Pier Paolo Pasolini: Bluźnierstwo śmierci
W poniedziałek, 2 listopada, mija dokładnie 45 lat od tragicznej śmierci Piera Paola Pasoliniego - jednego z najbardziej radykalnych twórców filmowych XX wieku. Odszedł tak, jak żył - gwałtownie i w atmosferze skandalu.
W swoich filmach prezentował lewicowe poglądy i łączył różne, często skrajne idee filozoficzne - od nihilizmu, zgodnie z którym życie nie ma sensu, do hedonizmu, według którego człowiek powinien dążyć do przyjemności. W jego często przepełnionej erotyzmem twórczości widać również fascynację śmiercią.
Pasolini wywoływał skandale obyczajowe i artystyczne, przez co miał ogromne problemy z cenzurą. Bulwersował, oskarżany był o obrazę moralności i bluźnierstwo na ekranie, za co stawał wielokrotnie przed sądem.
Podpadł już władzom i Kościołowi w 1962 roku, kiedy zrealizował krótki film "Ricotta", będący częścią większej całości, w której partycypowali tacy twórcy, jak Jean-Luc Godard i Roberto Rossellini.
"Ricotta" opowiadała o przygotowaniach do realizacji filmu o ukrzyżowaniu Chrystusa. W postać reżysera wcielił się słynny amerykański autor Orson Welles, jednak to nie jego udział wywołał największe kontrowersje. Poszło o innego bohatera - Stracciego - biedaka, który zaplątał się na plan filmowy jako statysta, nieustannie domagając się od ekipy filmowej pożywienia. Kiedy wreszcie udaje mu się otrzymać trochę tytułowego "twarogu", nabawia się niestrawności i umiera na krzyżu, którzy posłużyć ma jako rekwizyt w scenie ukrzyżowania Jezusa.
Mimo że film był skierowany przeciwko burżuazyjnemu przemysłowi filmowemu i hedonistycznym postawom kapitalistycznego społeczeństwa, władze Kościoła katolickiego oskarżyły Pasoliniego o brak szacunku dla uczuć religijnych, a sam reżyser został za filmowe "bluźnierstwo" skazany na 4 lata więzienia. Odbył jednak tylko 4 miesiące kary.
Już dwa lata później Pasolini nakręcił jednak film, który uznawany jest za najważniejszy obraz opowiadający o Pasji Chrystusa - "Ewangelię wg świętego Mateusza". Kiedy obraz wchodził na ekrany włoskich kin, wzbudzał nie mniejsze kontrowersje niż poprzednie, krótkometrażowe "bluźnierstwo".
Oto bowiem artysta o marksistowskich poglądach, w dodatku zadeklarowany homoseksualista i jawny ateista, waży się nakręcić film o życiu Chrystusa, dedykując go jeszcze "pamięci papieża Jana XXIII"!
"Jeśli uważacie, że jestem niewierzący, znacie mnie lepiej niż ja sam. Mogę być niewierzący. Jestem jednak niewierzącym, który odczuwa nostalgię za wiarą" - tłumaczył się Pasolini.
Włoski reżyser zdecydował się na całkowitą wierność w swoim filmie tekstowi Ewangelii wg świętego Mateusza. Aktorzy, najczęściej nieprofesjonaliści - Jezusa zagrał 19-letni student ekonomii z Hiszpanii - zamiast napisanych dialogów, recytowali w całości biblijne fragmenty. Pasolini obsadził też w roli Marii swoją matkę - Susannę Pasolini.
Mimo realizacyjnej surowości i obecnego w "Ewangelii wg świętego Mateusza" ducha włoskiego neorealizmu, uwagę zwracał również stylistyczny eklektyzm, najwyraźniej zaznaczający się w ścieżce dźwiękowej. Obok utworów Jana Sebastiana Bacha, widzowie mogli usłyszeć m.in. słynny utwór gospel "Sometimes I Feel Like a Motherless Child" w wykonaniu Odetty czy afrykańską pieśń "Gloria".
Krytyka i publiczność doceniła "szczerość" filmu Pasoliniego w porównaniu do bombastycznych, hollywoodzkich produkcji w stylu "Opowieści wszech czasów" czy "Król królów". Niektórzy zwracali jednak uwagę na fakt, że Jezus w filmie Pasoliniego podobny jest... marksistowskiemu rewolucjoniście, który jednoczy masy i prowadzi je do klasowego wyzwolenia.