Robert Pattinson: Kobiety przez niego mdleją
Dla Roberta Pattinsona spacer hotelowym korytarzem nie jest prostą sprawą. Otaczająca go ze wszystkich stron świta rzeczników prasowych i ochroniarzy ma za zadanie utrzymywać roznamiętnione fanki w bezpiecznej odległości od aktora. Mimo to, zawsze znajdzie się jakaś dziewczyna, która pokona przeszkody i przedrze się przez ten kordon.
Dziś, w jednym z hoteli w Los Angeles, tą dziewczyną jest śmiała dwunastoletnia blondynka. Zauważając z daleka charakterystyczną, profesjonalnie wystylizowaną fryzurę Pattinsona, kładzie dłoń na sercu i staje znieruchomiała, niczym przysłowiowa sarenka oślepiona reflektorami samochodu.
- To on - nastolatka z trudem łapie powietrze. - O... mój... Boże...
"Świta" Pattinsona chce iść dalej, ale aktor zatrzymuje się, zmuszając do tego samego towarzyszące mu osoby. Ignorując głosy krzyczące o spotkaniach, na które jest już spóźniony, odwraca się w kierunku dziewczyny. Obdarza ją szerokim uśmiechem, skinieniem głowy - i po chwili rusza w dalszą drogę.
Niewtajemniczonym mogłoby się wydawać, że to niewiele, ale...
- Mogłabym dzisiaj nawet umrzeć - mówi dwunastolatka. - Edward Cullen uśmiechnął się do mnie!
Uściślając, był to Robert Pattinson, który jedynie gra rolę Edwarda Cullena - czułego wampira, będącego głównym bohaterem filmowej sagi "Zmierzch". Wydaje się jednak, że człowiek i wampir oddziałują na fanki na całym świecie w taki sam sposób. Dodajmy, że większość tych wielbicielek nie jest o wiele starsza od dziewczynki z hotelu.
Pattinson przychodzi na spotkanie z dziennikarzami w nieformalnym stroju, składającym się z czarnej skórzanej kurtki, czerwonej, kraciastej koszuli i dżinsów. Sprawia wrażenie, jakby czuł się całkiem komfortowo w świetle jupiterów, które towarzyszy mu nieprzerwanie od dnia premiery "Zmierzchu". Potrafi nawet dostrzec zabawne strony sławy.
Dla przykładu, błyskawicznie obala powszechny mit, że wśród jego fanek nie ma dziewcząt starszych niż gimnazjalistki.
- Pamiętam, jak kiedyś, na lotnisku, zostałem zaatakowany przez pewną panią, która dosłownie przyparła mnie do ściany, by wyznać mi szczerą i dozgonną miłość - opowiada. - Zapytałem, ile ma lat, bo sytuacja była cokolwiek dziwna? Odpowiedziała, że dziewięćdziesiąt dwa.
- Usłyszałem od tej kobiety to samo, co mówią mi dwunastoletnie dziewczynki .
23-letni aktor nie może powstrzymać śmiechu: - Niedawno jedna z gazet zamieściła na okładce informację, że jestem w ciąży. Nie było tam ani krzty ironii. Nie wiem nawet, jak potraktować coś takiego; przecież to nawet nie kwalifikuje się jako zniesławienie.
Być może dziennikarzom pracującym w gazecie najzwyczajniej w świecie zabrakło innych informacji na temat Pattinsona. Każdy szczegół jego życia został przecież poddany drobiazgowej analizie w prasie i w internecie. Nic więc dziwnego, że młody aktor stara się ograniczyć swoją obecność w mediach, obawiając się, że być może granica została już przekroczona.
- Nawet udzielanie wywiadów stało się ryzykowną rzeczą - mówi. - Staram się nie udzielać ich zbyt wiele, bo nie są one jakoś szczególnie interesujące. Nigdy nie prowadziłem w nich faktycznej, interesującej wymiany zdań. Muszę też przestać podkreślać własne wady, bo ludzie zaczną mówić, że ten gość jest idiotą.
No dobrze - skoro nie jest idiotą i nie jest Edwardem Cullenem, kim tak naprawdę jest Robert Pattinson?
- Tak naprawdę, to nie wiem - przyznaje aktor. - Mam tylko nadzieję, że nie zostanę zaszufladkowany.
Pattinson przezwyciężył swoje wątpliwości dotyczące wywiadów, by porozmawiać ze mną o swoim nowym projekcie. To historia miłosna, w której nie występują wampiry, za to mamy w niej do czynienia z prawdziwymi dylematami dotykającymi życia i śmierci. W filmie zatytułowanym "Twój na zawsze", który na ekrany kin wszedł 12 marca, obok Pattinsona występują Pierce Brosnan, Chris Cooper i Emilie de Ravin.
Aktor wciela się tam w rolę buntowniczego Tylera, młodego człowieka popadającego w konflikt z ojcem (Brosnan) w następstwie rodzinnej tragedii. Tyler zakochuje się w Ally (de Ravin), której wpływ działa na niego kojąco, ale na drodze związku staje ojciec dziewczyny (Cooper), który bynajmniej nie uważa wybranka swojej córki za odpowiedniego dla niej chłopaka.
- To dla mnie okazja, by dotrzeć do moich fanów poprzez inną postać - mówi Pattinson. - W tym przypadku problemy mojego bohatera są wzięte z życia. Tyler walczy z nimi - i za to właśnie go polubiłem.
To kolejna romantyczna postać w karierze młodego aktora, który zapewnia, że prywatnie nie jest zbyt romantyczny.
- Szczerze mówiąc, nie zrobiłem w życiu wielu romantycznych rzeczy - wyjaśnia. - Często pytają mnie, o czym myślę, kiedy odgrywam sceny miłosne. Na pewno chcę, żeby wyglądały one pięknie dla wszystkich, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Mężczyzn?
- Wydaje mi się, że faceci potrafią docenić romanse - mówi ostrożnie. - Widziałem kilka razy "Titanika" i nie odebrałem go jako filmu dla dziewczyn. Tak mógłby pomyśleć tylko facet, który jest kompletnym idiotą. Nie traktuję pracy nad swoimi projektami jako występów w serii filmów dla dziewcząt. To coś więcej, niż treści z magazynu dla nastolatek przeniesione na duży ekran.
Mimo to niezliczone rzesze młodych dam na pewno ucieszą się na wieść, że Pattinson zakończył już zdjęcia do trzeciej części sagi "Zmierzch" - "Zaćmienia" - której światowa premiera odbędzie się 30 czerwca. Jak mówi, nie było mu trudno znów przywdziać skórę Edwarda, ponieważ poszczególne części serii filmowane są jedna po drugiej.
- To chyba nieuniknione, że zaczynasz się czuć coraz bardziej komfortowo w swojej roli. Dodatkowo zaczynasz traktować swojego bohatera w sposób opiekuńczy.
Chociaż Pattinson na każdym kroku podkreśla, że nie jest Edwardem Cullenem, przyznaje, że między nim a filmowym wampirem istnieją pewne podobieństwa.
- Pod pewnymi względami jestem tak uparty, jak Edward - mówi. - Mój bohater jest też trochę zadufany w sobie. Ja również potrafię być zaborczy i zachowywać się jak maniak, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi moja prywatność.
Pattinson uśmiecha się.
- Mam też bardzo sprecyzowane poglądy na to, w jaki sposób chcę wykonywać swój zawód i jak chcę być postrzegany. Czasami postawa ta graniczy ze śmiesznością. Nie słucham nikogo, prócz siebie. Nie mam stałego rzecznika - nie mógłbym tego znieść, gdyby ktoś próbował mówić mi, co mam robić.
- Lubię być skrupulatny - kończy swój wywód. - Aktorowi ciężko jest zachowywać ścisłą kontrolę nad tym, co robi. W pracy nad sagą "Zmierzch" wspaniałe jest właśnie to, że ekipa pozwala ci zachować wpływ na wiele rzeczy.
Robert Pattinson nie może też narzekać na brak zajęć. Aktor przyznaje, że praca na planie "Twój na zawsze" i kolejnych części sagi (w tym roku powstanie "Przed świtem", jej finalna odsłona podzielona na dwa filmy) sprawiła, że ostatnimi czasy był zbyt wyczerpany, by cieszyć się swoimi osiągnięciami.
- Od 14 stycznia ubiegłego roku miałem całe trzy dni urlopu - wyznaje. - Nie mam zbyt wiele czasu na cokolwiek innego. Cały ten rok spędzę na planie.
Była to istotnie szalona podróż dla aktora, który przed "Zmierzchem" znany był jedynie z roli Cedrica Diggory'ego w "Harrym Potterze i Czarze Ognia" (2003), udziału w niezbyt popularnym filmie telewizyjnym "Pierścien Nibelungów" (2004) oraz występu w dramacie "Little Ashes" (2008), w którym zagrał Salvadora Dali.
Odkąd jednak w walce o rolę Edwarda Cullena pokonał ponad trzy tysiące rywali, każdy jego ruch śledzą rzesze wielbicielek. Wszystkie doskonale wiedzą, że w wolnym czasie Robert Pattinson lubi komponować muzykę, a także grać na gitarze i pianinie.
Wiele z nich jest również przekonanych - oczywiście po lekturze rozmaitych tabloidów - że i poza ekranem Robert szepcze czułe słówka do ucha Kristen Stewart, która w sadze "Zmierzch" gra jego ukochaną. Aktor utrzymuje jednak, że to Edwarda i Bellę, nie Roberta i Kristen, łączy gorące uczucie.
- Trzeba pamiętać, że producenci filmu płacą ci za to, byś zakochał się na planie - mówi. - Nie da się uniknąć związanych z tym skojarzeń.
No dobrze, a czy przynajmniej prywatnie jest typem mężczyzny, który szepcze kobietom te czułe słówka? Robert Pattinson zapewnia, że nie.
- Najbardziej romantyczną rzecz w swoim życiu zrobiłem, kiedy miałem czternaście lat, i było to włożenie kwiatka do szkolnej szafki koleżanki - mówi. - Ona z kolei pomyślała, że zrobił to kto inny, a tamten chłopak nie zaprzeczył.
- Życie - kończy ze śmiechem - nie przypomina żadnego z moich filmów.
Cindy Pearlman
"The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska