Peter Falk: Chciał być agentem CIA
Chciał być sportowcem, marynarzem, potem agentem CIA. Został najpopularniejszym na świecie detektywem. "Bardzo prawdopodobne, że zostanę zapamiętany wyłącznie jako Columbo, ale wydaje mi się, że to i tak lepsze niż popaść w zupełne zapomnienie" - przyznał przed śmiercią Peter Falk.
To nie może być dobry kryminał, w którym od razu wiadomo, "kto zabił"! Dlaczego nikt nikogo nie goni i nie strzela? Gdzie stopniowanie napięcia i układanie łamigłówki, wciągającej widzów? Serial "Columbo" zdaje się zaprzeczać regułom gatunku, a jednak należy do najbardziej znanych na świecie.
U podstaw sukcesu legło zarówno podważenie konwencji, jak i rewelacyjna kreacja Petera Falka.
Tytułowy bohater to detektyw nader nietypowy. Niski, zgarbiony, w pomiętym prochowcu, ćmiący niedopałek taniego cygara. Sprawia wrażenie roztargnionego i naiwnego. Jeździ zdezelowanym peugeotem, ma rozleniwionego psa basseta. Podejrzani go lekceważą. Jest intruzem w ich świecie wielkich pieniędzy, luksusowych rezydencji i eleganckich strojów.
W normalnych warunkach ktoś taki, "wyglądający równie nieporządnie, jak niepościelone łóżko", nie zostałby przez służbę wpuszczony do ich salonów. Na razie muszą go tolerować, ale wkrótce się wyniesie. Dopiero w końcowej scenie, po rytualnym zdaniu: "Mam jeszcze tylko jedno pytanie", role się odwracają. Porucznik w prochowcu demaskuje zbrodniarza.
Peter Falk urodził się w 1927 r. w nowojorskiej rodzinie, która swoimi korzeniami sięgała znacznej części Europy Środkowej, w tym Polski, Węgier i Czech. Wymieniana czasem w biografiach Rosja to po prostu zabór rosyjski, gdyż przed I wojną światową Amerykanie zapisywali imigrantów z Galicji jako Austriaków, a z Kongresówki jako Rosjan. Żydowscy przodkowie aktora uznali, że na Starym Kontynencie nic dobrego ich nie czeka i powinni spróbować szczęścia w Ameryce.
Rodzina Falków najpierw mieszkała w nowojorskim Bronxie, potem przeniosła się do miasteczka Ossining, położonego 50 km na północ od Nowego Jorku. Ojciec, Michael, założył tam sklep, który znakomicie prosperował nawet w czasie Wielkiego Kryzysu, dzięki nietypowemu sąsiedztwu. W pobliżu znajdowało się wielkie więzienie Sing Sing. Zapotrzebowanie na papierosy i tytoń, dostarczane przez odwiedzających legalnie i nielegalnie więźniom, było ogromne. Przez lata mały Falk nasłuchał się też opowieści o słynnych osadzonych, co przyda mu się w przyszłości, gdy będzie proponował własne wątki w scenariuszach kryminalnych. Peter od dziecka miał wiele pomysłów na życie.
Chciał zostać zawodowym sportowcem, żołnierzem albo agentem CIA. Na przeszkodzie stanęły mu kłopoty zdrowotne. Kiedy miał trzy lata, lekarze odkryli w jego oku komórki nowotworowe. Żeby uratować życie chłopca, usunęli gałkę oczną, którą zastąpiła szklana proteza.
Pod koniec wojny Peter chciał się zaciągnąć do marynarki wojennej. Został zdyskwalifikowany przez lekarzy, choć w czasie badania okulistycznego oszukiwał i dwa razy zasłonił sobie sztuczne oko. Zaciągnął się więc do marynarki handlowej, bo - jak stwierdził z goryczą - do sprzątania pokładu i obierania jarzyn w kuchni nadawał się znakomicie. Kiedyś starszy marynarz zapytał go, dlaczego nie jest w wojsku.
"Jest pewien mały problem" - powiedział Peter, wyjmując z ust mostek dentystyczny z kilkoma sztucznymi zębami. Potem wyjął szklane oko. A kiedy udał, że zabiera się do odkręcania protezy nogi, dociekliwy marynarz wycofał się z kajuty.
Przygoda z morzem nie trwała zbyt długo. Falk uznał, że powinien jednak zdobyć wykształcenie. Skończył literaturę i nauki polityczne na nowojorskiej uczelni, ale dalej nie wiedział, co ma ze sobą począć. Wybrał się w długą podróż po Europie. Ciekawy był zwłaszcza tej jej części, z której wywodziła się jego rodzina, ale na początku lat 50. kraje za "żelazną kurtyną" były niedostępne dla Amerykanów. Wyjątek stanowiła Jugosławia, bo było to już po dramatycznym zerwaniu Tito ze Stalinem. Falkowi tak się spodobało w Jugosławii, że spędził tam pół roku.
Po powrocie do USA podejmował różne prace. Złożył też podanie do CIA. Nie został jednak agentem wywiadu. O odrzuceniu jego kandydatury zadecydowały podobno dwa względy. Pracując w marynarce handlowej, Falk wstąpił do związku zawodowego. Nie był żadnym aktywnym działaczem, ale w latach antykomunistycznej gorączki już samo to wystarczyło, by uchodzić za niebezpiecznego lewicowca. Chyba jeszcze bardziej w opinii urzędników agencji zaszkodził mu pobyt w Jugosławii. Amerykanie nie wnikali w to, czy Tito wspiera Stalina, czy nie. Wystarczyło, że jest komunistą, by każdy, kto odwiedził jego kraj, był z punktu podejrzany.
Kariera szeregowego policjanta, na którą Falk się wtedy zdecydował, dała mu pojęcie o realiach tej pracy, ale była krótka. Szybko uznał, że to kolejna ślepa uliczka. Kiedyś dołączył do grupy teatralnej, zapewniając nowych kolegów, że skończył uczelnię aktorską. Co prawda został zdemaskowany, ale znajomi zgodnie stwierdzili, że ma talent i powinien się kształcić. Wziął sobie te rady do serca. Po studiach aktorskich zaczynał od występów w małych teatrach.
W 1956 roku trafił na Broadway. Na scenie odnosił sukcesy, ale jego agent twierdził, że sztuczne oko uniemożliwia mu karierę w branży filmowej. Podczas pierwszych zdjęć próbnych usłyszał, że "za tę samą cenę mogą mieć aktora z dwojgiem oczu".
Nie zrezygnował jednak. Schował ambicję do kieszeni i brał wszystko, co mu oferowano, każdy epizod. Rok 1960 przyniósł dwie ważne zmiany w jego życiu. Poślubił Alyce Mayo, którą poznał jeszcze na studiach (potem adoptowali dwie córki, Jackie i Catherine). Dostał też dużą rolę w "Murder, Inc.", filmowej opowieści o syndykacie, zrzeszającym płatnych morderców. Jego rolę krytycy ocenili bardzo wysoko. Został nominowany do Oscara.
O kolejne propozycje było już łatwo. Zagrał w komediodramacie Franka Capry "Arystokracja podziemi". Koledzy z branży i reżyserzy zachwycali się jego profesjonalizmem. Capra mówił o "niezwykłym talencie" Falka, zaś Steven Spielberg dodawał: "Nauczyłem się od niego o aktorstwie więcej niż od kogokolwiek innego".
W roli, która miała mu dać światową popularność, widzowie zobaczyli Falka w 1968 r. W ciągu następnej dekady zagrał w 45 odcinkach "Columbo", a po 11-letniej przerwie - w następnych 24. Ze swoim bohaterem dzielił zamiłowanie do tytoniu. Columbo palił równie nałogowo jak Falk. Na planie musiały być cygara. Gdy nie było najlepszych, kupowano gorsze. Kiedy aktorowi mówiono o szkodliwości nałogu, powoływał się na swoją matkę. Paliła przez ponad 70 lat, a przeżyła ich sporo ponad 90.
"Ja więcej dla siebie nie żądam" - mówił. Pokpiwał z ludzi zwalczających palenie. Twierdził, że nawet jeśli zapali się cygaro na dnie Wielkiego Kanionu, to wkrótce z odległości wielu mil przybiegnie jakiś maniak, twierdzący, że ten dym mu szkodzi. Miał dystans do swojego bohatera. "Jeśli grasz Columbo, nikt nie troszczy się o to, jak wyglądasz, pod warunkiem, że wyglądasz źle - żartował. - Najczęściej byłem gotowy do zdjęć praktycznie bez makijażu. Pomimo tego zwykle nie zaczynaliśmy pracy o czasie, ponieważ przygotowania wymagał... pies. Siedział na krześle, wcinał przysmaki, podczas gdy charakteryzatorki pokrywały mu siwizną sierść, żeby wyglądał odpowiednio staro. I tak pół godziny czasu zdjęciowego szło w diabły".
Falk był uzdolniony nie tylko aktorsko, ale i plastycznie. Potrafił w swoim garażu rysować i malować 12-13 godzin dziennie. Najchętniej kobiece akty. "Mam kilka modelek, które są gotowe pozować dla mnie zawsze, kiedy o to poproszę - mówił. - Nie wiem, co moja żona myśli o samych modelkach, ale o moich pracach powiedziała kiedyś: 'Nie będziesz chyba przynosił tych bohomazów do domu?'". Dodawał, że w jego wizji niebo to miejsce, w którym wstaje się rano, zjada dobre śniadanie, zapala cygaro, a potem aż do wieczora można rysować.
Doskonale grał też w golfa. Twierdził złośliwie, że jedynym atutem wielu amatorów tego sportu są wypchane portfele. I nawet dwoje zdrowych oczu nie może zapewnić im przewagi nad nim. Po rozwodzie z Alyce poślubił w 1977 r. poznaną na planie aktorkę, Sherę Danese, młodszą o 20 lat. Uchodzili za dobre małżeństwo, choć nie ukrywali, że kilka razy byli bliscy zerwania.
W 2008 r. u aktora zaobserwowano narastające kłopoty z pamięcią. Zwiastowały one początek poważnej choroby. W ostatnich trzech latach życia Peter Falk wymagał opieki. Zmarł w 2011 r. "Bardzo prawdopodobne, że zostanę zapamiętany wyłącznie jako Columbo - mówił. - Ale wydaje mi się, że to i tak lepsze niż popaść w zupełne zapomnienie".
PI