Reklama

Pokemon GO: Światowy fenomen wraca po 20 latach!

Dzikie tłumy w Central Parku, groźne wypadki samochodowe, strzelanina, kilka ofiar śmiertelnych, do tego ostrzeżenia Muzeum w Auschwitz i warszawskiego lotniska oraz interwencja policji w odludnej jaskini. Apokalipsa? Nie, to fenomen gry Pokemon GO. A wszystko zaczęło się już ponad dwadzieścia lat temu.

Czy jest wśród pokolenia wychowanego na anime "Pokemon" i słynnych "tazosach" ktoś, kto nie chciał w dzieciństwie "złapać ich wszystkich" i w biało-czerwonej kulce trzymać obok łóżka Pikachu? Ktoś? Ktokolwiek? Jak wskazuje niewyobrażalna popularność gry Nintendo Pokemon GO, która zaledwie tydzień temu zadebiutowała na urządzeniach mobilnych, a grają w nią już dziesiątki milionów użytkowników, chyba takich osób nie ma... Nintendo wyszło z prostego założenia: jeśli wciąż marzycie, żeby mieć własnego "kieszonkowego potwora", teraz już będziecie mogli go mieć. Najpierw jednak trzeba się będzie sporo nachodzić!

Reklama

Pokemon GO to prosta gra mobilna firmy Nintendo, wykorzystująca technologię AR, czyli rzeczywistość rozszerzoną (ang. augmented reality). Upraszczając sprawę, jest to technologia, która pozwala nam połączyć świat wirtualny ze światem rzeczywistym. W praktyce wygląda to tak, że dzięki aparatowi i GPS-owi w smartfonie na naszą okolicę gra Pokemon GO nakłada... siedliska pokemonów. Cyfrowe stworki można podczas spacerów łapać, a później rywalizować nimi z innymi graczami.

W miejscach najbardziej uczęszczanych gra tworzy tzw. Pokestopy, w których można zdobyć dodatkowe przedmioty oraz Gymy, czyli areny, na których można toczyć walki z pozostałymi użytkownikami, odwiedzającymi akurat daną lokalizację. Do tego zbierając specjalne Candy (czyli "cukierki") można nasze pokemony ulepszać, a gromadząc Stardust ("gwiezdny pył") można zwiększać ich moc. Stosując specjalny wabik na pokemony - Incense sprawiamy także, że animowane potworki same do nas przyjdą.... A wszystko to przechadzając się po okolicy z wzrokiem utkwionym w ekranie naszego telefonu!

Wydaje się banalne? Takie jest i w praktyce. Być może właśnie dlatego użytkownicy smartfonów, zarówno ci najmłodsi, jak i ci grubo po trzydziestce, w ostatnich dniach zaczęli masowo wychodzić na ulice, by łapać pokemony. Aplikacja, stworzona przez malutkie studio Niantic, działające w ramach korporacji Nintendo, oparta na tej samej technologii i lokalizacjach użytych już w poprzedniej grze studia, Ingress, jest jednym z największych fenomenów ostatnich lat. Do tej pory ściągnięto ją blisko 50 milionów razy, a gdy 16 lipca zadebiutowała w 26 krajach Europy (w tym i u nas) doprowadziła do wielkich przeciążeń serwerów Niantica. Pokemania ponownie ogarnęła cały świat...

A wszystko zaczęło się przecież już ponad dwadzieścia lat temu! To w 1996 roku Satoshi Tajiri, prywatnie wielki miłośnik walk owadów, stworzył pierwszą grę o nazwie "Pokemon" na przenośną konsolę Game Boy. Seria stała się szybko drugą najbardziej dochodową marką firmy Nintendo, zaraz po "Mario", a szaleństwo na punkcie pokemonów dotarło niemal wszędzie. Pojawiły się oczywiście filmy animowane, przebojowy serial anime, a także mangi, zabawki, książki i... plastikowe krążki z wizerunkami "kieszonkowych potworów", zwane tazosami, które można było zbierać i kolekcjonować. Wypromowały one mocno pewną markę chipsów... doprowadziły także pod koniec lat 90. do prawdziwej plagi hazardu na korytarzach polskich szkół!

Największymi sukcesami cieszyło się produkowane od 1997 roku anime, liczące sobie już ponad 800 odcinków. Słynnych bohaterów serialu: Asha Ketchuma (wraz z jego pierwszym pokemonem - żółtym Pikachu), Misty, Brooka i głównych przeciwników przyjaciół - podstępną Drużynę R, kojarzy chyba każdy współczesny 20 i 30-latek. Wielu jest także takich, którzy wciąż znają na pamięć słowa piosenki usłyszanej  w czołówce serialu.

Popularność słynnej serii szybko jednak spadała. O ile pierwszy pełnometrażowy film animowany z serii "Pokemon", wyświetlany na dużych ekranach w 1999 roku, zarobił w Stanach Zjednoczonych ponad 85 milionów dolarów, o tyle trzeci film, stworzony zaledwie dwa lata później, zdołał zebrać już tylko 17 milionów. Pokemony na szkolnych korytarzach zastąpiły inne, nowsze pomysły, często wykorzystujące bardzo podobną fabułę i bohatera - chłopca, który wyrusza w podróż w poszukiwaniu tajemniczych stworów. Tutaj warto przywołać dobrze znaną w Polsce serię "Yu-Gi-Oh!".

Jak jednak udowodniło Pokomon GO, pokemony przez te wszystkie lata nie zginęły w naszej pamięci... I gdy tylko pojawiła się okazja, by do nich wrócić, sentyment zrobił swoje. Nikogo nie dziwi chyba fakt, że większość graczy Pokemon GO wcale nie należy do najmłodszych użytkowników urządzeń mobilnych. Pokemonowe szaleństwo zaczęło się dla wychowanych na "Pokemonach" na nowo i doprowadziło do wielu szalonych sytuacji.

Pojawienie się bardzo rzadkiego pokemona, Vaporeona, w nowojorskim Central Parku doprowadziło do sytuacji niemal, jak z serialu o pladze zombie, a wśród goniących za pokemonem znalazł się sam Justin Bieber. Na Florydzie natomiast Pokemon GO sprowokowało strzelaninę.

Pewnego mieszkańca w środku nocy obudziły odgłosy z ogrodu. Przekonany że ma do czynienia z włamaniem, postanowił postraszyć nieproszonych gości strzelbą. Jak się jednak okazało, dwójka nastolatków, która odwiedziła mężczyznę, nie przyszła do niego, by kraść przedmioty, a pokemona, który według Pokemon GO schował się na terenie jego posiadłości. Na szczęście strzały ominęły "włamywaczy" i wszystko potoczyło się dobrze.

Niestety, nie każda przygoda związana z Pokemon GO skończyła się tak pomyślnie... Aplikacja w ciągu zaledwie kilku dni stała się przyczyną wielu poważnych wypadków samochodowych i potrąceń, sprowokowała także nożowników, którzy na warszawskim osiedlu zaatakowali parę zaaferowanych pokemonami gimnazjalistów. W Stanach Zjednoczonych przez pokemony czwórka nastolatków utknęła w jaskini, a administrację lotniska na Okęciu i Muzeum w Auschwitz oraz zarządzających wielu kościołów i kaplic cyfrowe stworki zmusiły do opublikowania oficjalnych komunikatów, zabraniających polowania na pokemony, by nie naruszać czci tych miejsc lub uniknąć niebezpieczeństwa. Nie trzeba było czekać długo również na efekty działalności hakerów, którzy stworzyli zawirusowaną podróbkę aplikacji, instalującą na naszym telefonie niepożądane programy i treści.

Zarobić na aplikacji starają się także zwykli przedsiębiorcy. Wiele barów i kawiarni szczyci się tym, że gra wyznaczyła ich lokalizacje na Pokestopy lub Gimy. Są też tacy, którzy wspierają pewne drużyny ("teamy") i oferują im zniżki, natomiast członkom innych każą za swoje produkty dopłacać. Pokemon GO jest odpowiedzialne również za nowe miejsca pracy! Dla przykładu: jedna z opolskich agencji interaktywnych poszukuje osób, które za opłatą będą... trenować i zbierać pokemony. W USA stało się to już normą - za tropienie pokemonów można tam zarobić nawet 20 dolarów na godzinę.

Aplikacji Pokemon GO nie brakuje jednak wad: często się tnie, wyłącza lub resetuje, wymaga ciągłego połączenia z internetem, zużywa bardzo dużo energii i danych, a dodatkowo działa tylko na najnowszych systemach operacyjnych. Lokalizacje, w których pojawiają się Pokemony także bywają dość nieprzewidziane - z tym z pewnością zgodziłaby się administracja Muzeum w Auschwitz. Tyle że niemal nikt nie zwraca uwagi na te niedogodności lub stara się je ignorować... Gra jest bowiem ciągle dopracowywana, aktualizowana i rozwijana, a fenomen trwa. I bardzo możliwe, że jeszcze potrwa. Wystarczy wspomnieć, że firma Nintendo w ciągu tygodnia na giełdzie zanotowała dzięki Pokemon GO wzrost o ponad 100% (do 42,5 miliarda dolarów), a Hollywood i wytwórnia Legendary Pictures już planują nowy, tym razem w pełni aktorski, film z serii. Jeśli produkcja okaże się sukcesem, bardzo możliwe, że dla pokemonów będzie to oznaczało całkiem nowy początek.

Autor: Adrian Luzar

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pokemon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama