"Power Rangers": Potwory, mechy, dubbing i Walter White
Jeśli czyjeś dzieciństwo przypadło na lata 90. XX wieku, na pewno kojarzy "Power Rangers". Amerykański serial dla młodzieży o grupie nastolatków, którzy przyodziewają kolorowe kostiumy i walczą ze złem przy pomocy sztuk walki i ogromnych maszyn zwanych zordami, pokazywany był w Polsce przez kilka stacji telewizyjnych, a na jego liczne spin-offy i kontynuacje można trafić nawet dziś. 24 marca na ekranach polskich kin pojawi się filmowa adaptacja w reżyserii Deana Israelite'a, oparta o pierwszy sezon przygód Wojowników Mocy. Przy tej okazji warto przypomnieć sobie ten światowy fenomen.
"Power Rangers" inspirowani są japońskim gatunkiem filmowym zwanym tokusatsu. Cechuje go ogromna ilość wszelakich efektów specjalnych. Do tokusatsu zaliczają się m.in. filmy o Godzilli i innych ogromnych monstrach, a także gigantycznych robotach, które ścierają się ze sobą i przy okazji niszczą kolejne japońskie miasta. "Inspiracja" jest w przypadku "Power Rangers" za małym słowem. Zamiast kręcić zupełnie nowy serial, twórcy brali gotowe sekwencje z popularnego japońskiego serialu "Super Sentai" - następnie uzupełniali je angielskim dubbingiem lub scenami z amerykańskimi aktorami. Żadna z sekwencji walk w księżycowej bazie złowieszczej Rity Odrazy nie została wyprodukowana na terenie Stanów Zjednoczonych.
Serial miał umowną fabułę. Piątka nastolatków otrzymuje od kosmicznej istoty zwanej Zordonem nadludzkie umiejętności, których mają użyć w obronie Ziemi przed złem. To reprezentowane jest początkowo przez czarownicę Ritę Odrazę, która wysyła przeciwko nim kolejne potwory. W krytycznych momentach wiedźma powiększa swoich sługusów do rozmiarów kilkunastopiętrowych budynków. Bohaterowie posiłkują się wtedy swoimi zordami - robotami, które potrafią połączyć się w jedną maszynę, zwaną megazordem. Jednak Rita nie poddaje się i co chwila wysyłała kolejne potwory do miasteczka Angel Grove, w którym mieszkają bohaterowie.
Realizowany niewielkim kosztem serial ujmował swoją naiwnością. Bohaterowie byli wzorami wszelkich cnót. Nawet jeśli spotykali się z problemami typowymi dla wieku nastoletniego, to zawsze potrafili się im przeciwstawić dzięki mocy przyjaźni. Z kolei postacie negatywne nigdy nie odnosiły sukcesu, a pod koniec każdego epizodu spotykała je zasłużona kara. Tyczyło się to zarówno Rity i jej sługusów, jak i pary nieporadnych łobuzów, którzy chodzili z Wojownikami do klasy: Mięśniaka i Czachy. Niegrzeszący inteligencją duet szybko stał się jednym z popularniejszych elementów serialu i powracał w kolejnych sezonach, w rezultacie występując w większej ilości odcinków niż którykolwiek z aktorów wcielających się w Power Rangers. Niestety, Mięśniak i Czacha nie pojawiają się w filmie Israelite'a.
Należy zaznaczyć, że niemalże wszystkie odcinki posiadały identyczny szkielet fabuły. Jeden z Rangerów lub ktoś z jego otoczenia miał problem, w oparciu o który Rita tworzyła potwora. Monstrum mierzyło się z bohaterami i przegrywało, ale w ostatniej chwili przybierało gigantyczne rozmiary. Rangerzy wsiadali do swoich zordów i początkowo tracili przewagę, ale w ostatniej chwili łączyli swe maszyny w megazorda, który w finale potyczki niszczył potwora ciosem specjalnym - zawsze tym samym. Jednocześnie problem odcinka znajdował swoje rozwiązanie. Dobro triumfowało. Oczywiście nawet najmłodsi widzowie szybko wychwytywali powtarzające się nielogiczności i głupotki. Dlaczego Rita zawsze atakowała jedno miasteczko, a nie miejsce, gdzie nie ma Power Rangers? Dlaczego potwory zawsze biegły na ładującego ostateczny cios Megazorda? Jak nikt nie domyślił się prawdziwej tożsamości bohaterów, chociaż nawet do szkoły chodzili ubrani w kolory swoich kostiumów? Wszystkie te i inne pytania szybko schodziły jednak na dalszy plan. W serialu nie chodziło przecież o skomplikowaną fabułę, a o czystą zabawę.
Powtarzał się nie tylko układ fabuły. W kolejnych odcinkach prezentowane były te same sceny: przyzwanie Zordów, transformacje wojowników, całe sekwencje walki. Na szczęście "Power Rangers" nigdy nie traktowali się bardzo poważnie, co ułatwiało zdystansowanie się do przedstawionego materiału. Nie dziwi więc, że ów serial nieprzerwanie gości na ekranach telewizorów od momentu swojego debiutu, czyli 1993 roku. Od tego czasu pojawiły się 24 sezony, dwa filmy kinowe oraz niezliczona ilość gier wideo, komiksów, zabawek i innych produktów. Przy takiej rozciągłości w czasie nie dziwi fakt, że twórcy decydowali się na zmiany obsadowe. Te nastąpiły dosyć szybko, bo już w drugim sezonie, gdy swych następców doczekało się aż trzech Rangerów. Pomogło to rozwiązać jedną z większych niezręczności castingowych. W pierwszym sezonie w role wojowników o czarnym i żółtym kostiumie wcielali się Afroamerykanin i Azjatka.
"Power Rangers" doczekali się swojego pierwszego filmu kinowego już w 1995 roku. Wojownicy stawali w nim przeciwko zupełnie nowemu antagoniście, Iwanowi Szlamowi, który chciał - tutaj bez zmian - zdobyć władzę nad Ziemią. Za kamerą stanął Bryan Spicer, reżyser seriali telewizyjnych, odpowiedzialny między innymi za odcinki "Castle", "Dawno, dawno temu" czy "Hawaii 5.0". Film okazał się umiarkowanym sukcesem kasowym. Przy 15 milionach dolarów budżetu wygenerował ponad 66 milionów przychodu. Krytycy byli mniej hojni od widzów; wytykano prostotę fabuły i walk oraz brak wyobraźni twórców. Doceniono jednak przerysowaną postać Iwana Szlama, w którego wcielił się Peter Freeman - aktor znany przede wszystkim z roli René Belloqa, antagonisty Indiany Jonesa z "Poszukiwaczy zaginionej Arki".
Po zakończeniu pracy przy serialu żaden z członków głównej obsady nie odniósł większych sukcesów aktorskich. Część z nich nigdy nie stanęła już przed kamerą. Paradoksalnie, największe sukcesy czekały niektórych z aktorów, którzy podkładali głosy pod pojawiające się kolejnych odcinkach potwory. Alex Borstein przez trzy sezony pojawiała się w głównej roli w serialu komediowym "Jak zdrówko", jednak największą popularność zyskała podkładając głos pod Lois Griffin w obrazoburczym serialu animowanym "Głowa rodziny". Jeszcze lepiej powiodło się Bryanowi Cranstonowi, który dubbingował dwa potwory podczas pierwszego sezonu "Power Rangers". Aktor przeszedł do historii telewizji jako Walter White, antybohater serialu "Breaking Bad", a w 2016 roku otrzymał nominację do Oscara za rolę w biograficznym obrazie "Trumbo". Cranston nie zapomniał jednak, gdzie stawiał pierwsze kroki swej kariery, dlatego przyjął rolę Zordona, mentora Wojowników, w filmie Israelite'a.
Israelite nie jest pierwszym twórcą, który podjął się uwspółcześnienia mitu "Power Rangers". Do bogatej mitologii serialu często odwoływali się także fani, kręcąc oparte na niej fanowskie filmy. Najgłośniejszy z nich ukazał się w lutym 2015 roku. Za kamerą stanął twórca teledysków Joseph Khan, z kolei gwiazdą krótkometrażówki i jednym z jej scenarzystów był James Van Der Beek, odtwórca roli Dawsona Leery'ego z "Jeziora marzeń". Ich wizja była daleka od beztroskiego i pełnego kolorów oryginału. Projekt "Power/Rangers" pokazywał alternatywną wersję historii, w której bohaterowie nie zdołali powstrzymać jednego z zagrażających Ziemi niebezpieczeństw. Kilkanaście lat później kolejni Rangerzy zaczynają ginąć w makabrycznych okolicznościach. Film nie szczędził widzom wulgaryzmów, nagości i brutalnych scen. Chociaż przypadł do gustu wielu osobom, część fanów uważała, że poprzez odcięcie się od kolorowej estetyki naiwnego pierwowzoru wypaczał on jego najważniejsze cechy.
Wersja Israelite'a nie prezentuje się tak kolorowo jak serial, jednak zwiastuny sugerują, że film nie będzie pozbawiony humoru. Świadczy o tym także zatrudnienie do roli robota Alpha-5 Billa Hadera, jednego z najbardziej utalentowanych współczesnych aktorów komediowych. Israelite zaznaczył jednak, że nie boi się odważnych zmian względem oryginału. Reżyser zapowiedział, że jedna z bohaterek, odziana w żółty kostium Trini, będzie postacią otwarcie homoseksualną - pierwszą we współczesnym wysokobudżetowym kinie superbohaterskim. Israelite zaproponował także nowe kostiumy dla Rangerów, ich sprzymierzeńców i antagonistów. Czy jego wersja nie spotka się ze znaczącym sprzeciwem fanów - przekonamy się już 24 marca.