Przeżyła traumę na castingu. Wtedy to uchodziło za normalne
W rozmowie z "V Magazine" Anne Hathaway wspominała, jak kiedyś wyglądało dobieranie aktorów pod względem ekranowej chemii. Wtedy takie praktyki uchodziły za normalne. Aktorka dziś określa je jako "obrzydliwe".
Zdobywczyni Oscara za drugoplanową rolę w "Nędznikach" wspominała, że w pierwszej dekadzie XXI wieku było normą poproszenie dwójki aktorów, by zaczęli się całować podczas castingu. Wszystko w celu sprawdzenia ich ekranowej chemii.
"To najgorszy możliwy sposób" - mówiła Hathaway. "Mówiono mi: 'Dziś przyjdzie dziesięciu kandydatów do roli. Nie cieszysz się, że będziesz się z nimi wszystkimi całowała?'. A ja zastanawiałam się, czy coś jest ze mną nie tak? Bo nie byłam szczęśliwa. Dla mnie to brzmiało obrzydliwie".
"Byłam młoda i przerażona świadomością, jak łatwo mogę wszystko stracić przez łatkę 'trudnej we współpracy', więc udawałam zadowoloną i szłam w to. To nie była kwestia przemocowa, nikt nie był wobec mnie złośliwy ani nie chciał mnie skrzywdzić. To były inne czasy, z których wyciągnęliśmy wnioski" - kontynuowała.
Wskazała, że przy jej ostatnim filmie "Na samą myśl o tobie" proces dopasowywania aktorów wyglądał zupełnie inaczej. Hathaway nie tylko w nim wystąpiła. Była także jego producentką.
"Poprosiliśmy każdego z aktorów o wskazanie piosenki, która według nich spodobałaby się ich bohaterowi. Piosenkę, którą puściłby, żeby zaprosić moją postać do tańca. A potem improwizowaliśmy. Ja siedziałam na krześle, jakbyśmy właśnie wrócili z kolacji albo ze spaceru, włączaliśmy muzykę i zaczynaliśmy tańczyć" - zdradziła. Rolę otrzymał ostatecznie Nicholas Galitzine.
"Na samą myśl o tobie" opowiada o Solène (Hathaway), 40-letniej samotnej matce, która rozpoczyna romans z 24-letnim Hayesem, gwiazdą popularnego zespołu muzycznego. Film w reżyserii Michaela Showaltera zadebiutuje 2 maja 2024 roku na platformie Prime Video.