Robert Mitchum: Boks, marihuana i alkohol

Robert Mitchum /East News

Żartował, że w filmie zawsze jest taki sam, zmienia tylko garnitury. Jego charakterystyczne opadające powieki to efekt kontuzji, której nabawił się, kiedy był bokserem.

Twierdził, że ma tylko dwa style aktorskie - z koniem i bez konia. Był taki czas, kiedy praktycznie nie znikał z ekranów. "Myślę, że kiedy producenci mają dylemat, kogo obsadzić, mówią: 'Dzwońcie do Mitchuma, on weźmie wszystko'. Bo jest mi obojętne, co gram. Mogę być polskim gejem, kobietą, karłem. Obojętne" - tłumaczył swoją popularność.

Wcielał się głównie w role zmęczonych życiem samotnych bohaterów, walczących z własnymi problemami, ale wciąż skutecznych w działaniu. Zapytany pewnego razu, co odróżnia go od innych gwiazd Hollywood, stwierdził: "Chyba tylko to, że spędziłem od nich więcej czasu w więzieniu".

Reklama

Na bokserskim ringu

Robert Mitchum urodził się 6 sierpnia 1917 r. w Bridgeport. Ojciec pracował na kolei i zginął zmiażdżony między buforami wagonów, gdy Robert miał 2 lata. Wychowywała go (i starszą siostrę) ledwo wiążąca koniec z końcem matka. Pozbawiony ojcowskiej ręki chłopak był krnąbrny i skory do bójek, więc wyrzucano go z kolejnych szkół. Wreszcie postanowił uciec z domu w poszukiwaniu przygód. Z podobnymi sobie "bad boys" podróżował pociągami towarowymi po całych Stanach.

Jako 15-latek został aresztowany za włóczęgostwo i trafił na 180 dni do przymusowego obozu pracy. Skuty łańcuchami z innymi skazańcami budował drogę. Jak to zrobił - nie zdradził, ale już po siedmiu dniach znów był "w drodze". Był włóczęgą z artystycznymi ciągotami. W wolnych chwilach pisał wiersze. Oto jedna z próbek jego talentu: "Nieszczęście leży w mętnych stawach wzdłuż drogi, którą idę/Niewidome okna patrzą na pustą ścieżkę/Żadna ukochana nie błaga mnie, bym zatrzymał to, co mi jeszcze zostało...".

Sprzątał maszynownię na frachtowcu, był bramkarzem w klubie nocnym, górnikiem, sprzedawcą butów, a nocami dorabiał na bokserskim ringu. Był dobry. Tak dobry, że wkrótce dołączył do półprofesjonalnej grupy bokserskiej. "Przy blisko 190 cm wzrostu miałem 120 cm w klatce piersiowej i ważyłem 75 kg. Wydawało mi się, że nikt nie może mnie skrzywdzić. Miałem opracowany jeden cios, którym zmiatałem rywali z ringu" - wspominał Mitchum.

Stoczył 27 zawodowych pojedynków i być może Hollywood by o nim nigdy nie usłyszało, gdyby nie nokaut, a w konsekwencji skomplikowane złamanie nosa i późniejsze problemy ze wzrokiem.

Kanapki od Marilyn

W 1940 r. ożenił się z młodszą o dwa lata szkolną miłością, Dorothy Spence. Kiedy urodził im się pierwszy syn, Jim, uznał, że czas się ustatkować i zatrudnił się w fabryce Lockheed Aircraft. Z tamtych czasów pozostała mu ciekawa znajomość. Mitchum pracował na jednej zmianie z Jimem Doughertym, którego dziewczyna (i wkrótce żona) dorzucała zawsze narzeczonemu do śniadania dodatkową kanapkę dla wiecznie głodnego kolegi. Nazywała się Norma Jean Baker i kilka lat później, już jako Marilyn Monroe, podbiła Hollywood. Przyjaźnili się do końca jej życia (razem zagrali w słynnej "Rzece bez powrotu" z 1954 r.).

Mimo wielkich chęci Mitchum nie wytrzymał długo u Lockheeda. Jak tłumaczył, do szału doprowadzała go monotonia tego zajęcia. "Zostało nam 26 dolarów. Byliśmy bez pracy, a jedyną osobą, którą tu znaliśmy, była moja matka. Tyle że ona miała jeszcze mniej pieniędzy" - opowiadał. Ale to właśnie za namową matki zaczął szukać pracy w filmie.

Los uśmiechnął się do Mitchuma w 1942 r. Dostał wtedy pierwszą małą rólkę w kilku odcinkach westernowego serialu o przygodach hodowcy bydła Hopalonga Cassidy’ego. Skłamał wtedy, że jest świetnym jeźdźcem. "Stanął przede mną człowiek od rekwizytów i wcisnął mi do ręki lepki od krwi kapelusz. Należał do poprzednika, który właśnie skręcił kark podczas wyczynów kaskaderskich" - wspominał początek pracy. On sam pierwszego dnia spadł z konia cztery razy. Potem było już lepiej.

