Reklama

Robert Redford: Złoty chłopiec Ameryki

Jest żywym wcieleniem ideału amerykańskiego złotego chłopca. Miękkie loki w kolorze herbatników, skóra jakby przyprószona brokatem, błękitne oczy - ten gość musiał dostać wszystko podane na tacy. Jeden z krytyków napisał nawet, że Redford "swoje życie wybrał z menu deserów". Ale to nieprawda.

Jest żywym wcieleniem ideału amerykańskiego złotego chłopca. Miękkie loki w kolorze herbatników, skóra jakby przyprószona brokatem, błękitne oczy - ten gość musiał dostać wszystko podane na tacy. Jeden z krytyków napisał nawet, że Redford "swoje życie wybrał z menu deserów". Ale to nieprawda.
Robert Redford /Hulton Archive /Getty Images

Gdy miał kilkanaście lat, jego życiowym celem było "wyrwać się z Los Angeles". Nietypowe jak na aktora, tyle że Redford wcale nie chciał nim zostać. Dorastał w biednej, choć dumnej rodzinie. Jego ojciec jąkał się tak mocno, że stracił posadę księgowego i zaczął dostarczać mleko. Zależało mu, by Robert poszedł na studia, znalazł stabilną pracę i za nic w świecie nie podejmował ryzyka. Nie cierpiał go, w przeciwieństwie do swej energicznej żony, która wierzyła, że jej syn może spróbować wszystkiego i stać się, kimkolwiek zechce. Robert, a właściwie Bob, jak go zwano, uważał podobnie, choć nie był dobrym uczniem. Pragnął zostać malarzem, artystyczne życie zaczął jednak od końca: odkrył alkohol.

Zdarzało mu się podwędzić ze sklepu kilka piw, by nocami, w opuszczonych domach, upijać się do nieprzytomności. Miał powód. Któregoś wieczoru na pierwszym roku studiów (na które dostał się dzięki stypendium sportowemu) usłyszał dzwoniący na końcu korytarza telefon. "Pomyślałem - to do mnie. I było. Dzwonił ojciec, by powiedzieć, że mama nie żyje". "W jakiś sposób jej śmierć uwolniła mnie od zobowiązań wobec rodziny. Miałem 18 lat, byłem zdruzgotany, ale wolny" - mówił.

Nie przejął się zbyt, gdy w następnym semestrze wylano go ze studiów za picie. Po miesiącach autostopowej podróży przez Europę, kursach malarstwa w Paryżu i romansie ze starszą o 20 lat kobietą w Cannes, dotarł do Florencji, gdzie mimo chłodów sypiał pod gołym niebem i czytał Jacka Londona. Włochy zaskoczyły go lodowatą zimą, postanowił więc wypróbować jedną z traperskich sztuczek pisarza. Pewnego wieczoru, by się ogrzać, zagrzebał się w krowim łajnie. "Brzmi idiotycznie, ale to prawda" - przyznawał po latach zażenowany. W końcu znalazł sobie lokum. "Mieszkałem w mikroskopijnym pokoiku, miałem tylko łóżko, lustro i stół, i malowałem, malowałem, malowałem". Od swego nauczyciela jednak, zamiast pochwał, usłyszał krytykę - za kopiowanie innych i brak własnego stylu. "Załamany, usiadłem przed lustrem i zadałem sobie pytanie - to kim ja właściwie jestem?".

Ku zgrozie ojca, karierę malarza zamienił na aktorstwo. Zaczął w Nowym Jorku, który oferował nie tylko artystyczne spełnienie w teatrze, ale i szybki grosz w telewizji, tym ważniejszy dla Roberta, że miał już na utrzymaniu rodzinę: "Usiłowałem udowodnić ojcu, że i ja jestem w stanie podejmować dojrzałe decyzje".
 
Zabrał się do tego jak zwykle nieco na opak. Jako 22-latek pożyczył samochód i z 300 dolarami w kieszeni ruszył do Las Vegas, by wziąć ślub z poznaną niedawno 20-letnią, pochodzącą z mormońskiej rodziny Lolą van Wagenen. Rok później urodziło się im dziecko, Scott. Po 10 tygodniach Redford znalazł syna martwego w kołysce. "To była śmierć łóżeczkowa. Wtedy jednak niczego o tym nie wiedzieliśmy, i jako rodzice winiliśmy siebie" - wspominał.

