Reklama

Piotr Adamczyk: Sama słodycz?

Znowu się o nim mówi. Piotr Adamczyk zagrał w filmie kinowym, dostał rolę w nowym serialu, a na dodatek poturbował swoją nową dziewczynę...

W plebiscycie jednego z pism został uznany "najpiękniejszym". - Ostatnio na ulicy wołają za mną "O, Żabcia!", więc pewnie ludziom podobają się niezguły - skomentował żartobliwie, nawiązując do swojej roli w komediowym "Przepisie na życie". Ale teraz ma szansę zmienić wizerunek. 2 marca TVN rozpocznie emisję nowego serialu z jego udziałem - "Sama słodycz".

- To była interesująca propozycja. Zupełnie inna niż "Przepis na życie''. To jest facet, który jest samotnikiem zamkniętym w sobie. Pisze książki, gra na saksofonie... - zachwala. Uczy włoskiego i jest ojcem dziewięciolatka, Stasia (Olaf Machnicki), który niespodziewanie pojawia się w jego życiu. I mu go nie ułatwia - pyskuje, wolałby mieszkać z matką i generalnie daleko mu do aniołka. Zresztą, prywatnie chłopiec też do najspokojniejszych nie należy i już podbił całą ekipę.

Reklama

- Dzieci mają w sobie coś tak naturalnego, że aktor z doświadczeniem, próbując im pomóc, sam zapomina, co ma grać. Dzieci kradną serial - opowiada o pracy na planie Adamczyk. Nawet jeśli Olaf Machnicki ukradnie mu serial, to na pocieszenie zostanie pokaźna gaża - podobno za 13 odcinków ma zarobić 200 tysięcy złotych! A jeśli widzowie polubią bohaterów, będą kolejne sezony.

- Wiem, że tym zawodem nie ratuję świata ani nikogo nie uleczę. Ale lubię grać w komediach, bo dają ludziom chwile wytchnienia - mówi. Choć przyznaje też, że czasem aktorzy nie są w stanie przewidzieć, jak na ich grę zareagują widzowie. Kiedyś spotkał go kleryk, który powiedział mu, że został księdzem po tym, jak obejrzał film "Karol - człowiek, który został papieżem" z nim w roli głównej. - Przestraszyłem się. Nie chciałem czuć ciężaru jego życiowej decyzji, być obarczony za jego powołanie. Jestem tylko aktorem! - mówi.

Wierzy też, że mimo łaskawości losu i licznych sukcesów woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. - Każdą nową rolę odbieram jak debiut. Nie umiem pozbyć się tremy, przejmuję się tym, jak zostanę oceniony. I całe szczęście, bo gdybym to utracił, zostałbym rutyniarzem - twierdzi.

Dlatego bardzo przeżywa wszystko to, co wypisuje o nim prasa brukowa. Szczególnie dostał w kość wtedy, kiedy rozstawał się z żoną, Kate Rozz. Choć wie, że po części to również jego wina, bo sam niepotrzebnie udzielił wywiadu o tym, jak dobrze mu w małżeństwie. - Złamałem swoją żelazną zasadę niewpuszczania mediów do mojego życia. To była bardzo bolesna lekcja. Takie się jednak najlepiej zapamiętuje - mówi.

Póki co więc konsekwentnie milczy na temat swojej nowej miłości. Starał się ją ukrywać, ale pech chciał, że spowodował wypadek samochodowy, w którym ucierpiała jego nowa dziewczyna. I tak wszyscy dowiedzieli się, że Adamczyk ma romans z Weroniką Rosati. I to chyba poważny, bo dziewczyna, mimo że musiała przejść skomplikowaną operację nogi i teraz czeka ją długa rehabilitacja, nie rzuciła niefortunnego kierowcy. A nawet odmówiła zeznań sądowych, które mogłyby mu zaszkodzić. Nic dziwnego, że Adamczyk w wywiadach wyznaje, że znalazł wreszcie wymarzoną partnerkę, ale na tym ucina temat.

W zamian lubi poopowiadać o tym, jak zmienił swoje życie, angażując się w triathlony (pływanie, jazda na rowerze i bieganie). Pewnego dnia zauważył u siebie nieapetyczne fałdki i widok ten zmusił go do natychmiastowej interwencji. A że lubi wyzwania, postanowił wziąć udział w triathlonie. Szczególnie, że jeden z trenerów zachęcił go zdaniem: "Urwiesz sobie 15 lat!". I dziś aktor wierzy, że zamiast metrykalnych 41 lat ma przynajmniej dziesięć mniej. Czyli jest "prawie" rówieśnikiem Rosati (30 lat).

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: "Sama słodycz"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy