wszystko dzieje się na poziomie umysłu. Tymczasem najważniejszy jest instynkt - uważa Hauer, dodając, że rolę w "Młynie i Krzyżu" traktuje szczególnie.
- Przez 40 lat grałem w najróżniejszych filmach, wystąpiłem w niezliczonych produkcjach. To po prostu jeden z kolejnych filmów, przy którym dodatkowo mam szansę pracy z filmowcem, który - skrótowo rzecz ujmując - jest reżyserem-malarzem.To ciekawe, aktor staje się niejako farbą malarską. Kreowanie mojej postaci było jak "myślenie ołówkiem". To było jak wiatr. Wiatr w ołówku - powiedział Hauer.
Artysta twierdzi, że kino i malarstwo mają ze sobą wiele wspólnego.
- Fascynujące jest to, że przed wynalezieniem fotografii, to malarstwo było swoistym kinem. Jedynym medium wizualnym, jakim dysponowała ludzkość. Dla mnie kino pod pewnymi względami jest współczesnym malarstwem - powiedział Hauer.
Realizacja filmu "Młyn i Krzyż" trwała 3 lata i wymagała niezwykłej cierpliwości i wyobraźni. W produkcji wykorzystano technologię CGI (obraz generowany komputerowo, technologia wykorzystana m.in. w "Labiryncie Fauna" i "Avatarze") oraz 3D.
- Kiedy realizuje się tego rodzaju film, szczególnie jeśli mówimy o takim eksperymencie artystycznym jakim jest "Młyn i Krzyż", trwa to zazwyczaj nieco dłużej, niż w przypadku standardowych produkcji. Można to przyrównać do ponownego wymyślania koła. Moim zdaniem to cudowny cyfrowy mariaż obrazu sprzed niemal 500 lat z duszą reżysera i współczesną sztuką filmową - ocenił Hauer.
Aktor dodał też, że mimo iż ceni sobie artystyczną wrażliwość Lecha Majewskiego, przez cały czas pracy na planie "Młyna i Krzyża" "nie wiedział, co robi". - Bardzo mi się to jednak podobało - przyznał prostodusznie.
Najważniejszym doświadczeniem aktorskim była jednak praca z blue boksem. Zostaliśmy "zanurzeni w błękicie" - twierdzi Hauer.
- Lech Majewski pokazał nam ogrody, zamki, ulice, po których nasze postaci miały się przechadzać w filmie, a potem przeszliśmy do blue boksa. Kluczową sprawą przy tego typu filmie jest więc wyobraźnia albo dobra pamięć. Chodzi o to, aby zachować w pamięci to, co się przed chwilą widziało. Ale to właśnie jest fantastyczne. Film "Sin City - Miasto grzechu" został zrealizowany dokładnie w ten sam sposób. Historie i techniki ich opowiadania osiągalne dla nas dzięki dostępnym dzisiaj rozwiązaniom, są po prostu oszałamiające - przyznał Hauer.
Cyfryzacja kina dokonuje się na naszych oczach.
- Konkluzja jest prosta. To nie jutro, to dziś! To teraźniejszość, sytuacja, która nie ulegnie już zmianie. Można spekulować na temat znaczenia słowa rewolucja, ale na pewno jesteśmy na etapie, na którym w kinie zachodzą znaczące przemiany - ocenił aktor.
W "Młynie i Krzyżu", poza Rutgerem Hauerem, występują też inne gwiazdy europejskiego kina: Michel York gra bankiera i kolekcjonera obrazów, Jonghelincka, zaś Charlotte Rampling wciela się w postać Marii.
- Kiedy Lech Majewski poprosił mnie, żebym wzięła udział w tym projekcie, nie znałam jego twórczości. Przyjrzałam się więc jego dokonaniom i doszłam do wniosku, że odegranie roli w jednym z najpiękniejszych obrazów świata, i to roli matki Jezusa, musi być naprawdę niezwykłym doświadczeniem - przyznała aktorka.