Powrót Gandalfa Szarego
Ian McKellen wiedział, że nic nie jest przesądzone. Owszem, każdy fan filmowej trylogii "Władca Pierścieni" liczył na to, że brytyjski aktor przywdzieje jeszcze kiedyś szarą opończę i powróci jako czarodziej Gandalf. Nie brakowało też takich, którzy głośno wyrażali przekonanie, iż "Hobbit" nie może powstać bez McKellena w obsadzie.
Ale lata mijały, a losy kolejnego obrazu opartego na prozie J. R. R. Tolkiena pozostawały nierozstrzygnięte. Wiek filmowego Gandalfa, jego napięty grafik, a nawet zamiłowanie do włóczenia się po świecie - wszystko to nagle zaczęło mieć znaczenie. I kiedy wreszcie Guillermo del Toro zgodził się wyreżyserować dwuczęściowego "Hobbita", ponowne obsadzenie McKellena jako Gandalfa wcale nie wydawało się takie pewne. Meksykański reżyser nie miał przecież obowiązku podejmować decyzji na jego korzyść.
Na szczęście jednak wszystko się udało. McKellen przeczytał scenariusz "Hobbita" - i zachwycił się nim. Del Toro szykował się do zaproponowania mu roli, ale ostatecznie to on sam pożegnał się z projektem. W efekcie na reżyserskim krześle ponownie zasiadł "mistrz Pierścieni", czyli Peter Jackson. Dziś wszystkie karty są odkryte: wiadomo już, że "Hobbit" będzie trylogią, i że już na początku pierwszej części cyklu - noszącej podtytuł "Niezwykła podróż" - McKellen pojawi się na ekranie w szatach Gandalfa, z dostojną brodą i w spiczastym kapeluszu.
- Każda propozycja roli niesie ze sobą plusy i minusy - mówi McKellen. - Rzadko kiedy decyzja sprowadza się do prostego "Nie, nie mam na to ochoty" albo "Tak, oczywiście". W grę wchodzą najróżniejsze rzeczy. Przede wszystkim istotne było dla mnie to, że oto miałem wejść po raz drugi do tej samej rzeki. Z jednej strony takie okoliczności trochę aktora zniechęcają: zależy mi przecież na tym, żeby nieustannie robić coś nowego. Tymczasem poinformowano mnie, że miałbym spędzić na planie półtora roku z przerwami.
- Jednocześnie byłby to jednak powrót do znajomej, komfortowej sytuacji - dodaje. - Praca z Peterem zawsze sprawiała mi nieopisaną przyjemność. A poza tym uwielbiam Nową Zelandię. Wreszcie, w grę wchodził film z rodzaju tych, na które wszyscy czekają. Fani Śródziemia zakładali po prostu, że Gandalf znów będzie miał moją twarz - ale ja sam nie miałem złudzeń. Czarodzieja równie dobrze mógł zagrać ktoś inny.
Nie oznacza to jednak, że McKellen rozkoszował się taką wizją...
- Cóż, to nie byłoby to samo - przyznaje. - I, szczerze mówiąc, nie chcę, żeby ktoś inny grał Gandalfa. No, to teraz już wszystko wiadomo.
We "Władcy Pierścieni" Gandalf wysyła młodego hobbita Frodo Bagginsa (Elijah Wood) na niebezpieczną wyprawę, kierując go na wschód, do Kraju Cienia - Mordoru. W "Hobbicie" - który opowiada o wydarzeniach wcześniejszych w stosunku do akcji trylogii o kilkadziesiąt lat - na podobną wyprawę wyrusza wuj Froda, Bilbo (Martin Freeman). Również i tym razem droga wiedzie na wschód, do zagrabionej przez smoka Smauga prastarej krasnoludzkiej siedziby, Samotnej Góry.
McKellen, który rozmawia ze mną telefonicznie ze swojego domu w Londynie (jego głos jest jak zawsze autorytatywny i spokojny), podkreśla, że w "Hobbicie" wszystko będzie wyglądać inaczej.
- "Hobbit" został napisany w zupełnie innym tonie niż "Władca Pierścieni" - wyjaśnia. - To książka przygodowa, którą Tolkien napisał dla swoich dzieci. Można powiedzieć, że wprowadzał nią młodych czytelników w świat Śródziemia. Przesłanie "Władcy Pierścieni" jest o wiele głębsze, bardziej uniwersalne. Czterej hobbici i ich kompani wyruszają, by ratować świat, swoją cywilizację. Wojna, która ich czeka, pochłonie całe Śródziemie. Drużyna krasnoludów z "Hobbita" ma inny cel: odzyskać swój dom, swoją rodzinną ziemię, ale też... złoto, które smok zagrabił ich plemieniu.
