Reklama

Podpadł Lucasowi

Shia LaBeouf musiał czymś podpaść producentowi "Gwiezdnych wojen". Jeszcze trzy miesiące temu rozmawiał o udziale w kolejnym Indianie Jonesie, nawet w roli głównej. Teraz George Lucas nagle wszystkiemu zaprzecza.

Lucas - producent i scenarzysta kolejnych części przygód słynnego archeologa, w maju powiedział dziennikarzom w czasie festiwalu filmowego w Cannes, że piąta część Indiany koncentrować się będzie nie na Henrym Jonesie, ale na jego synu. W ten oto sposób Shia LaBeouf stałby się spadkobiercą Harrisona Forda.

Takie doniesienia podgrzała na dodatek ostatnia scena filmu "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaski", gdy młody Mutt podnosi słynny znak rozpoznawczy Indy'ego - kapelusz i próbuje go założyć.

Reklama

Nikt nie wie, co wydarzyło się w ciągu tych trzech miesięcy. Czy zmiana opinii Lucasa wynika z niedawnego wypadku Shia? Młody aktor po pijaku spowodował wypadek samochodowy i został aresztowany. Wiadomo tylko, że LaBeouf na "spadek" nie ma już co liczyć.

Lucas, zajęty promocją swojego najnowszego projektu, animowanej wersji "Gwiezdnych wojen", powiedział tylko: "Indiana Jones to Indiana Jones, a Harrison Ford TO Indiana Jones. Gdyby to było o Mutcie Williamsie, to miałoby tytuł Mutt Williams i Poszukiwanie Elvisa czy coś w tym rodzaju".

Reżyser potwierdził jednak, że piąta część powstanie. Trudno się temu dziwić, skoro wielki come back Indy'ego przyniósł twórcom ponad 300 mln dolarów zysku w samych Stanach Zjednoczonych.

Okazuje się jednak, że przeszkodom może okazać się nie wiek Harrison Ford, który z pewnością aktorem pierwszej młodości już nie jest, lecz scenariusz.

"Właśnie szukamy czegoś dla niego" - mówił Lucas - "I szczerze mówiąc, jest ciężko. To jak archeologia. Potrzeba mnóstwo czasu na poszukiwania, by w końcu coś do siebie dopasować".

Guardian
Dowiedz się więcej na temat: George Lucas | Shia LaBeouf | jones | Indiana Jones | W roli głównej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy