Ostatni wywiad Marilyn Monroe
Od nieśmiałej dziewczyny z fabryki samolotów do ikony popkultury i symbolu seksu. Norma Jeane miała wiele twarzy - wystarczał jej ułamek sekundy, żeby stać się kimś zupełnie innym. Tak stworzyła Marilyn Monroe, zapewniając sobie przepustkę do nieśmiertelności.
Trafiające do księgarń 10 listopada "Metamorfozy" to fotograficzny zapis tych niezwykłych przemian, nietypowa biografia kobiety, której całe życie było filmem, serią zdjęć i obrazów. Album "Metamorfozy. Marilyn Monroe" to także świetne otwarcie obchodów przypadającej w 2012 roku 50. rocznicy śmierci amerykańskiej aktorki..
Jedną z atrakcji wydawnictwa jest ostatni wywiad w życiu MM, który przeprowadzony został przez Richarda Merymana i opublikowany w magazynie "Life" 3 sierpnia 1962 pod tytułem "Marilyn ujawnia tajemnice sławy". Poniżej publikujemy najciekawsze fragmenty.
- Pamiętam dzień, kiedy dostałam rolę w filmie "Mężczyźni wolą blondynki". Jane Russell była w nim brunetką, ja blondynką. Ona wzięła za ten film dwieście tysięcy dolarów, a ja dostawałam swoje pół tysiąca na tydzień, ale dla mnie stanowiło to znaczną sumę. Jane była dla mnie bardzo miła. Nie mogłam tylko dostać własnej garderoby. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam: "Słuchajcie, to ja jestem blondynką, a przecież 'Mężczyźni wolą blondynki!'". Oni ciągle mi powtarzali: "Pamiętaj, nie jesteś gwiazdą", więc powiedziałam: "Nieważne, czy jestem gwiazdą, czy nie, jestem blondynką!".
- Pragnę wyznać tu i teraz, że sława nakłada na człowieka szczególne brzemię. Nie przeszkadza mi to, że muszę być olśniewająca i pełna erotyzmu, ale wszystko, co się z tym wiąże, może stać się ciężarem. Sądzę, że piękno i kobiecość się nie starzeją i nie można ich sztucznie wytworzyć. Tak samo jest z elegancją, co pewnie nie podoba się producentom. Prawdziwa elegancja opiera się na kobiecości. Myślę, że seksualność jest atrakcyjna tylko wtedy, gdy jest naturalna i spontaniczna. Wielu producentów nie potrafi chyba tego zrozumieć. Chciałabym podzielić się jeszcze jedną myślą. Wszyscy, dzięki Bogu, zostaliśmy stworzeni jako istoty seksualne i szkoda, że tylu ludzi odrzuca ten dar natury i nim gardzi. Sztuka, prawdziwa sztuka, bierze się właśnie z niego, podobnie jak wiele innych rzeczy.
- Nigdy nie rozumiałam pojęcia symbolu seksu. Zawsze sądziłam, że symbole to pojęcia, które się z sobą kojarzą! Kłopot w tym, że symbol seksu staje się przedmiotem. Nie znoszę być traktowana jak przedmiot, ale jeśli już mam być symbolem czegoś, to lepszy seks niż inne rzeczy, dla których też wymyślono jakieś symbole. Różne dziewczyny starają się być mną - namawiają je do tego producenci albo robią to z własnej woli - ale im to nie wychodzi. Można sobie żartować, że brakuje im czegoś z przodu albo czegoś z tyłu, ale tak naprawdę chodzi o środek, o to miejsce, w którym jest życie.
- Czasem zakładam chustę, narzucam płaszcz, i bez makijażu wychodzę z domu. Starając się nie rzucać nikomu w oczy, idę na zakupy albo po prostu przyglądam się życiu zwykłych ludzi. W końcu jednak zawsze pojawia się kilku bystrych nastolatków, którzy mówią: "Hej, zaraz, ja chyba wiem, kto to jest!". Zaczynają za mną łazić. Ale to mi nie przeszkadza. Niektórzy ludzie chcą się przekonać, że naprawdę istniejesz. Tym nastolatkom i dzieciakom aż błyszczą twarze. Mówią sobie: "O rany!" i nie mogą się doczekać, żeby się pochwalić znajomym. A starsi ludzie podchodzą i mówią: "Zaraz opowiem o tym żonie!". Zmieniasz im cały dzień. Rano śmieciarze na Pięćdziesiątej Siódmej ulicy wołają do mnie, kiedy wychodzę z domu: "Cześć, Marilyn! Jak się dzisiaj miewasz?". To dla mnie zaszczyt i kocham ich za to. Robotnicy gwiżdżą za mną, kiedy przechodzę. Najpierw gwiżdżą, bo myślą: "O, jaka dziewczyna". Blond włosy, figura niczego sobie, a chwilę później mówią: "Rety, to jest Marilyn Monroe!". I to ma swój... no wie pan, niekiedy to jest miłe. Ludzie wiedzą, kim jesteś i w ogóle, a ty czujesz, że coś dla nich znaczysz.
- Chciałabym powiedzieć ludziom, że jeśli faktycznie jestem gwiazdą, to oni mnie nią uczynili. Do studia dotarła reakcja wielbicieli, przyszło dużo listów od fanów, na premierach właściciele sieci kin chcieli mnie poznać. Nie wiedziałam dlaczego. Kiedy się na mnie rzucali, patrzyłam na tłum, żeby sprawdzić, kto w nim jest, i myślałam: "Wielkie nieba!". Bałam się śmiertelnie. Miałam wrażenie - które czasem wciąż do mnie wraca - że kogoś oszukuję. Nie wiem kogo, może samą siebie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zdjęcia i cytaty pochodzą z książki Davida Willsa "Metamorfozy. Marilyn Monroe" (tłum. Dariusz Żukowski), Wydawnictwo Znak