- Gandalf im w tym pomaga, ale widzowie - w przeciwieństwie do czytelników, którzy lekturą "Hobbita" dopiero wkraczają w tolkienowski świat - wiedzą więcej na temat jego motywów. Czarodziej widzi już, że w Śródziemiu coś się zmienia, coś się dzieje - nie wie jeszcze tylko, co. Ale niebezpieczeństwo wisi w powietrzu. W książce często opuszcza krasnoludów, mówiąc: "Wrócę, kiedy będziecie mnie potrzebować". Z filmu dowiadujemy się, dokąd się wówczas udaje...
- Czarodziej zaczyna rozumieć, w jaki sposób wyprawa krasnoludów wpisuje się w zmieniające się losy Śródziemia i w wydarzenia, które ostatecznie doprowadzą do tego, o czym opowiada "Władca Pierścieni". Uczestniczy w przygodzie, ale ma też na oku inne sprawy. Spotyka się na naradach z Galadrielą, Elrondem i Radagastem. To bardzo interesujący aspekt, zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszy film.
McKellen wyznaje, że powrót do tożsamości Gandalfa okazał się dla niego łatwy i szybki. Pod wieloma względami była to po prostu kwestia ponownego przywdziania szarego płaszcza...
- Nie był to dokładnie ten sam płaszcz - precyzuje - bo tamten, w którym grałem w "Drużynie Pierścienia", został zabezpieczony jako rekwizyt-pamiątka. Nie można go dotykać i pewnie w końcu trafi do muzeum! Mój obecny kostium bardzo przypomina jednak tamten. Dostałem też czarne buty, o których na kartach książki wspomina Tolkien. Bardzo mnie to ucieszyło. No i jest jeszcze srebrny szal, którego wcześniej nie nosiłem.
- Dziś wydaje mi się, że podświadomie czułem, iż Gandalf tak naprawdę nigdy mnie nie opuścił. Nie było mi trudno znów zacząć mówić jego głosem i zachowywać się jak on, zwłaszcza że scenariusz był tak przekonujący. Poza tym - pamiętajmy, że znów stałem się Gandalfem Szarym, ponieważ w "Dwóch Wieżach" i "Powrocie Króla" Czarodziej występuje już jako odmieniony Gandalf Biały. Osobiście wolę właśnie Gandalfa Szarego, który lubi spędzać wieczory przy kuflu, paląc fajkę i żartując z hobbitami. Jest bardziej... ludzki, jeśli można tak powiedzieć.
- Wiem, że Andy Serkis bał się, że wcielając się ponownie w Golluma, stanie się własnym naśladowcą. W pewnym stopniu ja też się tak czułem. Ale to szybko minęło. Bardzo pomogły mi w tym krasnoludy - oczywiście, mam na myśli aktorów. Kiedy pojawiłem się na planie jako Gandalf, usłyszałem od nich, że teraz dopiero poczuli, że są częścią Śródziemia, po spotkali starego Czarodzieja...
Postać Gandalfa odgrywa największą rolę w "Niezwykłej podróży". McKellen powróci jednak jeszcze do Nowej Zelandii na całych pięć tygodni, by nakręcić sceny, które znajdą się w kolejnych dwóch odsłonach filmowego tryptyku (na ekrany kin wejdą one w 2013 i 2014 roku). Aktor jest zachwycony faktem, że po trwających kilka lat opóźnieniach i zawirowaniach fani prozy Tolkiena znów mogą ruszyć do kin.
- Chyba mogę o sobie powiedzieć, że jestem już gotowy - mówi. - Cały czas spotykam ludzi, którzy mówią mi, że nie mogą się już doczekać premiery: czy to w sklepiku na rogu, czy na ulicy, czy w metrze, czy wreszcie na konwencie Comic-Con w San Diego, gdzie fani czekali całą noc, żeby wysłuchać prezentacji twórców filmu. Nie mam więc wątpliwości, że są z nami, i że cechuje ich ten sam entuzjazm co zawsze.
- Tak rzadko zdarzają się filmy, na które ludzie czekają z takim podekscytowaniem. W takiej sytuacji aktor nie chce nikogo rozczarować. Jestem więc w stanie najwyższej gotowości.
© 2012 Ian Spelling
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!