Reklama

​Quentin Tarantino o Romanie Polańskim: Mozart kina i gwiazda rocka

Pod koniec czerwca tego roku na amerykańskim rynku ukazała się debiutancka powieść Quentina Tarantino, "Once Upon a Time in Hollywood". Jest to rozszerzona wersja wydarzeń, które można było zobaczyć w jego ostatnim filmie, "Pewnego razu w... Hollywood". Jednym z dalszoplanowych bohaterów jest polski reżyser Roman Polański, dla którego w książce znalazło się trochę więcej miejsca niż w filmie. Twórca nazywany jest w niej "Mozartem kina" i "gwiazdą rocka".

Pod koniec czerwca tego roku na amerykańskim rynku ukazała się debiutancka powieść Quentina Tarantino, "Once Upon a Time in Hollywood". Jest to rozszerzona wersja wydarzeń, które można było zobaczyć w jego ostatnim filmie, "Pewnego razu w... Hollywood". Jednym z dalszoplanowych bohaterów jest polski reżyser Roman Polański, dla którego w książce znalazło się trochę więcej miejsca niż w filmie. Twórca nazywany jest w niej "Mozartem kina" i "gwiazdą rocka".
Quentin Tarantino podziwia filmową twórczość Romana Polańskiego /AFP

Kiedy do roli Romana Polańskiego w nowym filmie Quentina Tarantino wybrany został Rafał Zawierucha, nazwisko mniej znanego do tej pory aktora nie schodziło z ust wszystkich. Entuzjazm opadł, gdy po trafieniu filmu na ekrany okazało się, że Zawieruchy jest w filmie niewiele, a w całym filmie ma tylko jedną kwestię mówioną.

Nieco lepiej wygląda to w książce. Na tylnej stronie okładki znalazło się bowiem miejsce na zdjęcie Zawieruchy u boku grającej Sharon Tate, Margot Robbie.

Akcja filmu i książki "Pewnego razu w... Hollywood" rozgrywa się w Los Angeles w 1969 roku. Głównymi ich bohaterami są aktor Rick Dalton oraz kaskader Cliff Booth. A także Sharon Tate, która już wkrótce - w trakcie nieobecności swojego męża - ma stać się ofiarą sekty Charlesa Mansona. Polańskiemu przypada tu rola rozchwytywanego reżysera, bywalca imprez w rezydencji Playboya oraz nadziei Daltona na to, że znajdzie angaż w jednym z jego filmów.

Reklama

Bodaj najciekawszym rozszerzeniem wydarzeń związanych z Polańskim jest w książce Tarantino opis jego niechęci do Steve'a McQueena. Legendarnego aktora, z którym imprezował razem z żoną w rezydencji Hugh Hefnera.

"Przez całą noc musiał być miły dla tego dupka, Steve'a McQueena. Roman i McQueen nie lubili się nawzajem, ale wobec tego, że Steve był jednym z najstarszych przyjaciół Sharon w Los Angeles, tolerowali się. Było oczywiste, że Sharon i McQueen piep***li się wcześniej. Nigdy tego nie potwierdził u Sharon, ale wiedział, że McQueen nie przyjaźniłby się z nią, gdyby nie piep***li się kilka razy. Normalnie nie przeszkadzałoby to Romanowi. Jay Sebring był zaręczony z Sharon, a oni piep***li się cały czas. Do tego Roman miał seksualną przeszłość z połową kobiet w jego otoczeniu. Ale McQueen zawsze przypominał o tym Romanowi swoim uśmieszkiem. Każde spojrzenie jego niebieskich oczu mówiło: piep***em twoją żonę. Romanowi nie podobało się też, jak McQueen chwyta blondynkę nad głową i okręca dookoła aż piszczy jak mała dziewczynka. Roman był zbyt niski, żeby też tak robić. McQueen wiedział o tym i dlatego tak robił" - czytamy w książce Tarantino.

W powieści nieco więcej dowiadujemy się również o losach teriera Sharon Tate, Doktora Sapirsteina. Pieska, do którego jedyną kwestię w filmie wypowiada Rafał Zawierucha. Jak się okazuje, został on rozjechany samochodem przez Wojtka Frykowskiego podczas nieobecności aktorki. Tate nigdy nie dowiedziała się, że jej pies nie żyje. Polański powiedział jej jedynie, że terier uciekł. Jak tłumaczył to Frykowskiemu w książce: "Nigdy by ci nie wybaczyła. Jest Amerykanką. A Amerykanki bardziej kochają swoje piep***ne psy niż swoje dzieci. Równie dobrze mógłbyś zrzucić jej dziecko ze schodów".

Określenia Polańskiego "gwiazdą rocka" i "Mozartem kina" pojawiają się w książce w kontekście jego filmu "Dziecko Rosemary".

"Żaden z młodych reżyserów oprócz Mike'a Nicholsa nie odnosił w tamtych czasach większych sukcesów oraz nie miał większej popularności niż Roman Polański. W 1969 roku był gwiazdą rocka. (...) "Dziecko Rosemary" sprawiło, że Polański został nie tylko jednym z najgorętszych nazwisk w branży, ale też ikoną popkultury (jest wspomniany w słowach jednego z utworów musicalu "Hair") i pierwszą prawdziwą gwiazdą rocka wśród reżyserów" - chwali polskiego twórcę Tarantino, zauważając, że tylko Polański potrafiłby nakręcić "Dziecko Rosemary" w ten sposób, że wystraszył widownię, choć tak naprawdę nigdy nie pokazał na ekranie niczego nadprzyrodzonego. Inni reżyserzy, zdaniem Tarantino, zrobiliby z tego tzw. monster-movie z Szatanem w roli straszydła.

Z kolei "Mozartem kina" zostaje nazwany Polański przez Sharon Tate. W książce wspomniana jest pewna scena z "Dziecka Rosemary", którą Polański nakręcił w ten sposób, że świadomie "zmusił" widzów swojego filmu do wyciągnięcia głów tak, jakby próbowali dojrzeć coś, co znajduje się poza kadrem.

Nazwisko Polańskiego przewija się w książce głównie w kontekście Sharon Tate. Tarantino wspomina też, że Polański był jednym z uczniów Bruce'a Lee. Ten wykorzystał to, aby zainteresować reżysera scenariuszem swojego filmu "Cichy flet".

"Bruce nawet pojechał z Romanem i Sharon na narty do Szwajcarii, by przekonać Polańskiego do tego projektu. Jak gdyby Polański miał zamiar nakręcić po "Dziecku Rosemary" pretensjonalny film akcji z Jamesem Coburnem. Roman naprawdę lubił i szanował Bruce’a, a przez moment nawet go podziwiał. Kiedy jednak Bruce wyskoczył z "Cichym fletem", stracił w jego oczach. Zmusił Romana do myślenia o tym, jak to Hollywood wyciąga z ludzi wszystko, co w nich najgorsze" - pisze Tarantino.


PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tarantino Quentin | Roman Polański
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy