Reklama

"Pitbull. Ostatni pies": Stara gwardia i Doda

W środę mija pięć lat od premiery filmu "Pitbull. Ostatni pies". Stołek reżysera po skonfliktowanym z producentami Patryku Vedze, twórcy poprzednich części cyklu, przejął Władysław Pasikowski. W jego produkcji pojawiła się tak zwana "stara gwardia", znana z premierowej odsłony serii, czyli Marcin Dorociński, Krzysztof Stroiński i Rafał Mohr. Na ekranie wspierała ich między innymi Doda, w pierwszej tak dużej roli w swojej karierze.

W środę mija pięć lat od premiery filmu "Pitbull. Ostatni pies". Stołek reżysera po skonfliktowanym z producentami Patryku Vedze, twórcy poprzednich części cyklu, przejął Władysław Pasikowski. W jego produkcji pojawiła się tak zwana "stara gwardia", znana z premierowej odsłony serii, czyli Marcin Dorociński, Krzysztof Stroiński i Rafał Mohr. Na ekranie wspierała ich między innymi Doda, w pierwszej tak dużej roli w swojej karierze.
Doda w scenie z filmu "Pitbull: Ostatni pies" /materiały prasowe

W 2017 roku Patryk Vega, twórca marki "Pitbull", na którą składały się serial telewizyjny, a także filmy: "PitBull" (2005), "Pitbull. Nowe porządki" (2016) i "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" (2016), poróżnił się z producentami kolejnej części cyklu.

Reklama

Vega postawił wówczas na inny projekt, głośny "Botoks", a stanowisko reżysera kolejnego "Pitbulla" objął po nim Władysław Pasikowski, twórca słynnych "Psów"Bogusławem LindąCezarym Pazurą w rolach głównych.

Jednym z pierwszych kroków doświadczonego filmowca było przywrócenie do cyklu "starej gwardii" bohaterów, czyli Marcina Dorocińskiego jako oficera Despero, Krzysztofa Stroińskiego w roli Metyla oraz Rafała Mohra czyli Nielata, teraz nazywanego Quantico.

Obsadę "Pitbulla", który otrzymał podtytuł "Ostatni pies", dopełnili: Dorota "Doda" Rabczewska, Cezary Pazura, Adam Woronowicz, Krzysztof Kiersznowski, Iza Kuna, Marian Dziędziel, Zbigniew Zamachowski oraz Jadwiga Jankowska-Cieślak. Gościnnie, w epizodach, na ekranie pojawiła się również wokalistka: Katarzyna Nosowska oraz bokserzy Artur Szpilka i Dereck Chisora.

Producentem filmu "Pitbull. Ostatni pies", podobnie jak wypadku "Nowych porządków" oraz "Niebezpiecznych kobiet", był Emil Stępień, czyli ówczesny partner Dody.

- Staję na planie "Pitbulla 3" jak przed największym wyzwaniem w życiu. Przyjdzie mi się bowiem zmierzyć nie tylko z gigantycznym sukcesem finansowym poprzednich dwóch części, ale także z legendą i doskonałością serialu sprzed 12 lat. Zostawiony sam sobie pewnie bym się nie podjął, ale szczęśliwie wspierają mnie producent wspomnianych blockbusterów Emil Stępień i gwiazdorzy kultowego serialu: Marcin Dorociński, Krzysztof Stroiński, Rafał Mohr i Jadwiga Jankowska-Cieślak. Nasz film to nie będzie jednak prosty miks artystycznego serialu sprzed lat i kasowych filmów z zeszłego roku, ponieważ... zmienił się reżyser i scenarzysta - przyznawał przed rozpoczęciem prac Pasikowski.

- Próbuję nakręcić sensacyjny film tak, jak potrafię najlepiej zrobić to ja. Nie imituję stylu mojego znakomitego poprzednika. Może stąd tytuł filmu "Pitbull. Ostatni pies". Niby gatunkowo pitbull, ale w szerszym znaczeniu jednak pies. Będzie więc dużo starego, ale też więcej nowości. Najbardziej oczekuję występu Doroty Rabczewskiej, znanej bardziej jako Doda, i nowej muzyki, z którą pierwszy raz będę miał do czynienia. A o czym jest film? Jak zwykle o twardej przyjaźni, zasadach, tyrani złych ludzi i oczywiście o miłości - zapowiadał reżyser.

Kiedy ginie Soczek, partner Majamiego, policjanci z wydziału terroru rozpoczynają dochodzenie. Schwytanie sprawcy uważają nie tylko za swój obowiązek, ale też punkt honoru. Niestety, wydział jest przetrzebiony zmianami organizacyjnymi i zwolnieniami. W tej sytuacji, aby stawić czoła gangsterom, stołeczny komendant ściąga do Warszawy rozproszonych po prowincji, doświadczonych policjantów. W stolicy pojawiają się Despero, Metyl oraz - prosto z Waszyngtonu - Nielat, zwany obecnie Quantico. Tymczasem w walce o dominację nad miastem, toczonej między gangami z Pruszkowa i Wołomina, pojawia się trzeci, znaczący gracz - Czarna Wdowa. Nie zamierza się ograniczać do handlu narkotykami, wymuszeń czy nielegalnych przemytów. Otwiera bank, który w rzeczywistości jest piramidą finansową... Tak w skrócie prezentowała się fabuła "Ostatniego psa".

- Nie lubię, kiedy o filmie jest głośno przed premierą. Na cały ten zgiełk składają się głównie insynuacje i plotki, niezdrowe zainteresowanie portali plotkarskich. Podobnie zresztą było, kiedy z Władysławem Pasikowskim kręciliśmy "Jacka Stronga". Wtedy wszyscy wygłaszali swoje opinie na temat filmu, zanim go zobaczyli. Od premiery pierwszego "Pitbulla" Patryk Vega nakręcił jeszcze dwa filmy zatytułowane w ten sposób, w których nie zagrałem z różnych powodów. Brakowało mi przede wszystkim należytego pożegnania z podkomisarzem Sławkiem "Despero" Desperskim, moim bohaterem wzorowanym na policjancie Sławku Opali, którego dziś z nami już nie ma. Myślałem, że już nigdy do tej postaci nie wrócę. Nie przypuszczałem, że ktokolwiek będzie w stanie napisać scenariusz, który godnie Sławka pożegna. Ludzie często mnie pytali, dlaczego nie ma "Despera" w nowych filmach. Mnóstwo osób domagało się jego obecności, zaczepiali mnie na ulicy, pamięć o moim bohaterze nie umarła, tęsknili za nim. Postanowiłem zatem zaryzykować i razem z Władysławem Pasikowskim wrócić do postaci "Despera" - opowiadał o kulisach swojego powrotu do roli Marcin Dorociński.

"Ostatni pies" nie był jednak według aktora produkcją przeznaczoną wyłącznie dla fanów pierwszego "Pitbulla". - Jest i dla nich, i dla tych, którzy chcieliby zobaczyć dobry film sensacyjno-obyczajowy. Ci pierwsi sami sobie dopiszą legendę, co działo się ze Sławkiem od ostatniego filmu przez te kilkanaście lat. Spotykamy go w zupełnie innym momencie życia, wydawać mogłoby się, że w złym miejscu, złym czasie i złej formie. To trochę inny Sławek - doświadczony przez życie, przygnieciony doświadczeniami prywatnymi i zawodowymi. Codzienność policjantów, którzy ryzykują i stawiają życie na szali, nie należy do najłatwiejszych. Oni często nie mają poukładanych związków ani najlepszego kontaktu z dziećmi, choć oczywiście to jest uogólnienie" - opowiadał gwiazdor.

- Granie Sławka było dla mnie ogromną przyjemnością. Musiałem wcielić się w człowieka zupełnie innego ode mnie: w obejściu, w postawie, w patrzeniu na świat, w bezczelności. Jeszcze rok temu nie wyobrażałem sobie, że dane mi będzie wejść w jego buty jeszcze raz. Tak samo na ten moment nie wyobrażam sobie kontynuacji "Pitbulla". Dokonałem pięknego zamknięcia tego epizodu w moim życiu i na razie tyle wystarczy. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Życie lubi zaskakiwać. Należę do ludzi, którzy nigdy nie mówią nigdy" - zapewniał artysta.

W "Ostatnim psie" bohater Dorocińskiego wchodził w relacje zawodowe i prywatne, z graną przez Dodę Mirą. "Mira jest bardzo konkretną dziewczyną, która niczego się nie boi" - opowiadała o swojej postaci piosenkarka.

Gwiazda estrady wyznała, że przyjęła tę rolę ze względu na swoją... matkę, która marzyła o byciu aktorką, ale została w Ciechanowie, bo tam spotkała miłość swojego życia, przyszłego ojca Rabczewskiej. Sama Doda nigdy nie miała marzeń, by występować na srebrnym ekranie. Natomiast od dzieciństwa powtarzała, że gdyby miała zagrać w filmie, to tylko Czarodziejkę z Księżyca albo szefową mafii, co właśnie się udało.

"Pitbull: Ostatni pies" do końca życia będzie się jej kojarzył z... bananami i sokiem malinowym. Dlaczego? Bo właśnie z takich produktów robione są krew i wnętrzności. Taki właśnie koktajl rozbryznął na jej twarzy w scenie, gdy Mira strzela do swojej ofiary z bliskiej odległości. "To jest dobry miks. Polecam. Jak ktoś jest głodny, to może skosztować" - zapewniała Doda.

Współpracę z artystką chwalił debiutujący w cyklu Cezary Pazura. "Jest profesjonalistką. Zawsze bardzo dobrze przygotowaną. Dokładnie wie, co gra. Pracując z Dorotą Rabczewską, nie czułem żadnej różnicy między pracą z nią a innymi aktorami" - komplementował piosenkarkę.

A jak wspominał pracę ze świetnie znanym sobie z "Krolla" i serii "Psy" Władysławem Pasikowskim? "Jeśli chodzi o pracę z aktorem, jest bardzo oszczędny. Nie nadużywa słów. Trzeba wyczytać z jego oczu, półgestów, mimiki, co naprawdę myśli. Jakkolwiek, jego uwagi są bardzo celne" - zapewniał Pazura.

- Wydaje mi się, że ten film jest całkowicie odrębną historią, jeśli chodzi o sposób opowiadania, sposób prowadzenia kamery - mówił powracający do swojej roli Mohr.

Aktor ma do Pasikowskiego duży sentyment. To u niego w 1996 roku zadebiutował na ekranie - w dramacie "Słodko-gorzki". Był to imponujący debiut, bo od razu w roli pierwszoplanowej. Dzięki obecności na planie Pasikowskiego, a także aktorów z pierwszego "Pitbulla" - Dorocińskiego i Stroińskiego - Mohr podczas realizowania zdjęć czuł się pewniej i swobodniej.

Po doświadczeniach sprzed lat aktorowi łatwiej było wejść w buty policjanta. Ale i tym razem musiał zaliczyć zajęcia na strzelnicy. - Sceną, która sprawiała, że byłem podenerwowany to ta, w której musiałem rozmawiać po rosyjsku, jednocześnie strzelając z broni - wspominał artysta, który w jednej ze scen walczył z czeczeńskimi gangsterami.

- Pasikowski czuje się w butach Vegi pewnie i wygodnie, dużo bardziej niż przy swoich ostatnich projektach - niespełnionym w rewizjonistycznych ambicjach "Pokłosiu" i będącym bezbarwną imitacją zimnowojennych thrillerów "Jacku Strongu". Udaje mu się dochować wierności zarówno przebojowemu cyklowi, jak i sobie samemu. Do pełnej bluzgów, przemocy i wódki konwencji nie musi się adaptować, bo jest ona dla niego absolutnie naturalna. Po swoim poprzedniku przejmuje część bohaterów i wielowątkową narrację, ale dodaje od siebie trochę staromodnego rygoru. Na tle meandrycznej lub czasem po prostu chaotycznej serii "Ostatni pies" jest bardzo klasycznie opowiedzianym filmem - pisał o produkcji Piotr Mirski.

"Dla Pasikowskiego najważniejsze są relacje między bohaterami: szorstkie przyjaźnie, spiski, starcia charakterów. Postacie są obrysowane grubą kreską, a przy tym na tyle wiarygodne, na ile pozwala w gruncie rzeczy pulpowa konwencja. To w dużej mierze zasługa zręcznie napisanych, brzmiących autentyczną uliczną mową kwestii dialogowych i dobrej lub przynajmniej rzetelnej gry aktorskiej. Jedyny niechlubny wyjątek stanowi Doda, która nie jest tak zła, jak sugerują zwiastuny, ale jest wyraźnie najsłabszym punktem obsady - mówiąca z nieznośną manierą zadziornej blachary, może co najwyżej uchodzić za kampową ciekawostkę, która prawdopodobnie dostarczy wiele ubawu przyszłym badaczom historii polskiej popkultury" - zapewniał nasz recenzent.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pitbull. Ostatni pies
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy