"Powidoki" obejrzało 250 tysięcy widzów
250 tysięcy widzów obejrzało ostatni film Andrzeja Wajdy "Powidoki" - poinformował producent obrazu Akson Studio.
"Powidoki" trafiły na ekrany kin prawie miesiąc temu, 13 stycznia. Film wprowadziła na ekrany firma Akson Dystrybucja.
W swym ostatnim dziele Andrzej Wajda przedstawił historię pioniera polskiej awangardy, Władysława Strzemińskiego (Bogusław Linda).
"Minęło 20 lat, odkąd po raz pierwszy przymierzyłem się do filmu o Władysławie Strzemińskim, wielkim malarzu, który zmagał się z komunistycznym systemem. Dopiero teraz dojrzałem do tego, by ten film nakręcić" - przekonywał przed śmiercią Andrzej Wajda.
"Początkowo miałem pomysł, by zrobić kino psychologiczne - opowieść o trudnych relacjach małżeństwa pary artystów: Władysława Strzemińskiego i jego żony, wybitnej rzeźbiarki Katarzyny. Pomyślałem jednak, że aby to pokazać w sposób przekonujący, musiałbym mieć Dostojewskiego za scenarzystę, albo co najmniej za autora opowiadania" - tłumaczył.
"Zrozumiałem, że aby zrobić rzecz prawdziwą, muszę tę parę rozdzielić. Zrobiłem więc film polityczny o artyście, który wchodzi w konflikt z władzą i zostaje usunięty z uczelni pod zarzutem "nierespektowania norm doktryny realizmu socjalistycznego". Broni się do samego końca i nie odpuszcza, mimo nędzy i upokorzeń" - wyznał Wajda.
W o wiele mniej pochlebnych słowach wypowiadał się o filmie odtwórca głównej roli, Bogusław Linda. W wywiadzie udzielonym dla prestiżowego amerykańskiego portalu filmowego Deadline, polski aktor zebrał początkowo gratulacje za "znakomity występ" w "Powidokach". Na pytanie dziennikarza Dominika Pattena, jak trafił na plan produkcji Andrzeja Wajdy, odpowiedział jednak: "Wiedziałem, że scenariusz jest trochę słaby i jeżeli źle zagram, to wszyscy powiedzą, że zepsułem Andrzejowi Wajdzie film".
"Pamiętam ten scenariusz, który był po prostu chu..., naprawdę był niedobry i prosiliśmy paru scenarzystów, między innymi Władka Pasikowskiego, żeby napisali coś innego. I oni pisali inne historie, dostaliśmy ze trzy scenariusze, ale nie miały jednej rzeczy. Beznadziei" - wspominał Linda.
"Bo w tym filmie to coś, co jest przeraźliwe, i ja to pamiętam z głębi dzieciństwa, to właśnie ta totalna beznadzieja. Pomyślałem sobie, że jeśli to się da przenieść [na ekran - przyp. red.], to już będzie coś. Tylko to" - przyznał aktor.
Ten film wiele znaczy dla wielu osób, ponieważ to ostatnie dzieło wielkiego mistrza - przekonywał polskiego aktora Patten. "A dla mnie znaczy tyle, że ponieważ Andrzej nie żyje, więc to ja muszę za niego jeździć po całym ku... je... świecie i świecić ryjem we wszystkim miejscach" - zakończył Linda.