Piotr Domalewski: Zaczynał karierę jako aktor "Barw szczęścia"
Zaczynał karierę jako aktor m.in. od epizodycznych ról w popularnych serialach, szybko zdecydował jednak, że jego miejsce jest po drugiej stronie kamery. Piotr Domalewski, laureat Złotych Lwów za film "Cicha noc" i współtwórca serialu Netfliksa "Sexify", obchodzi w poniedziałek 40. urodziny.
Piotr Domalewski rozpoczynał karierę jako aktor. Po ukończeniu Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie występował m.in. na deskach Teatru Wybrzeże w Gdańsku oraz Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Kojarzyć mogą go także widzowie popularnych seriali. W "Barwach szczęścia" przypadła mu w udziale rola doktora Szymona, partnera Izabeli Gordon; pojawiał się także w epizodycznych rolach w: "Ojcu Mateuszu", "Przyjaciółkach", "Prawie Agaty" i "Przepisie na życie".
Aktorstwo mu jednak nie wystarczało, dlatego zaczął studiować reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. "Aktor na planie ma moim zdaniem jakieś 30 proc. wiedzy na temat tego, jak będzie wyglądał film. Dla mnie to było za mało: ja chciałem wiedzieć 100 proc. A tyle wie tylko reżyser" - mówił w rozmowie z magazynem "Elle".
Jako reżyser zadebiutował w 2012 roku etiudą szkolną "Ostatnia akcja", po której przyszły kolejne krótkometrażowe filmy: "Obcy" (2013), "Jedyne wyjście" (2014), "Chwila" (2015), "Złe uczynki" (2016) i "60 kilo niczego" (2017). Za ten ostatni, zrealizowany w ramach programu Studia Munka "Trzydzieści Minut". otrzymał Nagrodę Dziennikarzy na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film" (za "udane połączenie thrillera i kina społecznego oraz pokazanie, jak trudno w dzisiejszych czasach być dobrym człowiekiem").
"Z każdym krótkometrażowym filmem sprawdzałem inne mechanizmy. W 'Chwili' uczyłem się opowiadać o rodzinie w zamkniętej przestrzeni, w 'Złych uczynkach' ćwiczyłem ostre żarty, a w '60 kilogramach niczego' - realistyczne opowiadanie. Tak zbierałem amunicję, z której mogłem korzystać przy swoim debiucie" - mówił na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Jego pełnometrażowy debiut "Cicha noc" był intymną opowieścią o rodzinie podczas zjazdu świątecznego. Film opowiada o pracującym w Holandii Adamie (Dawid Ogrodnik), który niespodziewanie wraca do rodzinnego domu na Boże Narodzenie. Jego celem nie jest jednak tylko zjedzenie kolacji z najbliższymi. Adam ma swój cel - cel, który może zmienić jego życie oraz życie jego rodziny.
"Cicha noc" otrzymała Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Krytyk filmowy Łukasz Maciejewski przypomniał, że przez wiele lat patrzyliśmy i mówiliśmy z podziwem o kinie rumuńskim. "Jego fenomen polegał na tym, że ze zwykłych sytuacji, bardzo niefotogenicznych i mało filmowych, najlepsi twórcy rumuńscy potrafili stworzyć uniwersalny świat. (...) W Polsce mieliśmy problem z zamknięciem koherentnej prostej historii w czterech ścianach, i opowiedzeniem jej tak, że sprawiała wrażenie thrillera" - powiedział Maciejewski.
"W 'Cichej nocy' jest podobnie. To film o samym życiu, opowiedzianym nie z dominującej perspektywy, która na dużym ekranie pokazuje głównie otoczenie wielkomiejskie i klasę średnią. W 'Cichej nocy' widzimy inny rodzaj wnętrz, inny rodzaj relacji międzyludzkich. To bardzo ciekawe, bardzo szczere i bardzo wprost" - dodał.
Maciejewski zwrócił także uwagę, że u nagrodzonego reżysera zobaczymy niezwykle wiarygodne aktorstwo. "On wiedział kogo zaprosić do udziału w filmie. Domalewski obsadził przecież chociażby Agnieszkę Suchorę, na co dzień aktorkę Teatru Współczesnego w Warszawie, która od wielu lat nie pojawiała się na ekranie. Domalewski prócz tego przywrócił na ekran Elżbietę Kępińską, czy Pawła Nowisza. Zagrali piękne, głębokie role. Myślę, że potrzebny był do tego dryg reżysera - byłego aktora, który pokazał, że rozumie innych aktorów" - podkreślił Maciejewski.
