"Powstanie Warszawskie": Niezwykły film
"Powstanie Warszawskie" - projekt zrealizowany na podstawie pomysłu Jana Komasy - to pierwszy w historii kina film wojenny non-fiction.
Jeżeli choć raz marzyli państwo o cofnięciu się w czasie i znalezieniu w samym sercu historycznych wydarzeń, teraz będzie to możliwe. Wehikułem, jakiego do tej pory w dziejach kinematografii nie było, jest obraz "Powstanie Warszawskie", pozwalający jakby przez dziurkę od klucza (lub raczej obiektywy kamer) zajrzeć do Warszawy 1 sierpnia 1944 roku i później.
To, jak powiadają twórcy, pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction, zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych: w czarno-białe, niewyraźne, mocno porysowane zdjęcia, jakie wielu z nas pamięta z wojennych kronik, na naszych oczach wstępuje życie.
Teraz są kolorowe, nie ma śladu po dawnych "porysowaniach", w dodatku postaci mówią. To zaś, co się dzieje, niebywale wciąga.
Fikcją są jedynie fragmenty dialogów, dopisane do autentycznych rozmów - wyczytanych przez specjalistów z ust osób filmowanych. Dodani są także dwaj relacjonujący na bieżąco dzieje swej kronikarskiej pracy bracia - operatorzy Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej Karol (głosu użycza mu Michał Żurawski) i Witek (głos - Maciej Nawrocki).
Oni to otrzymują zadanie dokumentowania przebiegu powstania. Chcąc kręcić prawdziwą wojnę, robią wszystko, by przyłączyć się do jednego z oddziałów.
- Powstańcy pojawiają się na ekranie, ale zbyt krótko, by opowiedzieć swoją historię. Stąd idea, by bohaterem filmu uczynić osobę, której w ujęciu nie widać, ale której obecność, emocje, działanie utrwalone są na taśmie operatora kamery - mówi opiekun artystyczny projektu Milenia Fiedler.
Z zapartym tchem śledziliśmy reporterską opowieść, ukazującą dziewczyny odlewające kule, panie w średnim wieku szykujące zupę dla walczących, dzieci z dumą pilnujące wejść do kamienic, parę biorącą ślub, ludzi modlących się w piwnicy w trakcie nalotu, wziętych do niewoli Niemców.
źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
Wzruszyły nas sceny,w których bardzo już sędziwa pisarka Maria Rodziewiczówna (1863- 1944), proszona o to, by dać kilka autografów, czyni to bez oporów. Poraziły sceny ulicznych pogrzebów, bombardowań, walk i ucieczek. Pod koniec, gdy przez miasto-widmo wędrują cztery zdezorientowane konie, zakręciła się nam łezka w oku!
Ta niebywała podróż w czasie spodoba się z jednej strony tym, którzy choć trochę dbają o pamięć historyczną, z drugiej zaś tym, którzy darzą sympatią Warszawę. Młody widz także nie będzie się nudził, spotka bowiem na ekranie rówieśników sprzed lat, powstańców, którzy... cóż, są tacy, jak nastolatkowie na całym świecie. Film Jana Komasy to znakomite przygotowanie do premiery innego obrazu tego reżysera, "Miasta 44".
Maciej Misiorny