Reklama

Paula Patton na fali

To jest jej czas! W tym roku 37-letnia Paula Patton, która od blisko 10 lat ze zmiennym szczęściem próbowała swoich sił w przemyśle filmowym, zagrała aż dwie główne role żeńskie - w thrillerze "Agenci", u boku Denzela Washingtona i Marka Wahlberga, i w romantycznej komedii "Baggage Claim".

- To wszystko jest takie ekscytujące! - mówi swoim charakterystycznym, zachrypniętym głosem aktorka. - Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Aktor zawsze liczy na to, że filmy z jego udziałem nie będą wyświetlane dla rzędów pustych foteli; że frekwencja dopisze... Ale w przypadku "Baggage Claim" w grę wchodzi coś jeszcze: zakochałam się w tej historii i podeszłam do pracy na planie z ogromną pasją. Tym większa będzie moja radość, jeśli ten film spodoba się widzom.

- Ogromnie się cieszę, że mogę robić w życiu zawodowym to, co kocham; że od pewnego czasu mogę wybierać role - dodaje. - Nigdy nie sądziłam, że tak się to wszystko potoczy; tym bardziej, że pierwsze kroki w tej branży stawiałam stosunkowo późno.

Reklama

Stewardessa w poszukiwaniu męża

"Baggage Claim" to film wyreżyserowany przez Davida E. Talberta na podstawie jego własnej powieści, którą sam zaadaptował na scenariusz filmowy. Paula Patton gra w nim stewardesę Montanę Moore, która postanawia znaleźć sobie narzeczonego przed ślubem swojej młodszej siostry. Bez skrupułów wykorzystuje możliwości, jakie daje jej wykonywany przez nią zawód, by w efekcie doprowadzić do serii rzekomo przypadkowych spotkań ze swoimi byłymi partnerami, licząc na to, że w końcu dostrzeże w którymś z nich mężczyznę swojego życia.

- Miałam okazję przeczytać ten scenariusz już kilka lat temu - opowiada Patton. - Byłam wtedy zajęta pracą na planie filmu "Wygrać miłość". Podczas lektury śmiałam się w głos. Pokazałam nawet scenariusz mojemu mężowi (jest nim wokalista Robin Thicke - przyp. tłum.) i urządziliśmy sobie głośne czytanie scen z podziałem na role... Czułam, że muszę dostać ten angaż.


- Rozmowa z Davidem Talbertem przebiegła pomyślnie, ale okazało się, że ludzie z wytwórni mieli pewne wątpliwości co do mojej osoby. Chodziło jakoby o to, że nie znali mnie jako aktorki w dostatecznym stopniu. A potem wszystko jakoś się rozeszło... Tak czasem bywa w tej branży. Do realizacji pewnych projektów po prostu nie dochodzi - albo dochodzi znacznie później.

- Od czasu do czasu wracałam myślami do tej historii, powtarzając sobie w duchu, że bardzo chciałabym zagrać Montanę. Zastanawiałam się, czy ktoś jeszcze myśli o tym projekcie na poważnie. Wreszcie, dużo później - już po tym, jak urodziłam mojego synka i zakończyłam zdjęcia do "Mission Impossible: Ghost Protocol" - dowiedziałam się, że studio Fox przymierza się do realizacji filmu, a David Talbert zapowiada, że w roli głównej widzi tylko mnie... Tak spełniło się moje marzenie.

Wiele pań z pewnością chciałoby być na jej miejscu. W "Baggage Claim" u boku Patton występują racy przystojniacy, jak Taye Diggs, Djimon Hounsou, Boris Kodjoe czy Trey Songz.

- To prawda, w takich okolicznościach pracuje się bardzo przyjemnie - przyznaje ze śmiechem Patton. - Na każdym z moich kolegów z planu przyjemnie jest zawiesić oko... Świetnie się bawiłam, ale muszę też powiedzieć, że zdjęcia były bardzo wyczerpujące. Pracowaliśmy codziennie, czasami nawet po kilkanaście godzin, by w pełni oddać w filmie całe bogactwo scenariusza. Czas i budżet, jakie mieliśmy do dyspozycji, były jednak ograniczone - a my przecież za nic nie chcieliśmy, aby było to widoczne, zwłaszcza jeśli chodzi o budżet właśnie. Mimo to każdego ranka budziłam się podekscytowana faktem, że znów będę Montaną, nawet jeśli było mi dane spać tylko przez dwie-trzy godziny. Z niecierpliwością czekałam też na kolegów, którzy danego dnia mieli pojawić się na planie.

- Co prawda, zawsze starałam się dowiedzieć się tego wcześniej. Tak już mam, że lubię być przygotowana na to, co ma się zdarzyć. Muszę. Dzięki temu mam poczucie, że mam wpływ na to, co się dzieje. Cudownie było pracować codziennie z kimś nowym - tym bardziej, że na planie "Baggage Claim" każdy dawał z siebie sto procent możliwości. Tak wielka jest siła dobrego scenariusza.

Późny start w Fabryce Snów

Paula Patton wkroczyła do aktorskiego świata stosunkowo późno, chociaż o graniu w filmach marzyła jeszcze jako uczennica szkoły podstawowej. Wybrała nawet liceum artystyczne, ale po jego ukończeniu przez kilka ładnych lat podążała inną niż aktorstwo ścieżką, pozostając po drugiej stronie kamery. Ukończyła reżyserię na Uniwersytecie Południowej Kalifornii w Los Angeles i zajęła się reżyserowaniem filmów dokumentalnych dla publicznej telewizji PBS. Próbowała również swoich sił jako asystentka produkcji. Na kurs aktorstwa zapisała się dopiero w wieku 27 lat.

- Musiało upłynąć trochę czasu, zanim zrozumiałam, co tak naprawdę chcę w życiu robić - wspomina. - Powiedziałam sobie: "Nie dbam o to, co pomyślą ludzie. Wiem, że moi rodzice zdobyli się na ogromny wysiłek finansowy, bym mogła ukończyć reżyserię. Wiem, że mieszkam w Los Angeles, gdzie każdy chce być aktorem lub aktorką. Ale nie dbam o to. Tu chodzi o moje życie. Mam to wszystko w nosie. Muszę podjąć to wyzwanie".

Potem wszystko potoczyło się już zaskakująco szybko. Najpierw Paula Patton zwróciła na siebie uwagę filmowego światka niewielką rolą w komedii "Hitch: Najlepszy doradca przeciętnego faceta" (2005) z Willem Smithem. Później przyszły występy w "Idlewild" (2006), "Deja Vu" (2006) i "Lustrach" (2008). Swoją pierwszą główną rolę zagrała w komedii "Skok przez miotłę" (2011). Od tego czasu jej kariera konsekwentnie nabiera rozpędu...

Podobnie zresztą jak kariera wokalna jej męża. Kiedy w 2005 r. Patton przysięgała miłość i wierność Robinowi Thicke, miał on na swoim koncie pewne sukcesy, ale dopiero utwór "Blurred Lines", który wylansował latem tego roku, przyniósł mu prawdziwą sławę i wywindował na pierwsze miejsca list przebojów. A ponieważ sława ma swoje blaski i cienie, nie obyło się bez kontrowersji - to przecież Robin Thicke był partnerem Miley Cyrus podczas jej skandalizującego, rozerotyzowanego występu na gali MTV Video Music Awards. Paula Patton nie narzeka jednak na swój los.

- To, co obecnie dzieje się w naszym życiu, jest wprost niewiarygodne - mówi. - Czasami, kiedy już położymy synka spać i siedzimy sami w kuchni, zastanawiamy się, czy to wszystko nie sen. A potem rzucamy sobie, niczym przestrogę, hasła w stylu: "Tylko jedź ostrożnie, skarbie", "Tylko nie narozrabiaj, kochanie"...

I tak dochodzimy do tego, co najtrudniejsze: jak utrzymać się na fali popularności?

- Ja i mąż nie jesteśmy nastolatkami. Trochę już żyjemy na tym świecie.Widzieliśmy spektakularny początek i koniec niejednej kariery - mówi Patton. - Wiemy też, że w show biznes ma to do siebie, że przynosi wzloty i upadki; jednego dnia jesteś na wozie, drugiego pod wozem.

- Robin zawsze o tym pamięta, dlatego zawsze cieszy się daną chwilą. Nawet w sytuacji, kiedy dopiero rozstrzyga się to, czy dostanę jakąś rolę, czy nie, on mówi: "Świętujmy! Uczcijmy twój sukces, bo kto wie, co przyniesie następny rok?"

- Mam nadzieję, że uda nam się podtrzymać tę dobrą passę - a teraz najważniejsze jest dla nas to, by cieszyć się chwilą.

© 2013 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Paula Patton | Paula
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy