Quentin Tarantino: Do dziesięciu razy sztuka
"Chcę pozostawić po sobie solidne dziedzictwo" - przekonywał Quentin Tarantino, gdy ogłosił, że dziesiąty nakręcony przez niego film będzie ostatnim.
W 2014 r. Quentin Tarantino ogłosił, że zrezygnuje z kręcenia filmów po nakręceniu dziesiątego kinowego dzieła. Tłumaczył, że chce pozostawić po sobie filmowe dziedzictwo, a w widzach zaszczepić tęsknotę za jego obrazami i pewien niedosyt.
"Byłoby wspaniale, gdyby mój dziesiąty film był moim najlepszym filmem - zniknąć z wielkim kinowym przytupem lub małym, kameralnym dziełem nakręconym po tym wielkim. Zastanawiam się nad tym od czasu do czasu. Jednak muszę pozostać otwartym na właściwą historię, która do mnie przemówi" - powiedział w wywiadzie dla "New York Magazine" w 2015 r.
Zatem po premierze filmu "Pewnego razu... w Hollywood", ponownie zaczęto zadawać pytania, kiedy powstanie jego zapowiadane ostatnie dzieło. Na konferencji prasowej w Moskwie dotyczącej jego najnowszego filmu, twórca potwierdził, że wciąż ma jeszcze "jeden do zrobienia".
"Jeśli pomyślisz o tym, że wszystkie filmy opowiadają jedną historię, a każdy film jest jak wagon kolejowy połączony z kolejnym, ten byłby swego rodzaju kulminacyjnym momentem tego wszystkiego i mógłbym sobie wyobrazić, że dziesiąty film byłby trochę bardziej epilogiem" - powiedział Tarantino.
W niedawnym wywiadzie dla "GQ Australia" reżyser powiedział, że wszystko, co miał do zaoferowania w dziedzinie filmowej, już przekazał: "Doszedłem do końca drogi". Zapewnił jednak, że wciąż będzie pozostawał kreatywny.
Brad Pitt, który w ostatnim filmie Tarantino wciela się w postać Cliffa Bootha, uważa, że reżyser mówi prawdę. "Nie, nie sądzę, żeby w ogóle blefował. Myślę, że jest śmiertelnie poważny. I trochę otwarcie tego żałuję, ale jego kalkulacje wynikają z wyczucia pewnego momentu, w którym reżyser zaczyna wypadać z gry. Ale ma inne plany i nie będziemy musieli na długo się żegnać" - powiedział Pitt na łamach "GQ Australia".