Peter Dinklage: Nie tylko "Gra o tron". "Za młodu byłem trochę arogancki"
"Jako nastolatek reagowałem złością na zaczepki innych. Zbudowałem wokół siebie mur. Dziś wiem, że to nie mój problem, ale tych, którzy chcą mnie wyśmiać" – mówi Peter Dinklage, zdobywca Złotego Globu i czterech nagród Emmy. Aktor ma na swym koncie nie tylko występ w serialu HBO "Gra o tron", ale także role w tak głośnych filmach, jak "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" czy "Dróżnik".
W "Grze o tron" (2011-2019), serialowej adaptacji słynnej sagi George'a R.R. Martina, Peter Dinklage zagrał Tyriona Lannistera. "To wspaniała postać" - mówi aktor o granym przez siebie bohaterze.
W "Dróżniku" (2003), filmie obsypanym licznymi nagrodami, zagrał człowieka, który odziedziczył stację kolejową w małym miasteczku. "To był przełom. Pierwszy raz aktor o moim wzroście dostał główną rolę, w dodatku romantyczną" - wyznał.
"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" (2017) to poruszająca opowieść o matce (gra ją nagrodzona Oscarem za tę rolę Frances McDormand), która szuka zabójców córki. Jej sprzymierzeńcem jest James (w tej właśnie roli Peter Dinklage).
To dzięki tym rolom pokazał swój talent. 50-letni Peter Dinklage nie lubi, kiedy ktoś nazywa go szczęściarzem. Często powtarza, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza ciężkiej pracy i wierze w swoje marzenia.
Tegoroczna gala wręczenia telewizyjnych nagród Emmy należała do niego. Peter Dinklage czwarty raz zdobył tę prestiżową statuetkę za rolę Tyriona w serialu "Gra o tron". Z aktora występującego w niskobudżetowych filmach stał się jednym z najlepiej zarabiających gwiazd w Hollywood.
I pomyśleć, że jeszcze dziesięć lat temu był rozgoryczonym człowiekiem, najwyżej marzącym o wspaniałych rolach.
Jest jedyną osobą niskorosłą w rodzinie. To, że cierpi na achondroplazję i z tego powodu w wieku dorosłym ma wzrost 135 cm, nie miało żadnego znaczenia. Rodzice nie zwracali na to uwagi. Traktowali go tak samo jak starszego syna Jonathana, który urodził się zdrowy. Kiedyś miał do nich o to pretensję. Dziś wie, że dzięki ich miłości i akceptacji wyrósł na człowieka pełnego pasji i determinacji w dążeniu do realizacji swoich marzeń.
Do aktorstwa ciągnęło go od najmłodszych lat. Razem z bratem urządzał przedstawienia kukiełkowe, w których śpiewali i grali na różnych instrumentach. Byli w tym bardzo kreatywni. Zrobili nawet perkusję z puszek po tuńczyku. Jonathan wybrał spokojne życie zawodowego skrzypka, ale Peter złapał aktorskiego bakcyla.
W piątej klasie szkoły podstawowej zagrał główną rolę w przedstawieniu "The Velveteen Rabbit" ("Aksamitny królik"). Znakomicie wypadł na scenie. Zapragnął więc na niej zostać.
Od początku miał jasno wytyczony cel. Pragnął być aktorem, ale na własnych warunkach. Nie było mu łatwo. Jako karzeł budzi powszechne zainteresowanie. W większości negatywne. Buntował się. Miał żal do losu, że taki się urodził. Pił. Zapuścił włosy. Ostro imprezował.
Całą złość, która w nim była, wyrzucał na scenie jako wokalista zespołu punkowego. Świadkowie jego występów opowiadają, że rzucał się w publiczność, często mocno się raniąc.
W 1991 roku skończył Bennington College, gdzie studiował aktorstwo. Niestety, żaden agent nie chciał go reprezentować. Otrzymywał jedynie propozycje zagrania krasnoludków albo elfów w reklamach. Konsekwentnie odmawiał udziału w takich projektach.
"Sądzę, że za młodu byłem trochę arogancki" - wspomina. "Może też za często używałem słowa 'nie'. Ostatecznie jednak pozwoliło mi to znaleźć role, które mi się podobały" - dodaje.
Zadebiutował na ekranie w wieku 26 lat. Zagrał sfrustrowanego aktora, który... ma pretensję, że brakuje ról dla karłów. Kiedy zadzwoniono do niego z propozycją występu w "Grze o tron", był ostrożny. Przeczytał scenariusz. "Bez brody i spiczastych butów, to romantyczny, prawdziwy człowiek" - pomyślał o Tyrionie Lannisterze. Ta postać przyniosła mu sławę.
Sukces go nie zmienił. Ma ogromny dystans do tego, co się teraz wokół niego dzieje. Wraz z rodziną, żoną Ericą Schmidt (44 l.) i dwójką dzieci, mieszka w Nowym Jorku.
"Kocham to miasto" - deklaruje z uśmiechem. Czuje się w nim bezpiecznie. Twierdzi, że ludzie są tu znacznie spokojniejsi niż w Los Angeles, gdzie przez pewien czas mieszkał. Jest wegetarianinem.
"Uwielbiam zwierzęta. Wszystkie. Nie mógłbym skrzywdzić psa, kota, krowy ani kurczaka. I nikogo bym nie poprosił, żeby zrobił to dla mnie" - twierdzi.
Przyznaje, że jest domatorem. "Nie socjalizuję się. Jestem typem pustelnika. Noce spędzam siedząc, czytając książki, pijąc herbatę i wyprowadzając psa. Tak wygląda moje ekscytujące życie" - mówi.
Czy pogodził się z tym, że jest karłem? Zdecydowanie tak. "Każdy z nas ma jakieś problemy: fizyczne, emocjonalne, duchowe, mentalne. Trzeba być ponad to".
Marzena Juraczko