Mitchum miał już na koncie blisko 20 takich "ról", kiedy trafił na plan wojennego filmu "30 sekund nad Tokio". Tu zwrócił na niego uwagę Spencer Tracy i polecił kierownictwu wytwórni RKO Pictures, z którą młody aktor podpisał 7-letni kontrakt. Dla obu stron okazał się to doskonały interes, bo już pierwsza rola Mitchuma - w filmie "Żołnierze" z 1945 r. - przyniosła mu nominację do Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego (samej statuetki nie dostał nigdy).

Marihuana i alkohol

Jeszcze z czasów włóczęgi w młodości Mitchumowi pozostała miłość do marihuany. "W tamtych czasach to była taka whisky dla biednych" - tłumaczył. Palił dużo i niezbyt się z tym krył. "Wypijał pół butelki wódki i palił osiem 'pakalolos' każdego dnia - wspominał pracę z Mitchumem na planie filmu "Till the End of Time" aktor Johnny Sands. - Ale poza tym był absolutnie fantastyczny".

Mimo że po sukcesie filmów "Krzyżowy ogień" i "Człowiek z przeszłością" (oba z 1947 r.) miał już status gwiazdy, wciąż odwiedzał podrzędne kluby w Los Angeles, w których oferowano marihuanę. Przyjaciele ostrzegali go, by nie zadawał się z barmanem Robinem Fordem, ale aktor to zlekceważył. 31 sierpnia 1948 r. Ford namówił go, by odwiedzili 20-letnią aktorkę Lili Leeds. Kiedy marihuanowa impreza rozkręciła się na dobre, do mieszkania wpadli uprzedzeni przez barmana oficerowie z wydziału narkotykowego.

W należącej do Mitchuma paczce papierosów znaleziono 15 skrętów. Pytany w trakcie przesłuchania o zawód, zrezygnowany odpowiedział: "były aktor". Przyznał się do wszystkiego. Ostatecznie został skazany na 43 dni pracy na więziennej farmie (Ford po zapłaceniu kaucji uniknął kary).

Co ciekawe, wbrew początkowym obawom skandal nie tylko nie zniszczył kariery Mitchuma, ale jeszcze wzmocnił jego pozycję jako ekranowego antybohatera. Nie odpuścił mu tylko prezydent Dwight Eisenhower, który zakazał wyświetlania w Białym Domu jakichkolwiek filmów z jego udziałem.

Inną jego wadą był alkohol. "To nieprawda, że nie znam swoich kwestii. Po prostu jestem zbyt pijany, by je wypowiedzieć" - miał kiedyś stwierdzić. Przez pijaństwo stracił kilka głównych ról, m.in. w "Chińskim szlaku". Na imprezie inaugurującej rozpoczęcie zdjęć, którą zorganizowano na statku, wypił kilka drinków za dużo i pokłócił się z kierownikiem produkcji. Był tak wkurzony, że wyrzucił za burtę próbującego go uspokoić członka załogi. Został zwolniony, a jego rolę zagrał John Wayne.

Innym razem, będąc "pod wpływem", rzucił piłką do koszykówki w dziennikarkę i wybił jej dwa zęby. W obawie przed grożącym mu procesem zgodził się w ramach rekompensaty oddać jej całe honorarium za rolę w filmie "Czas mistrzostw" z 1982 r.

Nie chciał być emerytem

Robert Mitchum zagrał w ponad 130 filmach. Do jego najsłynniejszych kreacji należą m.in. rola pastora-psychopaty w "Nocy myśliwego", prawnika w "Dwoje na huśtawce", wiecznie pijanego szeryfa w "El Dorado" czy kanciarza w "Przyjaciołach Eddiego". Dwa razy wcielił się w chandlerowskiego detektywa Marlowe’a (w "Żegnaj laleczko" i "Wielkim śnie"). Grał z najpiękniejszymi kobietami Hollywood: prócz wspomnianej Marilyn Monroe, z Elizabeth Taylor, Laureen Bacall, Ritą Hayworth, Shirley McLaine...

W latach 80. odnalazł swoje miejsce w telewizji. Wystąpił w trzech popularnych serialach: "Wichry wojny", "Północ-Południe" oraz "Wojna i pamięć". Nie chciał przejść na emeryturę, choć oferowano mu coraz mniej ciekawych ról. Jego filmografię zamyka "James Dean: Wyścig z przeznaczeniem" z 1997 r.

Mitchum zmarł 1 lipca 1997 r. Miał raka, chorował też na rozedmę płuc. Jego prochy żona rozsypała nad morzem, bo aktor zastrzegł, że nie chce, by pozostała po nim jakaś pamiątka. Pozostawił jednak po sobie kilku utalentowanych potomków. Obaj jego synowie, James i Christopher, zostali aktorami, podobnie jak dwójka wnuków, Bentley i Carrie.

WK

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy