Russell Crowe ścigany za niezapłacony podatek
Władze Pensylwanii domagają się od Russella Crowe'a zapłacenia podatku dochodowego za to, że zagrał w filmie "Ojcowie i córki", który był kręcony w leżącym na terenie tego stanu Pittsburghu. Tamtejsza skarbówka uznała, że przyznana gwiazdorowi ulga podatkowa mu się nie należała, bo za dużo zarobił.
Ta kuriozalna historia ma swój początek w 2014 roku, kiedy to władze Pensylwanii, chcąc zachęcić Russella Crowe'a do zagrania w filmie kręconym na terenie tego stanu, zdecydowały się przyznać mu ulgę podatkową. Dzięki temu aktor mógł zatrzymać 25 proc. tego, co musiałby oddać miejscowemu fiskusowi.
Crowe nie jest wyjątkiem. Taka ulga przyznawana jest wszystkim filmowcom, którzy zdecydują się kręcić filmy w Pensylwanii. Władze tego stanu traktują to bowiem jak promocję i przeznaczają na ten cel 70 milionów dolarów rocznie. W 2014 r. "Pittsburgh Business Times" poinformował, że dzięki tej uldze ekipa filmu "Ojcowie i córki" zaoszczędziła w sumie 5 660 952 dolarów.
W styczniu ubiegłego roku stanowy urząd skarbowy zauważył jednak, że wadą tego programu jest to, że zazwyczaj nagradza on produkcje o dużym budżecie z aktorami, którzy mają gwiazdorskie stawki. I zalecał, by przyciągać przy pomocy tej ulgi aktorów, którzy mają znacznie niższe zarobki. Do takich osób na pewno nie należy Crowe, który według wyliczeń tamtejszej skarbówki otrzymał 3 miliony dolarów za swoją pracę w 2014 roku.
Dziś władze stanu wycofują się z podjętej wcześniej decyzji. Oczekują, że Russell Crowe zapłaci jednak podatek dochodowy w pełnym wymiarze. Dlaczego? Bo za dużo zarobił na roli w filmie "Ojcowie i córki". Dlatego we wtorek, 5 maja, Departament Dochodów Pensylwanii złożył wniosek do Sądu Najwyższego w Los Angeles o wydanie orzeczenia przeciwko aktorowi. Kwota podatku, którą Crowe ma zapłacić (mimo wcześniej przyznanej ulgi), wynosi dokładnie 129 833,50 dol.
Film "Ojcowie i córki" według serwisu IMDb zarobił na świecie 5,6 mln. dolarów przy budżecie 22,4 mln dol. Nie zarobił więc na nim nikt. Oprócz skarbówki. I może Russella Crowe'a.