Russell Crowe nie zawraca sobie głowy Oscarem
Russell Crowe, nominowany do tegorocznego Oscara w kategorii "Najlepszy aktor" za rolę w filmie "Piękny umysł", mówi, że w ogóle nie przejmuje się nominacją. Gwiazdor zdradza, że najbardziej cieszy go uznanie dla Rona Howarda, twórcy przejmującej opowieści, który walczy o miano najlepszego reżysera.
"Jeśli mam być szczery, tegoroczna nominacja nie znaczy dla mnie wiele" - wyjawił Russell Crowe, który w ubiegłym roku odebrał nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za rolę w epickiej opowieści "Gladiator" Ridley'a Scotta.
Aktor dodał, że wbrew pozorom wcale nie jest obecnie bardzo popularny w hollywoodzkim środowisku filmowym.
"Nie za bardzo kochają mnie teraz w Los Angeles. Zawsze płynąłem pod prąd, a kiedy ostatnio postanowiłem zamieszkać na stałe w Australii, nie zyskałem wielu zwolenników" - wyjawia Russell Crowe.
"Wielu dziennikarzy uznało, iż moja decyzja to jedynie próba zwrócenia na siebie uwagi, wytworzenia sztucznego szumu wokół mojej osoby i że przewraca mi się w głowie" - mówi aktor.
"Staram się nie irytować, czytając co wypisują na mój temat różne gazety, bo co mnie to właściwie obchodzi? Wszystkie te pismaki mogą pójść w diabły" - dodaje Russell Crowe.
Słysząc takie opinie, zapewne trudno się dziwić niechęci hollywoodzkiego środowiska filmowego do gwiazdora "Pięknego umysłu".
W jednym z ostatnio udzielonych wywiadów, aktor zaznaczył również, iż filmy z jego udziałem nigdy nie będą narzekać na brak popularności u widzów.
"Występuję w dobrych filmach i zawsze zanim wybiorę rolę, długo zastanawiam się nad oczekiwaniami widzów" - wyjawił Russell Crowe.
"Pochodzę z robotniczej rodziny i cenię wartość pieniądza. Dlatego chcę, aby widzowie nie czuli, że zmarnowali swoje oszczędności kupując bilet na film z moim udziałem" - dodał aktor.