Reklama

Polskie komedie sięgają dna

"Jeszcze raz", ale ileż można? "Film ten dowodzi, że polskie komedie romantyczne sięgają dna" - twierdzi krytyk. Czy publiczność uwierzy ponownie w miłość między Fryczem a Stenką?

"JESZCZE RAZ"

"Już w pierwszej scenie pojawia się na ekranie odsłonięty, kobiecy biust. Za chwilę pewien młodzian robi na imprezie męski striptiz (pośladki widać). Rozumiem, że miał być to sygnał dla widzów seriali: pokażemy więcej niż w M jak miłość. Tyle że film ten dowodzi czegoś innego: polskie komedie romantyczne sięgają dna".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Jeszcze raz niewiele ma wspólnego z komedią, jest za to filmem romantycznym i to o klasę lepszym niż filmopodobne produkty w stylu Ja wam pokażę!. Choć nie dam głowy, czy publiczność da się jeszcze raz nabrać na zużyta śpiewkę, że wszystko czego potrzebujemy, to miłość. (...) Reżyserowi marzyło się lekkie szaleństwo. Pojawia się w filmie więcej niż w innych polskich produkcjach romantycznych golizny, alkoholu i niezdrowych zabaw od zmierzchu do świtu. Niestety, zatrzymał się w połowie drogi".
Magdalena Michalska, "Dziennik"

Reklama


"ACROSS THE UNIVERSE"

"Chwilami efekciarska, zapędzająca się w rozdęty kicz, a jednak zalotna muzycznie i całkiem sympatyczna historia młodości, która buntuje się, kocha i cierpi w takt nieśmiertelnych songów Johna Lennona i Paula McCartneya. (...) Szczątkowa fabuła, którą - podobnie jak dialogi - zastępują tu beatlesowskie hity, to swego rodzaju ukłon w stronę pokolenia SMS-ów i iPodów, dla którego Julie Taymor próbuje reanimować dawne mity".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Trudno odmówić Across the Universe ambicji. Ale przez ich przerost, film Julie Taymor okazał się spektakularną klęską. (...) Film, który miał być Orkiestrą Samotnych Serc Sierżanta Pieprza naszych czasów, nawiązuje doń wyłącznie psychodelicznym klimatem. Przywołuje tez Żółtą Łódź Podwodną. Ale zamienia bogactwo tropów i skojarzeń w jednowymiarowe, przydługie, musicalowe widowisko dla nostalgików".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"KARMEL"

"Mało zabawny i mało przejmujący komediodramat libańskiej reżyserki, którego centrum stanowi salon piękności - miejsce, w którym, jak na całym świecie, kobiety mogą swobodnie porozmawiać, poplotkować, poużalać się na mężczyzn itd. (...) Tytuł Karmel ma być symboliczny. Ta wytworzona z cukru substancja używana jest w Libanie do depilacji, a więc zabiegu dość bolesnego - film chciałby być więc zarazem słodki, ale i cierpki, dotkliwy... niestety, smak ma wyłącznie plastikowy".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Słodki Karmel smakuje gorzko w debiucie Nadine Labaki. Młoda reżyserka pokazuje zwyczajne dziewczyny i ich zrozumiałe pod każda szerokością geograficzna problemy. I to przywraca Libanowi normalność. (...) Wielkie i małe problemy. Wątki zakończone i niedomknięte. Niewinne marzenia dziewczyn, które już troszeczkę przybrudził real. Na szczęście mają siebie".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"REPRISE. OD POCZĄTKU RAZ JESZCZE..."

"Świetny debiut pełnometrażowy młodego norweskiego reżysera (kuzyna sławnego Larsa von Triera zresztą) opowiadający o dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą dwudziestoparolatkach z Oslo, chłopakach o literackich aspiracjach i marzących o opublikowaniu swoich powieści. (...) Trier jest debiutantem niezwykle dojrzałym: umie korzystać zarówno z rzeczywistości (czerpiąc z doświadczeń pokolenia, które zamieniło buntowniczą muzykę punkową na posady w agencjach reklamowych), jak i z tradycji kina (w Reprise widać wpływy poetyki francuskiej Nowej Fali, zwłaszcza wczesnego Truffaut). Wkrótce może być o nim równie głośno jak o słynnym wujku z Kopenhagi".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Trier (...) swobodnie porusza się w czasie i przestrzeni, mieszając trzeciosobową narrację z emocjonalnym subiektywizmem. Dystansuje się od wydarzeń i bohaterów, podkreślając ich fikcjonalną pretekstowość, rozszczepia historię na wiele wariantów. Wszystko to czyni bardzo sprawnie, a przy tym efektownie w duchu mistrzów francuskiej Nowe Fali łączy rozsypane elementy w dramaturgiczne i problemowe ciągi. Tylko po co to wszystko?"
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"SKARB NARODÓW: KSIĘGA TAJEMNIC"

"Skarb narodów (2004) okazał się tak niespodziewanym (nawet dla jego producenta) sukcesem finansowym, że po prostu żal byłoby próby nie powtórzyć. A ponieważ, jak głoszą trenerzy piłkarscy, "zwycięskiej drużyny się nie zmienia", powstał film bardzo podobny do swojego poprzednika, z tymi samymi zawodnikami... przepraszam - aktorami (uzupełnionymi o nowo pozyskane gwiazdy w osobach Eda Harrisa i Helen Mirren), tyle że zrobiony z większym rozmachem, bardziej fantazyjny - i jeszcze głupszy".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"W pierwszej części Skarbu narodów reżyser brał niedorzeczności w nawias ironii. Za drugim podejściem Jon Turtletaub i słynny producent Jerry Bruckheimer za nic wzięli sobie inteligencję widzów. Nicolas Cage w przyciemnianych okularkach bez trudu włamuje się się do gabinetu prezydenta w Białym domu, kiedy indziej bez problemów uprowadza go z charytatywnego przyjęcia, a w finale wykonuje akrobatyczne skoki pod Mount Rushmore".
Bartosz Staszczyszyn, "Dziennik"


"DON CHICHOT"

"Przyznać trzeba, że gra z oryginałem Cervantesa to raczej średnia. Raczej powierzchowna - i chwilami nużąca - wariacja, w której wątkiem nadrzędnym są różnej maści przebieranki, udawanie i podszywanie się pod innych (pojawiają się nawet wypożyczeni statyści i makieta zamku)".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Polskie tłumaczenie Bartosza Wierzbięty jest jak zawsze doskonałe, trudno jednak uciec od wrażenia, że autor odcina kupony od wcześniejszych sukcesów. Część dialogów brzmi podejrzanie znajomo. Szczęśliwie słyszymy je w wykonaniu profesjonalnych aktorów, a nie jak to ostatnio bywa, piosenkarek, kabareciarzy czy celebrytów znanych z tego, że są znani. I choć Don Cichota ogląda się bez zażenowania, trudno nie odczuć zmęczenia materiału".
Michał Burszta, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: publiczność | miłość | Gazeta Wyborcza | dziennik | film | DNA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy