Reklama

"Płynące wieżowce": Zakazana miłość

22 listopada mija pięć lat od premiery "Płynących wieżowców" Tomasza Wasilewskiego, czyli produkcji, która wzbudzała w naszym kraju ogromne kontrowersje.

22 listopada mija pięć lat od premiery "Płynących wieżowców" Tomasza Wasilewskiego, czyli produkcji, która wzbudzała w naszym kraju ogromne kontrowersje.
Bartosz Gelner i Marta Nieradkiewicz w scenie z "Płynących wieżowców" /materiały dystrybutora

Reżyser uwalnia kamerę od wędzideł obyczajowych konwenansów, najpierw z niespotykaną w polskim kinie intymnością pokazując seks oralny między Kubą i Sylwią, wreszcie - domyka opowieść o namiętności realistyczną sceną gejowskiego seksu. Jest takie powiedzenie: nakręć scenę erotyczną, a powiem ci, jakim jesteś reżyserem. Wasilewski z pewnością zasłużył na wpis w indeksie - pisał o "Płynących wieżowcach" w relacji z festiwalu w Gdyni nasz wysłannik.

Światowa premiera "Płynących wieżowców" odbyła się w Nowym Jorku na Tribeca Film Festival, gdzie film został uznany za jeden z dwóch najlepszych obrazów. "To kino na europejskim poziomie" - pisał Christian Poccard. "Ewidentnie coś drgnęło w polskiej kinematografii, powstają obrazy odważne, szczere, osobiste, a przy tym rozumiane przez międzynarodową widownię". W "The Hollywood Reporter" można było przeczytać z kolei: "'Płynące wieżowce' potwierdzają talent Wasilewskiego i jego dbałość o szczegóły".

Reklama

Równie entuzjastyczne recenzje pojawiły podczas festiwalu w Karlowych Warach, gdzie film miał swoją europejską premierę. "Płynące wieżowce" startowały w konkursie East of The West, zdobywając nagrodę główną sekcji. Wygrały też w nieformalnym rankingu festiwalowych recenzentów. "To dobrze zrealizowany film świetnego reżysera" - zgodnie pisali akredytowani dziennikarze. "Uniwersalne, dojrzałe dzieło. Sukces filmu na Tribeca Film Festival, a teraz w Karlowych Warach tylko umacnia pozycję Wasilewskiego jako młodego obiecującego reżysera" - dodawał Indiewire.com.

"Płynące wieżowce" znalazły się również w oficjalnej selekcji kolejnych międzynarodowych festiwali: Europejskiego Festiwalu Filmowego Palić w Serbii, Espoo Ciné w Finlandii czy Film Forum Zadar w Chorwacji. Na tym ostatnim został wyróżniony Mateusz Banasiuk (filmowy Kuba), który zdobył nagrodę za najlepszą rolę męską.

Z kolei na wspomnianym festiwalu w Gdyni produkcja otrzymała nagrodę jury młodzieżowego i nagrodę jury dla młodego talentu reżyserskiego. Z indywidualną nagrodą wyjechała ponadto Marta Nieradkiewicz, wyróżniona za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą. Za kreację głównego bohatera była też nominowana do Orłów.

Oprócz Mateusza Banasiuka i Marty Nieradkiewicz, główne role zagrali w filmie: Bartosz Gelner, Katarzyna Herman, Olga Frycz, Izabela Kuna i Mirosław Zbrojewicz. Autorem zdjęć był Kuba Kijowski, autorem muzyki - Baasch. Producentami filmu byli Roman Jarosz i Izabela Igel. "Płynące wieżowce" były debiutem producenckim firmy Alter Ego Pictures.

"Płynące wieżowce" zawierały pierwsze w polskim kinie tak dosadne sceny homoseksualne. - Czy jakoś się do tego przygotowywałem? Nie, od początku, kiedy dostałem scenariusz, wiedziałem co mnie czeka i przygotowywałem się do tych scen tak jak do każdych innych. Wiedziałem, po co się znalazły w tej historii; uważam, że są bardzo istotne. Nie chodzi o to, żeby wzbudzić kontrowersje. Czy to było trudne? Oczywiście, że było trudne - opowiadał w wywiadzie z Tomaszem Bielenia Mateusz Banasiuk.

- Wydaje mi się że aktor jest w stanie zagrać wszystko, jeżeli reżyser mu to odpowiednio wytłumaczy. Oczywiście ludzie mają różne ograniczenia: cielesne, psychiczne... Każdy w życiu ma ciągle jakieś bariery, które przełamuje; to jest normalne i naturalne - dodał.

- Miałem wtedy dziewczynę, Bartek (Gelner - przyp.red.) też, bardzo się lubiliśmy i lubiliśmy swoje dziewczyny. Może to jest dziwna sytuacja dla ludzi spoza środowiska aktorskiego. Mogą być rzeczywiście w szoku, ale z aktorami jest tak, że my mamy przesuniętą granicę intymności. Już w szkole mamy mnóstwo wspólnych scen, ciągle jesteśmy razem, często są to trudne, intymne sytuacje. W garderobie przebieramy się przy sobie. Cały czas obcujemy z ciałem. Ciało to jest warsztat aktora. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że rola w "Płynących wieżowcach" nie była dla mnie wyzwaniem.

- Musiałem poczuć swobodę w byciu nago przy dużej ilości osób, gdzie czasami było mi na przykład zimno, gdzie byłem zmęczony, gdzie człowiek czasami czuje się niekomfortowo ze swoim ciałem, zdaje sobie sprawę ze swoich niedoskonałości, ma jakieś kompleksy. To prawda, że akurat do tego filmu sporo ćwiczyłem i chciałem, żeby moje ciało również wyglądało jak ciało pływaka. Na pewno czułem się wtedy pewniej i bezpieczniej w swoim ciele. Ale po pewnym czasie się o tym zapomina, o tym, że jesteś nago. Trudno jest się rozebrać na początku... - wspominał Banasiuk.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Płynące wieżowce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy