Reklama

Ruszył proces ws. odszkodowania za postrzelenie na planie filmu Patryka Vegi

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie w poniedziałek ruszył proces o odszkodowanie w sprawie wypadku do jakiego doszło na planie filmu Patryka Vegi. Podczas kręcenia sceny postrzelony został pracujący tam operator.

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie w poniedziałek ruszył proces o odszkodowanie w sprawie wypadku do jakiego doszło na planie filmu Patryka Vegi. Podczas kręcenia sceny postrzelony został pracujący tam operator.
Poszkodowany operator Petro Aleksowski /Rafał Guz /PAP

Do zdarzenia doszło 21 grudnia 2016 r. Na lotnisku na warszawskim Bemowie powstawały wtedy ujęcia do filmu "Czerwony punkt" w reżyserii Patryka Vegi. Tego dnia na planie kręcono scenę ze śmigłowcem, w którym siedział zamaskowany strzelec celujący w obiektyw kamery. Wcielał się w niego były żołnierz GROM-u Ireneusz Sz.

Gdy operator Petro Aleksowski (zgadza się na podanie nazwiska) stał na podnośniku, helikopter niebezpiecznie się do niego zbliżył i wtedy padł strzał. Kula trafiła operatora w udo i uszkodziła mu kość. 

Reklama

W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się rozprawa cywilna przeciwko Opus Film (producent filmu) ws. odszkodowania za wypadek, do którego doszło na planie. Na sali rozpraw zeznawał pomocnik operatora, który kręcił razem z Petro Aleksowskim scenę na podnośniku.

Na sali rozpraw powiedział, że oboje byli zabezpieczeni jedynie uprzężami, aby nie spać z podnośnika oraz, że nie miał informacji o tym, że padnie strzał. Stwierdził, że wcześniej myślał, że chodzi o celowanie laserem, a strzał i jego efekt "ma być dorobiony przez montaż". 

Mężczyzna zeznał, że śmigłowiec nagle przybliżył się, po czym usłyszał strzał. "Po chwili Petro zaczął krzyczeć z bólu. Wziął krótkofalówkę i zaczął wzywać pomocy. Zobaczyłem na jego udzie plamę krwi (...) Krzyczeliśmy, aby podnośnik zjeżdżał w dół" - mówił w sądzie. Dodał, że jednak przez 2-3 minuty "nic się nie działo", a na planie nie było karetki, ani zespołu ratowników. Potem widział jak postrzelony operator został przeniesiony do busa.

Dopytywany przez sędzię, kto odpowiadał za zapewnienie bezpieczeństwa na planie zeznał, że byli kaskaderzy, którzy przypięli ich uprzężami, ale "formalnie nikogo nie było". Z kolei pytany, kto dał komendę do strzału stwierdził, że była to komenda reżysera. Jednocześnie zaznaczył, że razem z Petrem Aleksowskim nie mieli kontaktu z osobami ze śmigłowca. 

Mężczyzna stwierdził też, że nie przechodził wcześniej żadnych szkoleń BHP, a na planie tego dnia nie widział pirotechnika.

Postrzelony operator Petro Aleksowski domaga się przed sądem zadośćuczynienia za doznane krzywdy i ból, odszkodowania za szkody materialne oraz renty. Nie ujawnia jednak o jakie kwoty chodzi. "Zostałem inwalidą do końca życia. Nie mogę pracować w zawodzie" - powiedział po zakończonej rozprawie. 

To pierwsza tego typu sprawa w Polsce. W zeszłą środę - po ponad dwóch i pół roku od wypadku, przed Sądem Rejonowym Warszawa-Wola ruszył z kolei proces karny dotyczący tego wypadku. Na sali rozpraw zeznawali były żołnierz GROM-u Ireneusz Sz. oraz poszkodowany operator, który występuje również w roli oskarżyciela posiłkowego.

"Zarzuty aktu oskarżenia dotyczą spowodowania nieumyślnie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez postrzelenie, w wyniku czego pokrzywdzony doznał rany postrzałowej kończyny dolnej, co stanowiło ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci innego ciężkiego kalectwa" - informowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie.


***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Patryk Vega
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy