Pamiętacie te filmy karate?
W tym tygodniu na polskich ekranach zadebiutował film "Karate Kid", będący nową wersją obrazu o tym samym tytule sprzed ponad 25 lat. Mimo że z pewnością nie dorównuje poziomem sławnemu oryginałowi, to można go dopisać do interesującego nurtu, który określiłbym mianem turniejowych filmów karate. Oto jego najwybitniejsi przedstawiciele.
W kinie niezwykle często spotykamy się z różnego rodzaju rywalizacją. Przy czym, w zależności od gatunku filmu, przejawia się ona w różny sposób.
W westernach staje naprzeciw siebie dwóch kowbojów, by na głównej ulicy miasta zmierzyć się w pojedynku i udowodnić, który z nich jest szybszy. W obrazach podejmujących wątki sportowe, mamy do czynienia z zawodnikiem lub drużyną, którzy ścierają się z kolejnymi rywalami, by przekonać się, kto tak naprawdę jest najlepszy.
Nawet w melodramatach często ma miejsce sytuacja, w której dwoje bohaterów walczy o uczucie przedstawiciela odmiennej płci, co pokazuje, że z elementami współzawodnictwa mamy właściwie do czynienia w każdym filmie.
Jednym z najciekawszych przykładów rywalizacji są filmy karate lub - jak kto woli - kung-fu. Mam tu namyśli przede wszystkim te obrazy, których fabuła skupia się na turnieju, na którym mierzą swoje umiejętności przedstawiciele różnych nacji, sztuk walki, a często nawet... światów.
Ich fabuła przebiega zwykle według dwóch scenariuszy. Albo skupia się wokół bohatera, który w specyficznych okolicznościach trafia pod opiekę "mistrza", a ten - zwykle od podstaw - uczy go tajników karate bądź kung-fu, albo wokół grupy protagonistów, którzy z różnych powodów chcą sprawdzić swoje umiejętności. Oczywiście, czasem spotyka się wariacje tych dwóch rozwiązań, ale nie ulega wątpliwości, że to one stanowią punkt wyjścia dla kolejnych twórców, realizujących w tym trendzie swoje obrazy.
Mały smok
I właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w jednym z najwybitniejszych turniejowych filmów karate, pierwszym tego typu wyprodukowanym przez duże amerykańskie studio, czyli z "Wejściem smoka". Obraz wyreżyserowany przez Roberta Clouse'a przeszedł do historii kina, przede wszystkim dzięki grającemu w nim główną rolę Bruce'owi Lee. W momencie kręcenia obrazu amerykański aktor o chińskich korzeniach był już co prawda gwiazdą, głównie za sprawą serialu "Zielony szerszeń", a także filmów "Wściekłe pięści" i "Droga smoka", jednak to "Wejście smoka" uczyniło go legendą.
W produkcji Clouse'a "Mały smok", jak nazywano aktora, wciela się w rolę Lee, mistrza kung-fu, który nakłoniony przez agencję rządową bierze udział w turnieju karate. Zawody, co trzy lata, organizuje niejaki Han (Kien Shih). Odbywają się one na jego prywatnej wyspie, gdzie spotykają się najlepsi przedstawiciele różnych sztuk walki.
Zadaniem Lee jest rozpracowanie gangu Hana, który działa pod przykrywką sportu. W czasie turnieju bohater ma również dowiedzieć się, gdzie znajduje się zaginiona rządowa agentka. Przed wyjazdem na wyspę okazuje się też, że to jeden z ludzi Hana zabił jego siostrę, więc udział w zawodach jest okazją do zemsty.
"Wejściu smoka" zdecydowanie bliżej jest do drugiego z klasycznych scenariuszy filmów karate. Lee, tak jak i inni bohaterowie, bierze udział w turnieju, bo ma ku temu ważne powody - zawodowe i osobiste. Mimo że początkowo osamotniony, w miarę rozwoju fabuły łączy swoje siły z pozostałymi protagonistami, takimi jak Roper (John Saxon) czy Williams (Jim Kelly), dzięki czemu udaje mu się pokonać Hana i jego ludzi. Sam turniej i zwycięstwo w nim zostaje w tym kontekście nieco zepchnięte na drugi plan.
Muskuły z Brukseli
Zupełnie inaczej jest w wypadku dwóch obrazów z legendą kina akcji lat 80. i 90. Jean-Claudem Van Dammem: "Krwawym sportem" i "The Quest". Karateka stanowi zresztą wspaniały dowód na to, że w dobie popularności filmów tego gatunku, nie liczyło się czy umiesz grać, tylko jak wysoko i mocno, potrafisz kopać. Sukces, jaki niewątpliwie odniósł, a następnie rozmienił na drobne, grając w filmach klasy z, ź i ż, udało się wówczas osiągnąć także innym mięśniakom: Dolphowi Lundgrenowi, Michaelowi Dudikoffowi, Bolo Yeungowi czy Davidowi Bradleyowi.
Van Damme był z nich jednak najbardziej znany, a z pewnością najlepszy pod względem predyspozycji fizycznych. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście fakt, że uczęszczał na studia baletowe. Sławę przyniósł mu jego pierwszy turniejowy film karate "Krwawy sport". Belg, zwany "muskułami z Brukseli", wciela się w nim we Franka Duksa, porucznika amerykańskiej armii, który dezerteruje, by wziąć udział w nielegalnym turnieju kumite, odbywającym się co pięć lat. Robi to, by wypełnić dziedzictwo swojego zmarłego mistrza. Jego śladem podąża jednak dwóch agentów, którzy mają sprowadzić go z powrotem do Stanów Zjednoczonych, gdyż umiejętności Franka są dla armii zbyt cenne.
W "Krwawym sporcie" dominuje przede wszystkim motyw szkolenia młodego adepta przez doświadczonego nauczyciela. Dzięki wiedzy i naukom zdobytym dzięki Tanace, Dux jest w stanie pokonać każdego przeciwnika i wyjść zwycięsko z najbardziej niebezpiecznych opresji.
Dla odmiany w "The Quest" najistotniejszy jest natomiast sam turniej i pochodzący ze wszystkich stron świata i reprezentujący różne style walki fighterzy, którzy biorą w nim udział. Nie znamy jednak motywacji, które zmusiły ich do wzięcia udziału w zawodach. Są jedynie kolejnymi przeciwnikami, walczącego o życie Christophera Dubois (Van Damme). Dla tego mieszkańca nowojorskich slumsów, który w wyniku splotu okoliczności trafia do obozu treningowego zawodników, biorących udział w nielegalnych walkach na śmierć i życie, zwycięstwo jest jedyną szansą na odzyskanie wolności.
"The Quest" to debiut reżyserski Van Damme'a i jednocześnie ostatni przyzwoity film w karierze tego niezwykle zasłużonego dla kina akcji aktora.
Amerykański sen
Wspominałem już, że lata 80. i 90. w amerykańskim kinie zdominowały filmy akcji klasy B. Był to czas, kiedy dzięki dobrej znajomości sztuk walki, z dnia na dzień można było zostać gwiazdą. Tak też było w wypadku Phillipa Rhee, który zagrał jedną z głównych ról w jednym z najwybitniejszych obrazów z tamtego okresu - "Najlepsi z najlepszych". Co ciekawe aktor, a jednocześnie syn Jhoona Rhee, nazywanego ojcem amerykańskiego taekwondo, nie zagrał nigdy później innej roli, niż ta którą wykreował w obrazie Roberta Radlera.
"Najlepsi z najlepszych" opowiadają o pięciu sportowcach, reprezentujących Stany Zjednoczone podczas turnieju rozgrywanego w Korei Południowej, gdzie mają zmierzyć się w pojedynkach, łączących różne gatunki sztuk walki. Każdy z nich z innych względów chce wziąć udział w zawodach, a jedyne co ich łączy, to pragnienie udowodnienie sobie i światu, że jest się mistrzem w swojej dziedzinie.
Występ w turnieju poprzedza oczywiście morderczy trening, podczas którego ujawniają się indywidualne motywacje, które kierują poszczególnymi zawodnikami. Trener Couzo (James Earl Jones) to jednak nie modelowy sensei, a raczej koordynator, który pilnuje, żeby jego podopieczni byli w jak najlepszej formie fizycznej i psychicznej. Punktem kulminacyjnym filmu są same zawody, podczas których okaże się, kto tak naprawdę jest najlepszy, nie tylko na macie.
Mimo że oprócz dzieła Radlera powstały jeszcze trzy inne obrazy z serii, to właśnie pierwsza część przeszła do historii gatunku. Między innymi dlatego, że jest modelowym przykładem tego, jak powinien wyglądać film karate. I chociaż Phillip Rhee zagrał w nich wszystkich, a jego bohater - Tommy Lee - zwalcza w nich między innymi nazistów oraz mafię, to sławę zyskał dzięki ciosowi, którego co ciekawe nie zadał, właśnie na macie "Najlepszych z najlepszych".
Mistrz i uczeń
Podobnie jak obraz Roberta Radlera trzech kontynuacji doczekał się także inny, niezwykle ważny turniejowy film kung-fu. Popularność "Karate Kid" - bo o nim mowa - okazała się zresztą na tyle duża, że na polskich ekranach zadebiutowała właśnie nowa wersja historii, zaprezentowanej w tym klasycznym już dziś dziele, któremu remake zdecydowanie nie dorównuje jednak poziomem.
Głównym bohaterem "Karate Kid" z 1984 roku jest nastoletni Daniel Larusso (Ralph Macchio), który przeprowadza się wraz z matką z New Jersey do Los Angeles. Na miejscu zaprzyjaźnia się ze swoim rówieśnikiem Tommym i poznaje sympatyczną dziewczynę o imieniu Ali. Oboje od razu przypadają sobie do gustu, co nie podoba się jej byłemu chłopakowi, Johnny'emu. Jako że jest karateką, bez trudu daje rywalowi nauczkę.
Upokorzony Danny postanawia także zacząć trenować wschodnie sztuki walki, by pokonać wroga. Niestety, nie może się zapisać do miejscowego klubu, ponieważ ćwiczy tam Johnny i jego równie brutalni koledzy. Prześladowany i szykanowany chłopak znajduje ratunek w staruszku o nazwisku Miyagi (Noriyuki Pat Morita), który okazuje się być mistrzem wschodnich sztuk walki. Pod jego czujnym okiem nastolatek poznaje tajniki karate.
W "Karate Kid" najwięcej uwagi zostaje poświęcone właśnie naukom, jakie Danny odbiera od doświadczonego sensei. Początkowo chłopak musi wykonywać wszystkie polecenia mistrza, nawet te najbardziej niedorzeczne. Z biegiem czasu okazują się jednak fundamentalne w kwestii poznania kolejnych ciosów, ruchów czy wreszcie stylów walki. Trening staje się szkołą życia, a wspólne przebywanie powoduje, że pomiędzy uczniem a nauczycielem nawiązuje się trwała przyjaźń.
Ówczesny sukces "Karate Kid" był tak duży, że John G. Avildsen nakręcił jeszcze dwie części przygód japońskiego mistrza i jego amerykańskiego ucznia. W obu wystąpili Ralph Macchio i Noriyuki Pat Morita. Ten ostatni jako jedyny zagrał też w czwartym filmie z serii, wyreżyserowanym już przez Christophera Caina. W obrazie o podtytule "Mistrz i uczennica", szkolił nieradzącą sobie z rówieśnikami Julie, w którą wcieliła się Hilary Swank.
Wojna światów
"Mortal Kombat" przeszedł do historii kina jako jedna z pierwszych, a zarazem najlepszych adaptacji gier komputerowych. Obraz Paula W.S. Andersona zdecydowanie wyrasta ponad inne, nawet bardziej współczesne ekranizacje, takie jak: "Lara Croft: Tomb Raider", "Max Payne", "Hitman" czy "Książę Persji: Piaski Czasu". Twórcom tej produkcji z 1995 roku udało się bowiem to, co rzadko wychodzi w momencie przenoszenia rozrywki interaktywnej na duży ekran, a mianowicie logicznie uporządkować niekoniecznie składającą się w całość fabułę gry.
Głównymi bohaterami "Mortal Kombat" są: Johnny Cage, aktor występujący w filmach akcji; Sonia Blade, policjantka pragnąca pomścić śmierć swojego partnera i Liu Kang, potomek słynnego wojownika. Zostają oni wytypowani przez boga piorunów - Raidena, jako reprezentanci Ziemi w zbliżającym się turnieju sztuk walki.
Muszą oni zapobiec działaniom tajemniczego Imperatora, który pragnie zawładnąć naszą planetą. Aby mógł tego dokonać, jego reprezentanci muszą zwyciężyć w dziesięciu kolejnych zawodach Mortal Kombat. Na koncie mają już dziewięć zwycięstw i jeśli uda im się pokonać Sonię, Johnny'ego i Liu, nic ich już nie powstrzyma. Wspierani przez waleczną Kitanę bohaterowie, nie zamierzają jednak łatwo się poddać.
W "Mortal Kombat" nie ma mowy o szkoleniu czy trenowaniu. Bohaterowie są już bowiem wybitnymi przedstawicielami konkretnych sztuk walki, którzy biorą udział w zawodach przede wszystkim ze względu na osobiste motywacje. Bez względu jednak na to, czy kieruje nimi pragnienie zemsty czy własne ego każdemu z nich dane będzie osiągnąć zamierzony wcześniej cel. Kolejni rywale, których spotkają na swojej turniejowej drodze, okażą się bowiem powodem, który skłonił ich do podjęcia tego niebezpiecznego wyzwania. Dzięki temu właśnie, w adaptacji gry komputerowej, udało się w doskonały sposób, zrealizować jeden z podstawowych fabularnych schematów turniejowych filmów karate.
A jaka jest wasza ulubiona produkcja tego typu?