Paweł Sanakiewicz nie żyje. Popularny aktor miał 68 lat. "Dżentelmen i mentor"
W wieku 68 lat zmarł Paweł Sanakiewicz, aktor krakowskiego Teatru Bagatela. "Odszedł wybitny, mądry, pełen charyzmy i uroku Aktor i Człowiek"- pożegnali Sanakiewicza koledzy z Teatru Bagatela.
"Wiadomość, która do nas dotarła dziś rano, przepełniła nas bólem i olbrzymim żalem. Odszedł wybitny, mądry, pełen charyzmy i uroku Aktor i Człowiek" - czytamy na facebookowym profilu Teatru Bagatela.
"Nigdy nie odpuszczał. Nie chodził na artystyczne skróty. Bezkompromisowy jako aktor. Dżentelmen i mentor. Mistrz ubarwiający nasze życie teatralnymi anegdotami, był pełnym pasji i przywiązania do Najbliższych, niezwykłym Przyjacielem, Kolegą, Aktorem. Sanak! Bez Ciebie będzie pusto w Teatrze..." - napisano.
Paweł Sanakiewicz był absolwentem krakowskiej PWST. W 1978 roku zadebiutował na scenie jako Albin w "Ślubach panieńskich" w Teatrze Bagatela, w którym pracował do 1980 roku. W kolejnych latach oglądaliśmy go na innych scenach: Teatru im. Słowackiego w Krakowie (1980-88), Teatru im. Osterwy w Lublinie (1990-2004) oraz Teatru im. Żeromskiego w Kielcach (2006-2010). W 2010 roku wrócił do ekipy Teatru Bagatela.
Sanakiewicza oglądaliśmy także w spektaklach krakowskiego Teatru Nowego Proxima. Zagrał m.in. Lukrecję w "Lubiewie" Michała Witkowskiego oraz Bednarkową w "Lękach porannych" Stanisława Grochowiaka.
W sierpniu aktor świętował jubileusz 45-lecia pracy artystycznej. Jego ostatnią sceniczną kreacją była rola Dużego Taty w "Kotce na gorącym blaszanym dachu". "Rola niezwykła, trudna, kunsztowna i przejmująca, której Paweł nadał dojmujący, indywidualny rys. Takie były postaci kreowane przez Pawła" - podkreślono we wspomnieniu Teatru Bagatela.
Paweł Sanakiewicz był też wybitnym aktorem dubbingującym. W polskiej wersji animacji "Potwory i Spółka" był głosem Sulleya (w oryginalnej wersji - John Goodman).
Pojawiał się też w telewizyjnych produkcjach. Miał na koncie występy m.in. w "Mieście skarbów" (policjant w Wiśniczu), "Mroku" (naczelnik więzienia) czy "Pierwszej miłości" (ojciec gangstera Roberta Adlera). Po raz ostatni na kinowym ekranie oglądaliśmy go w 2017 roku w filmie Małgorzaty Szumowskiej "Twarz", w którym wcielił się w rolę księdza."
Sądzę, że teatr, film, jak i sztuka w ogóle wciąż starają się mówić: człowieku, opamiętaj się, tyle że człowiek opamiętać się nie chce. I to się chyba nigdy nie zmieni. Co nie zwalnia sztuki od obowiązku, by wciąż o tym mówiła. Ale boję się wielkich słów w odniesieniu do teatru. On jest moim zawodem, moim wyborem z lat młodości. Wciąż lubię grać, próbować, kłócić się na próbach z kolegami - o świat, o człowieka, by próbować ich przekonać do własnej wizji. Wielką przyjemnością jest samo granie, kiedy człowiek staje przed ludźmi goły - nieważne, jaki miałby kostium - i ma ich przekonać do siebie. Ma sprawić, by mu uwierzyli" - mówił kilka lat temu w rozmowie w "Dziennikiem Polskim".