"Płynące wieżowce": Balansowanie na krawędzi
Bilety na pierwszy pokaz filmu "Płynące wieżowce", który odbył się w poniedziałek, 22 lipca, na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu, zniknęły minutę po uruchomieniu elektronicznej rezerwacji miejsc. Czym polska historia o miłości uwodzi świat?
"Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego zostały uznane za jeden z dwóch (obok "Hide Your Smiling Faces" Daniela Patricka Carbone) najlepszych filmów pokazywanych na MFF TRIBECA w Nowym Jorku. Europejska premiera obrazu odbyła się na MFF w Karlowych Warach. Tytuł zdobył tam główną nagrodę w sekcji East of the West.
"Płynące wieżowce", wyprodukowane przez Alter Ego Pictures, to drugi film Tomasza Wasilewskiego, który zdobywa uznanie na zagranicznych festiwalach filmowych. Dlaczego? Ponieważ jest opowiedziany według zasad gramatyki współczesnego artystycznego języka filmowego, w którym znakami przestankowymi są niedopowiedzenia, a przysłowiowych kropek nad "i" od dawna się nie stawia.
Kręcąc "W sypialni" Wasilewski owego języka dopiero się uczył. "Płynące wieżowce" są dowodem na to, że uzyskuje w nim płynność. Kolejny raz daje widzom do dyspozycji przestrzeń, którą mogą wypełnić własnymi refleksjami, ale jednocześnie buduje świat przedstawiony ze znacznie większą precyzją, niż robił to w filmie "W sypialni". Nie ogranicza rzeczywistości do intymnego, na kłódkę zamkniętego świata jednej postaci, ale ustawia swoich bohaterów na tle krajobrazu współczesnej Polski.
Z jednej strony właśnie z tego względu homoseksualizm jest jawnym źródłem fabularnego konfliktu, z drugiej wpisanie historii w pejzaż kulturowo-społeczny pozwala pokazać też zmiany zachodzące w społeczeństwie uczącym się tolerancji.
Wasilewski przede wszystkim wywraca na nice stereotypowy wizerunek geja - zniewieściałego chłopca, który ubiera się w sweterek w serek i nosi przedziałek na boku. Główny bohater "Płynących wieżowców", Kuba (Mateusz Banasiuk) jest świetnie zbudowanym sportowcem, który na co dzień chodzi w bluzach dresowych i nie bawią go wykwintne wernisaże, na jakie zabiera go jego dziewczyna, Sylwia (Marta Nieradkiewicz).
Mimo artystycznych inklinacji Sylwia nie jest jednak osobą, która ma duże ambicje. Jedynym jej celem jest życie u boku chłopaka i zacieranie wrażenia, że on woli zaspokajać seksualne potrzeby z kolegami. W erotycznych scenach między Sylwią a Kubą, przedstawionych z nietypową dla polskiego kina odwagą, nie ma ani grama autentycznego napięcia. Pojawia się ono wyłącznie między Kubą a Michałem (Bartosz Gelner) - chłopakiem, którego Kuba spotyka na wernisażu. Świetne decyzje castingowe zaowocowały tym, że między heteroseksualnymi aktorami rodzi się wiarygodna, homo-erotyczna namiętność.
Wasilewski prowadzi swoich bohaterów z wyczuciem i zmusza ich do niełatwego wgryzania się w obce im emocje. Za sprawą kilku wręcz komediowych chwytów, od czasu do czasu rozładowuje też miejscowe napięcia. Nie zaburza przy tym dramatycznej struktury filmu, opowiadającego o dwóch chłopcach odkrywających swoją orientację seksualną i dziewczynie jednego z nich, która nie chce zaakceptować bolesnej prawdy.
Wasilewski nie odkleja swoich bohaterów od rzeczywistości, więc pokazuje też ich rodziny - różne od siebie, całkowicie odmiennie reagujące na próby dokonania coming outu. Dzięki temu buduje świat w pełni wiarygodny; świat, w którym między miłością a nienawiścią jest tylko cienka, czerwona linia, jaką ludzi przekraczają w tą i z powrotem w imię potrzeby chwili. Czasem robią to z przedziwną gracją, niekiedy ich gesty bywają groteskowe - w filmie Wasilewskiego zawsze są perfekcyjnie ujęte w ramy kadrów przez Jakuba Kijowskiego. Niezwykle utalentowany operator ma oko do dostrzegania kluczowych dla historii detali. Umie też patrzeć na Warszawę w sposób tak niebanalny, że miasto zyskuje nowy charakter - w pełni uzależniony od płynnie zmieniających się emocji zamieszkujących go bohaterów.
"Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego nie są opowieścią wielce oryginalną na międzynarodowym rynku, ale na tyle wyrafinowaną i intrygującą, by uwodzić zachodnią widownię. Są jednak filmem, który wyraźnie odbija się od reszty polskich produkcji, których twórcy albo próbują bezradnie szokować przekazem (vide "Sponsoring" czy "W imię..." Małgorzaty Szumowskiej) lub nie umieją się uwolnić spod skrzydeł ojców i zamiast podejmować współczesne tematy, usiłują rozliczać się z historią, która już niemal ich nie dotyczy.
Tomasz Wasilewski nie boi się dotykać żywego, współczesnego problemu. Nie musi rozgrzebywać społecznych ran, bo te nadal są świeże. Sypie więc na nie sól i daje nam okazję, byśmy z empatią przyglądali się bólowi, jaki odczuwają inni i uczyli się go rozumieć.
Anna Bialak, T-Mobile Nowe Horyzonty, Wrocław
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!