"Pinokio" na dużym ekranie
Drewniany pajacyk wyrusza w niezwykłą wędrówkę, za towarzyszy mając nie tylko przyjacielskiego świerszcza Coco, lecz także tajemniczą wróżkę i... rodzeństwo rozbrykanych łobuziaków.
Czy to możliwe, by na świecie żyło choć jedno dziecko, nie znające historii pajacyka, który marzył o tym, by zostać prawdziwym chłopcem? Jeśli tak, być może powinno zawrzeć z nim znajomość, wybierając się na nową ekranizację jednej z najpiękniejszych baśni wszech czasów?
Warto dać szansę starym opowieściom - nie ma w nich wielu efektów specjalnych, jest za to magia wyobraźni, której nic przecież nie zastąpi.
Powieść Carla Collodiego ukazywała się w odcinkach w latach 1881-1883, do dziś doczekując się wielu ekranizacji. Były filmy rysunkowe, były i te z aktorami. Najnowszy, w reżyserii Anny Justice (na ekranach kin od 17 października), to zgrabne połączenie obu konwencji.
Starego, poczciwego Dżepetta gra Mario Adorf ("Blaszany bębenek"). Gdzie zaś staruszek z sercem wypełnionym tęsknotą za kimś bliskim, tam i istotka, którą sam sobie wystrugał. No właśnie, a skoro wystrugał, to trzeba nadać jej imię, bo tylko tak stanie się naprawdę jego.
- Jak cię nazwać? Klocuś? Pienio? Drzewek? Kłodzio? - głowi się, gdy zrobiona z sosnowego pnia laleczka ma już kształt. Wtem, ku jego zdumieniu, pajacyk zaczyna mówić: - Mamma mia! Tak jest, ożył. I piszczy w niebogłosy. Dżepetto doznaje olśnienia: Pinokio! Oto imię, którego szukał.
Jaka szkoda, że drewniany psotnik tak szybko zaczyna sprawiać kłopoty, kłamiąc przy tym, ile wlezie. Marzy też, by stać się chłopcem z krwi i kości. Wreszcie ucieka z domu. Będzie musiał ratować się przed oszustami, dowie się, jak to jest być w oślej skórze, ba, trafi do brzucha wieloryba.
Niezwykła podróż stanie się okazją do poznania znaczenia słów takich jak prawdomówność, lojalność i odwaga. Czy jednak kłamczuszek dzięki bolesnym doświadczeniom przeistoczy się w człowieka?
Maciej Misiorny