"Jak najdalej stąd", podobnie jak debiut reżysera - "Cicha noc", to słodko-gorzka analiza poplątanych relacji rodzinnych. Ola to zbuntowana nastolatka, która marzy o własnym samochodzie i większej życiowej samodzielności. Niespodziewane i tragiczne wiadomości z Irlandii, gdzie od lat pracuje jej ojciec, sprawiają, że wyrusza sama w daleką podróż. Los przeznacza jej nie lada wyzwanie - w imieniu rodziny ma sprowadzić ciało zmarłego do Polski.
"Robienie drugiego filmu nie jest łatwą sprawą. Pojawia się pokusa, żeby zaryzykować jakiś przedziwny eksperyment wizualno-ruchowy trwający 4,5 godz. w jednym planie ogólnym, ale ja wolałem zrobić film o rzeczach, które z różnych względów nie zmieściły się w "Cichej nocy". Faktycznie, gdzieś w tle widać inspiracje tamtym filmem, ale sam trzon historii o poszukiwaniu relacji dziecka z rodzicem jest czymś zupełnie innym. Przestrzeń, którą opisuje, to coś, w czym się dobrze czuję i co znam, ale ta tematyka była dla mnie trudna. To filmy, w których nikt nie wypowiada wprost, o czym są" - Domalewski mówił w rozmowie z Polska Agencją Prasową.
Główną rolę powierzył debiutującej na wielkim ekranie Zofii Stafiej.
"Kluczem do naszej obsady była oczywiście postać głównej bohaterki - Oli. Produkcja ogłosiła szeroki casting adresowany do aktorek z doświadczeniem oraz tych dopiero początkujących. Otrzymaliśmy ponad tysiąc zgłoszeń i wyłoniliśmy spośród nich kilkadziesiąt osób, z którymi zrobiliśmy zdjęcia próbne. Zofia Stafiej, która ujęła nas swoją dojrzałością, pomimo młodego wieku, energią i temperamentem przeszła przez pięć etapów zdjęć próbnych" - wspomina reżyser.
"Nie jest łatwo znaleźć taką aktorkę, bo film to jednak bardzo trudne wyzwanie i twórca chce się w nim jak najbezpieczniej czuć. Wiadomo, że będzie trzeba stoczyć potężną bitwę z rzeczywistością, żeby ten film powstał. Zawsze kusi, żeby zatrudnić aktora czy aktorkę, która ma już duże doświadczenie i radzi sobie z kamerą. Niestety, w tym wypadku nie mieliśmy takiej szansy, ponieważ nasza bohaterka miała być nastolatką. Trudno oczekiwać od kogoś w tym wieku, żeby miał nie wiadomo jakie doświadczenie filmowe. Pewnie znaleźliby się tacy ludzie, ale mnie interesowała też świeżość i temperament, który ma Zofia. Długo jej szukaliśmy, ale było warto" - zapewniał Domalewski.
"Zofia Stafiej jest zjawiskowa i hipnotyzująca - w detalu, mimice, drobnych gestach, a jednocześnie obdarzona niebywałą umiejętnością grzebania w emocjonalno-psychicznym stanie, w którym została postawiona jej bohaterka. Wszak w Oli ścierają się dwie sprzeczne siły - nastoletni gniew, rozczarowanie, żal oraz życiowa mądrość pozwalająca pogodzić się z losem" - potwierdzął intuicję reżysera Mareusz Demski w recenzji dla Interii.
"Z każdym krótkometrażowym filmem sprawdzałem inne mechanizmy. W 'Chwili' uczyłem się opowiadać o rodzinie w zamkniętej przestrzeni, w 'Złych uczynkach' ćwiczyłem ostre żarty, a w '60
Kolejny film Domalewskiego, zrealizowany dla Netfliksa "Hiacynt" opowiedział osadzoną w latach 80. XX wieku historię milicjanta, który wpada na trop seryjnego mordercy gejów. W głównej roli zobaczyliśmy Tomasza Ziętka.
Po raz pierwszy w karierze Domalewski pracował nad cudzym tekstem.
"Scenariusz Marcina Ciastonia od początku miał znamiona kina gatunkowego i z takiej strony mnie zainteresował. Od strony formalnej to było coś zupełnie dla mnie nowego. Traktowałem 'Hiacynta' także jako osobiste wyzwanie. Polskie kino gatunkowe nie ma najlepszej tradycji. W ostatnich 20-30 latach nie powstało wiele przykładów prawdziwego kina gatunkowego. Szkoda, bo tematów na takie kino jest u nas dużo. Ja jednak zrozumiałem podczas kręcenia 'Hiacynta', jak trudne jest takie kino w realizacji. Jest to wyzwanie budżetowe i techniczne. Kino sensacyjne generuje duże koszty produkcji. Zdjęcia, oświetlenie, sceny akcji - to wszystko wymaga pieniędzy. Dlatego wiele polskich filmów zaledwie ociera się o kino gatunków. Miesza się jego elementy. A my postanowiliśmy zrobić kino czysto sensacyjne, z jego wszystkimi mocnymi elementami" - mówił Łukaszowi Adamskiemu.
Domalewski przyznawał, że "Hiacynt" był dla niego "próbą poszerzenia reżyserskiego emploi".
"To było ciekawe wyzwanie czysto technologiczne. Każdy mój film krótkometrażowy jest nakręcony w innym gatunku. 'Hiacyntowi' jest blisko do mojego pierwszego krótkiego metrażu, czyli 'Obcego'. Kino w swojej esencji mnie intryguje. Praca dla Netflilsa jest też znakomitym doświadczeniem przez wymogi, jakie się tam stawia. Technicznie wszystko musi być na wysokim poziomie. Do tego dochodzi coś, co jest nie do przecenienia w pracy dla takiego giganta streamingowego. 'Hiacynt', czy wcześniejszy 'Sexify', którego jestem współautorem, to produkcje, które mogą być oglądane na Netfliksie na całym globie. Mogą je obejrzeć również znaczący filmowcy. To naprawdę otwiera wiele furtek i możliwości rozwoju" - podkreślał Domalewski.
Serial "Sexify", za reżyserię którego poza Domalewskim odpowiadała Kalina Alabrudzińska, opowiada łhistorię ambitnej studentki informatyki - Natalii (Aleksandra Skraba), która marzy o tym, żeby wygrać prestiżowy konkurs. Jej kluczem do sukcesu ma być innowacyjna aplikacja, która pozwoli zaspokoić ciekawość i seksualne potrzeby jej rówieśników. Problem w tym, że sama wie dużo o programowaniu, ale bardzo mało o seksie.
Postanawia więc połączyć siły ze swoją najlepszą przyjaciółką Pauliną (Maria Sobocińska) i koleżanką z akademika - Moniką (Sandra Drzymalska). Aby wynaleźć algorytm na kobiecy orgazm, dziewczyny zaczynają odkrywać tajemniczy i zawiły świat seksu, przy okazji dowiadując się coraz więcej o sobie samych.
"'Sexify' to projekt, który daje szansę na to, żeby w lekkiej, żartobliwej formie opowiedzieć o ważnych współczesnych problemach" - mówił reżyser Piotr Domalewski.
"Dużo jest w "Sexify" zgrywy i prześmiewczego kiczu. A to fallusy, a to inne wklęsłości i wypukłości, nawet w ujęciach podwodnych. Kalina Alabrudzińska i Piotr Domalewski, razem z aktorkami, przekuwają rozdmuchany balon z napisem seks i przyglądają się dalszemu ciągowi wydarzeń. Proponują na polskim rynku coś nowego, nienadętego, 'popcornowego', niekoniecznie jednak światowo bardzo odkrywczego. W Hollywood to już grano, ale w kraju, w którym o seksie nie potrafi się rozmawiać, w którym seks zawstydza, straszy, onieśmiela i wpędza w kompleksy, w którym o seksie trzeba poważnie, romantycznie, albo w ogóle, taki serial to niespodzianka. Może kogoś nawet oburzy? Troszeczkę?" - pisała w recenzji dla Interii Dagmara Romanowska.
Serial stał się hitem Netfliksa na całym świecie i szybko doczekał się kontynuacji. W pracach nad drugim sezonem nie brał już jednak udziału Domalewski.