Polskie gwiazdy w mediach społecznościowych w marcu
Maciej Stuhr komentujący wybory do Rady Europy, Krystyna Janda uderzająca w katolików, Maja Ostaszewska skrytykowana po udziale w manifestacji, znany mówca motywacyjny oszukujący internautów i wizyta zagranicznej gwiazdy w Warszawie. To właśnie te wydarzenia wzbudzały w minionym miesiącu największe emocje w polskich mediach społecznościowych.
Maciej Stuhr nie byłby sobą, gdyby raz na jakiś czas nie skomentował w ironicznym stylu któregoś z głośnych wydarzeń kulturalnych lub politycznych. W lutym wziął na tapetę pechową pomyłkę na gali Oscarów, natomiast tym razem odniósł się do wyborów szefa Rady Europejskiej. Przewagą 27 głosów do jednego na "lidera Europy" wybrano na kolejną kadencję Donalda Tuska. Jedyną osobą, która opowiedziała się przeciwko kandydaturze polskiego polityka była... reprezentantka Polski - premier Beata Szydło.
Tę niespotykaną sytuację gwiazdor "Belfra" podsumował krótko. Jego wpis "Polska - Polska 27:1" spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem fanów. Ponad 66 tysięcy osób zareagowało, a blisko trzy tysiące z nich udostępniło go na swoim profilu. W komentarzach dominowały żartobliwe odniesienia do rozgrywanego dzień wcześniej meczu Barcelona - Paris Saint-Germain, który także zakończył się wysokim wynikiem (6:1) i obecnej sytuacji politycznej w Polsce. Lecz nie zabrakło również ostrzejszych słów i deklaracji, a wśród komentujących znaleźli się tacy, którzy wytknęli Stuhrowi nieznajomość tematu. Pod postem pojawiło się m.in. zdanie: "Wymowne jest to, że aktorzy czasami nie znają się na polityce". Główny zainteresowany nie dał się jednak wciągnąć w dyskusję.
Krystyna Janda to druga z polskich gwiazd, która w mediach społecznościowych nie umie powstrzymać się od komentarzy dotyczących polityki. Równocześnie Janda odnosi się do poruszających ją wydarzeń ze znacznie mniejszym dystansem niż Stuhr i często w postach brutalnie krytykuje poczynania rządzących. Tak było i w marcu, gdy na swój profil na Instagramie aktorka wrzuciła grafikę z opisem: "Polska. Kraj, w którym ważniejsze jest przestrzeganie postu, niż przestrzeganie konstytucji".
Rysunek natychmiast wywołał falę reakcji ze strony miłośników talentu artystki. Ponad tysiąc z nich zgodziło się z gwiazdą Och-Teatru, a wielu w komentarzach nazwało jej słowa "smutną prawdą". Jednak nie obyło się także bez bezwzględnej krytyki pod adresem Jandy. Internauci namawiali aktorkę do ścisłego postu, dzięki któremu mogłaby "pozbyć się trucizny" i radzili, by przestała udzielać się w mediach. "Pani już dziękujemy" - deklarowali.
25 marca w 60. rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich ulicami Warszawy przeszedł "Marsz dla Europy: Kocham Cię Europo!". Podczas marszu były prezydent Bronisław Komorowski mówił: "Nie damy wyprowadzić Polski z projektu, który jest gwarancją naszego bezpieczeństwa, rozwoju i postępu cywilizacyjnego. Obronimy członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Wygramy, bo mamy rację". Pod jego słowami podpisała się gwiazda "Pitbulla" Maja Ostaszewska, która razem z przyjaciółmi: aktorką Magdaleną Cielecką i reżyserką Małgorzatą Szumowską wzięła udział w manifestacji. Zdjęcie z tego wydarzenia zamieściła na swoim profilu na Facebooku z cytatem z hymnu Europy, czyli "Ody do radości": "Wszyscy ludzie będą braćmi, tam gdzie twój przemówi głos".
Zdjęcie spotkało się nie tylko z uznaniem fanów (ponad 4 tysiące "lajków"), ale i, dość niespodziewanie, z atakiem ze strony "hejterów". "Dobrze, że reklamujecie swoimi twarzami takie coś jak UE. Wiadomo kogo unikać" - pojawiło się w komentarzach. Krytykujący zarzucali aktorce hipokryzję i udział w zbyt wielu protestach. "Kochajmy Europę, słuchajmy przywódców europejskich, a później rysujmy kredami na chodnikach w proteście przeciwko terroryzmowi" - pisali.
Jeszcze ostrzejsze słowa padły pod adresem Ostaszewskiej dzień wcześniej, gdy wrzuciła post zachęcający do wzięcia udziału w marszu. Na dołączonym zdjęciu można zobaczyć aktorkę z tabliczką z podpisem: "Cała Polska śpiewa 'Odę do radości' i ja też!". Jakie wywołało to reakcje? "Nic nie śmieszy mnie bardziej niż celebryci, którzy - zachłyśnięci swoją popularnością - wypowiadają się na zupełnie obce dla siebie tematy (...). Do książek, Szanowna Pani, a nie do dyskusji politycznej" - pisali komentujący.
Burza pod postami Mai Ostaszewskiej to jednak nic, w porównaniu z tym, co sprowokował znany youtuber i mówca motywacyjny Łukasz Jakóbiak. Na początku marca prowadzący internetowy talk-show "20m2 Łukasza" zamieścił na swoim Instagramie zdjęcie ze studia telewizyjnego łudząco podobnego do studia z amerykańskiego show prowadzonego przez Ellen Degeneres. Podpis pod zdjęciem głosił: "W życiu nigdy nie wiesz czy się uda, ale ja ZAWSZE WALCZĘ!!! Mam nową historię na swoje wykłady motywacyjne!". Opatrzony był tagiem "Łukasz u Ellen".
Fani uwierzyli, że youtuber naprawdę gościł w programie uwielbianej komiczki, a jego zdjęcie z idolką polubiło ponad 15 tysięcy osób. Później Jakóbiak zamieszczał kolejne wpisy i udzielał wypowiedzi potwierdzających jego udział w show, wkręcając kolejne osoby. Tym większy szok wywołała informacja, że wszystko to było... oszustwem. Lub, jak nazwał to sam Jakóbiak, jedynie "wizualizacją marzenia" o wzięciu udziału w programie Ellen. Na potrzeby przedsięwzięcia Jakóbiak przez rok szukał sobowtórki Ellen i przez trzy tygodnie pracował nad imitacją studia telewizyjnego. To jednak nie obroniło go przed ogromną lawiną nienawistnych komentarzy po tym, gdy kłamstwo wyszło na jaw.
Słynne już nagranie z "wizualizacji" w serwisie YouTube zobaczyło ponad milion osób. Jednak reakcje po obejrzeniu wideo z pewnością nie były takie, jakich Jakóbiak oczekiwał. Na 60 tysięcy ocen, blisko 49 tysięcy było negatywnych, a w komentarzach krytykowano wielkie ego bohatera nagrania i zarzucano mu, że jest... chory psychicznie. Wśród komentujących większość pochodziła zza granicy, co tylko dodatkowo skompromitowało Jakóbiaka. Sam youtuber wciąż broni swojej akcji i deklaruje, że wierzy, iż pewnego dnia dostanie zaproszenie od prawdziwej Ellen.
Początek marca wiązał się z odwiedzinami w Polsce innej wielkiej osobowości ze Stanów Zjednoczonych. Do Warszawy, by promować swój najnowszy film "Azyl" w reżyserii Niki Caro, przyjechała aktorka znana ze "Służących" i "Interstellar" - Jessica Chastain. Dwukrotnie nominowana do Oscara gwiazda odwiedziła podczas swojej wizyty warszawskie zoo, spotkała się z córką Żabińskich, bohaterów filmu "Azyl", oraz udzieliła wielu wywiadów. Wszystkie te wydarzenia relacjonowała na swoim Facebooku i Instagramie.
Jednak największe emocje wśród fanów wywołał udział Chastain w warszawskiej manifestacji z okazji Dnia Kobiet, tuż przed odjazdem. Aktorka razem z innymi protestującymi przeszła w ramach Międzynarodowego Strajku Kobiet przez pasy na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Później zdjęcie z protestu zamieściła na Facebooku. "Chcę w taki sposób solidaryzować się z polskimi kobietami, bo wiem, że ich obecna sytuacja jest skomplikowana" - mówiła gwiazda. "Dziękujemy, że byłaś z nami (...). Jesteś dla nas inspiracją" - deklarowali w komentarzach fani artystki.