Rozbiła rodzinę. Tak jak jej ojciec
Olga Frycz mówi, że nie zna ojca, bo opuścił ją, gdy była dzieckiem. Teraz nie potrafi zaufać mężczyznom.
Wydawało się, że po kilkunastu latach konfliktów i wzajemnych pretensji Olga i jej ojciec, Jan Frycz, wreszcie się jakoś dogadali. Zawieszenie broni nie trwało jednak długo. A tym razem poszło o... rolę.
- Albo ona albo ja - twardo postawił sprawę aktor, gdy dowiedział się, że w filmie "Sanktuarium" ma zagrać z córką.
Twórcy oczywiście wybrali doświadczonego i cenionego aktora. Jest więc kolejny powód, dla którego Olga ma prawo mieć do ojca żal.
Trudności w ich relacjach zaczęły się przed wielu laty, gdy artysta opuścił matkę Olgi, Małgorzatę, i czworo ich wspólnych dzieci, odchodząc do innej kobiety. Olga bardzo długo nie umiała się z tym pogodzić i do dziś twierdzi, że właściwie ojca nie zna.
Młoda aktorka ma także wielki żal do ojca, że nie zaakceptował dokonanego przez nią wyboru zawodu. Więcej - lekceważył go i ośmieszył.
- Nie chciał, żebym została aktorką, mówił, że dla kobiety to zawód podobny do prostytucji - wspomina dziś Olga. Podejrzewa też, że zrobił wszystko, by nie przyjęto jej na studia aktorskie.
Złe relacje z ojcem odcisnęły piętno na kontaktach artystki z mężczyznami. Czy to właśnie tęsknota za utraconą z nim więzią sprawiła, że Olga zakochała się w znacznie od siebie starszym reżyserze, Jacku Borcuchu?
Problem w tym, że... żonatym. Olga zrobiła więc dokładnie to, za co winiła ojca. Rozbiła rodzinę.
Ale ten związek to też już przeszłość. Aktorka, choć pojawiła się wreszcie szansa na rozwód, odeszła od partnera. Straciła cierpliwość, czy przestraszyła się poważnych zobowiązań?
sid