Reklama

W kolejnym roku na świat przyszła Shauna, po dwóch - Jamie, który urodził się 7 tygodni przed terminem, z nie do końca wykształconymi płucami. "Lekarze dawali mu 40% szans na przeżycie, ale przetrwał. Przez miesiąc żyliśmy w niepewności, ale potem jego stan się ustabilizował". Minęło 8 lat i urodziła się najmłodsza Amy. Życie Redfordów wydawało się sielanką, ale u Jamiego zdiagnozowano zapalenie jelita grubego. Trzeba było usunąć okrężnicę i przeszczepić wątrobę - dwa razy, gdyż pierwszy transplant się nie przyjął.

Na szczęście mieli pieniądze, bo filmowa kariera Roberta kwitła. Po 8 latach grania ogonów prawdziwą sławę przyniósł mu "Butch Cassidy i Sundance Kid", w którym pierwotnie producenci widzieli Steve’a McQueena lub Marlona Brando. "Nie chcieli obsadzać Paula Newmana z gościem bez nazwiska, ale po jednym wieczorze przy szklaneczce Paul zapowiedział: chcę Redforda" - wspominał aktor. Role odwróciły się 4 lata później, przy kręceniu "Żądła", gdy będący na szczycie Robert zrezygnował z części swej gaży, by producenci zgodzili się obsadzić Paula. Ich zawodowa znajomość zmieniła się w przyjaźń. Pewnego razu Redford obdarował Newmana wgniecionym porsche bez silnika, przewiązanym gigantyczną kokardą. Newman oddał samochód do kasacji i odesłał Redfordowi, a ten przekształcił złom w rzeźbę ogrodową i obdarował nią przyjaciela. Ciekawe, czy rozmawiali o tym, że Redford zajął miejsce Newmana jako naczelnego amanta Ameryki.

Ponoć przed seansami "Tacy byliśmy" z Barbrą Streisand czy "Pożegnania z Afryką" z Meryl Streep chusteczki sprzedawały się lepiej niż popcorn. Mniej lubujący się we wzruszeniach widzowie po kilka razy chodzili za to na "Wszystkich ludzi prezydenta" czy "Trzy dni kondora", gdzie aktor konsekwentnie kreował wizerunek zaangażowanego politycznie twardziela. Serca kobiet i szacunek mężczyzn jednak mu nie wystarczały.

U szczytu sławy postanowił wymyślić się na nowo i wyreżyserował film. "Zwyczajni ludzie" zgarnęli 4 Oscary, w tym za najlepszy film oraz reżyserię. Robert wyreżyserował jeszcze 7 obrazów, ostatni w tym roku: "Nasze noce" z Jane Fondą, w którym zagrał główną rolę. Wcielili się w 80-letnich, owdowiałych sąsiadów, którzy zbliżają się do siebie mimo wieku, lęków i zgorzknienia. Fonda podsumowała to nieco inaczej: "Żyłam dla kręcenia scen miłosnych z Redfordem!".

W kwestii późnych miłości Redford sam ma co opowiadać. Ze swoją pierwszą żoną, "ku obopólnej uldze i w przyjaźni", rozwiódł się po 28 latach. "Nigdy nie chciałem być jednym z tych rozwiedzionych celebrytów. Chciałem udowodnić, że małżeństwo może przetrwać. Ale nie byłem w stanie" - mówił. Dlaczego ich związek się rozpadł? Pobrali się jako dzieciaki, życie od razu rzuciło ich na głęboką wodę. Krążyły plotki, że to brazylijska piękność Sonia Braga rozbiła jego małżeństwo, ale oboje twierdzą, że to nieprawda. Większy wpływ miała zapewne dzieląca ich odległość - Lola mieszkała głównie w Nowym Jorku, by dopilnować uczących się tam dzieci, on w Hollywood lub na ranczu, jak najdalej od miasta. Rodzina spędzała razem właściwie tylko wakacje.

W 1983 r. wydarzyła się tragedia, z którą nie umieli sobie poradzić - chłopakowi Shauny ktoś przestrzelił głowę. Mordercy nie znaleziono. Redfordowie oddalali się od siebie coraz bardziej, choć żadne z dzieci nigdy nawet na moment nie zwątpiło w ogromną miłość, jaką darzył ich ojciec. Udowodnił ją, kupując każdemu z nich dom, ale odmawiając dostępu do pieniędzy, by wyszli na ludzi i stanęli na własnych nogach.

"Po rozwodzie nie chodziłem na żadne randki - co się właściwie na nich robi? Mam do kogoś podejść i powiedzieć: cześć, jestem Robert Redford?" - tłumaczył. W 2009 r. poślubił swą wieloletnią znajomą, 20 lat młodszą niemiecką malarkę Sibylle Szaggars. Dziś, po 81. urodzinach, sam też zastanawia się nad powrotem do sztuki - ponoć stracił cierpliwość do filmu. Nowe życie przed nim.

MP

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Robert Redford
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy