Ostatnia rola Brando
Marlon Brando ("Ojciec chrzestny", "Czas Apokalipsy", "Na nabrzeżach") rozpoczął swoją ekranową karierę jako muskularny bohater, a zakończył jako... podstarzała kobieta. Ostatnią rolą aktora było bowiem podkładanie głosu do animowanej komedii "Big Bug Man". Opowiada ona o pracowniku fabryki cukierków, który uzyskuje nadludzkie moce po pogryzieniu przez insekty.
Aktor podkładał głos Pani Sour, właścicielki fabryki.
I, jak mówi scenarzysta i współreżyser opowieści, Bob Bendetson, Brando robił to w blond peruce, z pełnym makijażem i w białych rękawiczkach.
"Wyglądał wspaniale" - mówi Bendetson.
"To chyba była część jego edukacji aktorskiej - to, że chciał wyglądać jak jego postać, żeby mieć pełną swobodę odtwarzania jej. W połowie nagrania ściągnął jednak perukę, bo było mu w niej za gorąco" - opowiada Bendetson.
Nie była to zresztą pierwsza przygoda aktora z kobiecą rolą oraz mocnym makijażem.
W westernie "Przełomy Missouri" (1976), jego postać - najemny rewolwerowiec - nosiła suknię służącej i czepiec.
Z kolei w "Wyspie doktora Moreau" twarz Brando pokrywały grube warstwy makijażu z białej farby.
"Myślę, że godził się na takie eksperymenty po części dlatego, że lubił żartować" - mówi Bendetson.
"Ale z drugiej strony uważał, że to doda wiarygodności jego postaciom" - dodaje Bendetson.
Bendetson, poprzednio pracujący przy kultowym serialu "Simpsonowie", najpierw odwiedził Brando, ponieważ potrzebował kogoś do roli niebywale oszczędnego ważącego 250 kilogramów właściciela fabryki cukierków.
Ofertę tę gwiazdor "Ojca chrzestnego" odrzucił.
Aktor stwierdził jednak, że ciekawie byłoby zagrać starszą kobietę, występującą zresztą w "Big Bug Man" tylko trzech scenach.
Nagranie kwestii dla niskiej, starszej pani z blond włosami i zmarszczkami zamiast ust, zajęło mu tylko dzień.
"Nagranie odbyło się u niego w domu. Przez ostatni rok życia Brando był bardzo wydelikacony. Sześć godzin dziennie spędzał podłączony do aparatu tlenowego i nie chciał w ogóle wychodzić z domu. Więc przywieźliśmy zespół nagrywający do jego domu i nagraliśmy co trzeba na miejscu, w jego sypialni" - wyjaśnia Bendetson.
Reżyser nie chciał wyjawić, ile zapłacił Marlonowi Brando za występ, wyjawił tylko, że w dniu, w którym zarejestrowano nagranie, 10 czerwca, przyniósł aktorowi wyjątkowe podarunki.
"Brando nigdy nie chciał być traktowany jak bożyszcze. Przystając z nim, trzeba było mówić do niego jak do normalnego człowieka, nie był spaczony hollywoodzkimi manierami" - mówi Bendetson.
"Ale Brando miał też drugą stronę. Chciał na przykład, żeby mu przywieźć mały prezent, na który złożyły się - perski kawior, importowane sery i czerwone wino. Uwielbiał je" - wyjaśnia reżyser.
Film "Big Bug Man" ma zadebiutować na ekranach światowych kin w 2006 roku.