Paul Bettany jak Clint Eastwood
Co jest grane z Paulem Bettanym i zdającą się nie mieć końca serią horrorów i filmów o tematyce fantastyczno-naukowej i religijnej, w których nieoczekiwanie zaczął występować?
Brytyjski aktor, wcześniej znany z wyrafinowanych produkcji takich, jak "Piękny umysł" (2001), "Pan i władca: Na krańcu świata" (2003) czy "Wimbledon" (2004), zaskakuje swoją najnowszą filmografią. Obejmuje ona takie tytuły: "Kod Da Vinci" (2006), "Iron Man" (2008) i "Iron Man 2" (2010), gdzie użyczał głosu postaci Jarvisa, "Atramentowe serce" (2008), "Legion" (2010), i wreszcie najnowszy thriller "Ksiądz".
- Posłuchaj, ja naprawdę kocham kino - mówi mi Bettany - i kocham ten rodzaj kina. Jak się tak jednak zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że wszystko zaczęło się od pewnej rozmowy z kumplem, który powiedział mi: "No cóż, gwiazdorem kina akcji to ty nigdy nie będziesz". No, a ja, jak przystało na brytyjskiego punkowca, poszedłem prosto na siłownię i postanowiłem, że nikt nie będzie mi mówił, co mogę, a czego nie mogę robić.
- Jest fajnie, ale chyba obserwuję u siebie dwa różne rodzaje reakcji - ciągnie. - Robię na przykład jakiś duży film, a jednocześnie mam ochotę na udział w małej, niezależnej produkcji o Charlesie Darwinie. A kiedy już gram w takim filmie, jak "Darwin. Miłość i ewolucja", myślę sobie: "Boże, ale bym sobie pozabijał wampiry".
- Wydaje mi się, że winna jest temu moja niezdolność do dłuższej koncentracji uwagi.
Bettany, który przebywa akurat w swoim domu w Nowym Jorku, który dzieli z oczekującą ich drugiego dziecka żoną, aktorką Jennifer Connelly, i ośmioletnim synkiem, wyjaśnia, że "Ksiądz" pojawił się na jego zawodowym horyzoncie tuż po tym, jak skończył zdjęcia do filmu "Legion" (2009). Bettany, reżyser Scott Charles Stewart i szef studia Screen Gems, Clint Culpepper, byli zgodni co do tego, że chcą zrobić wspólnie jeszcze jeden film.
- Clint jest totalnym ryzykantem - słyszę w słuchawce głos aktora - i postanowił dać Scottowi i mi kolejną szansę, jeszcze zanim do kasy wpłynęły przychody z "Legionu". Dodatkowo w pakiecie z tą szansę otrzymaliśmy ponad trzy razy większy budżet. Scott spisał się rewelacyjnie w "Legionie" - film wygląda tak, jakby był o wiele droższy, niż w rzeczywistości. Tak naprawdę dysponował bardzo, bardzo małym budżetem, a i tak zdołał sprawić, że efekt końcowy przypominał zrealizowane z większym rozmachem i bardziej kosztowne filmy z efektami specjalnymi. Myśl, że ten artysta nareszcie dostał prawdziwy szmal, za który mógł kupić dobre farby i większe płótno, była ekscytująca.
- Potem dostałem do rąk scenariusz i okazało się, że jest to rola, której z założenia nigdy nie powinienem był zagrać, czyli małomówny, niewylewny kowboj o naturze stoika. Postać tego księdza należy do gatunku bohaterów odtwarzanych przez Clinta Eastwooda czy Johna Wayne'a. To bohater z filmów, które oglądałem w telewizji jako chłopak, w mojej rodzinnej Anglii, i za co obrywało mi się od taty, bo marnowałem najlepszą porę dnia: "Zabieraj się z domu! Co ty robisz w czterech ścianach, dlaczego masz zasłonięte okna i oglądasz te stare filmy?".
- Takim właśnie gościem jest ten ksiądz - kontynuuje Paul Bettany. - Według wszelkich reguł gry nie powinienem dostać takiej roli, a tymczasem oferowano mi ją. Głupotą byłoby więc jej nie przyjąć.
"Ksiądz", którego zarówno światowa, jak i polska premiera odbyła się 13 maja, zrealizowany został na podstawie koreańskiego komiksu pod tym samym tytułem. Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości. Ziemia w tej futurystycznej wizji jest planetą, na której od stuleci trwa wojna ludzi i wampirów. Długi okres względnego spokoju zostaje gwałtownie przerwany, gdy szajka wampirów porywa Lucy (Lily Collins), siostrzenicę potężnego niegdyś duchownego i pogromcy wrogów rodzaju ludzkiego w jednej osobie (Bettany). Ksiądz - bo tylko pod takim mianem znany jest nasz bohater - wyrusza Lucy na ratunek, nie bacząc na konsekwencje.
W filmie pojawia się również Maggie Q jako wojownicza kapłanka, Cam Gigandet jako szeryf, Karl Urban w roli Czarnego Kapelusza i Christopher Plummer jako Monsignor Orelas.
- Kiedy jego siostrzenica zostaje uprowadzona, Ksiądz znów ma coś do zrobienia - mówi Bettany. - Nieoczekiwanie przestaje czuć się zbędny, co miało związek z tym, że jakiś czas temu on i jego pobratymcy stracili swoją uprzywilejowaną pozycję. Ciężko jest być dobrym w jakiejś dziedzinie i nie ćwiczyć swoich umiejętności - a jeśli te umiejętności dotyczą wyrządzania krzywdy i zabijania, musi to być naprawdę trudna sytuacja. Mój bohater czuje więc, że znów ma pracę, w każdym znaczeniu tego słowa.
Bettany trenował przez wiele miesięcy, by sprostać fizycznym wymogom tej produkcji. Musiał biegać, skakać, ćwiczyć choreografię walk i kaskaderskie sztuczki na linach. Stracił prawie 18 kilogramów, które wcześniej musiał zyskać, by wcielić się w Charlesa Darwina.
Mniej cieszył go jednak krzyż, którym każdego dnia charakteryzatorzy przyozdabiali jego nos i czoło.
- Boże, to był koszmar - wzdycha Bettany. - Wiele ujęć kręciliśmy na pustyni, gdzie było 49 stopni Celsjusza. Mój księżowski tatuaż był tylko trochę lepszy - naprawdę tylko trochę - od tych zmywalnych tatuaży, które ludzie robią swoim dzieciom podczas takiego spaceru w parku, na przykład. Utrzymać go na twarzy w temperaturze 49 stopni było zadaniem dla kogoś o wiele bardziej utalentowanego niż ja.
Czy więc było warto?
-Tak - odpowiada bez wahania Bettany. - Widziałem całkiem sporo zmontowanych scen i muszę powiedzieć, że finalna wersja jest niezwykle mocna i ekscytująca. Odebrałem ją bardzo emocjonalnie - a oglądałem ten materiał w wersji 2D. Z kolei niedawno byłem na konwencie WonderCon w San Francisco. To impreza poświęcona komiksom i fantastyce. Tam zobaczyłem 20-minutowy fragment wersji 3D. Efekt jest nadzwyczajny i stanowi mocny argument przemawiający za postprodukcją 3D.
- Ludziom, którzy niewiele wiedzą o tym procesie, z łatwością przychodzi o nim rozprawiać - dodaje aktor, mając na myśli technologię, która coraz częściej odciska swoje piętno na filmach pierwotnie zrealizowanych jako obrazy dwuwymiarowe. - Ale, po pierwsze, staje się on coraz bardziej zaawansowany, a po drugie w przypadku wielu filmów przeróbka na 3D odbyła się w sposób pobieżny i niedopracowany. My poświęciliśmy na to osiem miesięcy, przy czym materiał pierwotny, który poddaliśmy tej konwersji, został zrealizowany przy użyciu klasycznego obiektywu anamorficznego z lat 70. Zacznijmy więc od tego, że w 2D film ten wygląda jak "Łowca androidów" - przekształcenie takiego obrazu na 3D daje niesamowity efekt.
- Uwierz mi, kiedy usłyszałem od ludzi z postprodukcji, że będziemy mieć ośmiomiesięczny poślizg, zareagowałem na zasadzie: "Żartujecie sobie?" - mówi mi na koniec Paul Bettany. - Ale naprawdę było warto.
Ian Spelling
"The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska