Orlando Bloom o traumie sprzed lat
Okazuje się, że Orlando Bloom mógł stracić wszystko: swoją karierę, a nawet życie. Gwiazdor opowiedział niedawno o wypadku, który odmienił jego patrzenie na świat.
Gwiazdor Hollywood w wieku 21-lat przeżył chwile prawdziwej grozy. Wraz ze znajomymi wspinał się po rynnie na taras położony na dachu budynku w Londynie i upadł z wysokości trzech pięter.
Bloom doznał wówczas poważnego uszkodzenia kilku kręgów i był sparaliżowany przez cztery dni. Po kilku operacjach i 18 miesiącach rehabilitacji, aktor był w stanie poruszać się samodzielnie i dalej pracować.
Jak teraz wspomina 34-letni gwiazdor, to doświadczenie odmieniło jego życie.
"Jestem za to bardzo wdzięczny" - oznajmił Bloom w wywiadzie dla magazynu "Men's Health".
"Bez przerwy pracuję nad moim kręgosłupem. To mnie przed niczym nie powstrzymuje, jednak nie daje mi o sobie zapomnieć" - wyznał aktor, który niedługo po odzyskaniu sprawności zagrał w produkcji "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia", pierwszej części słynnej sagi.
Bloom, mąż modeli Mirandy Kerr i ojciec urodzonego w styczniu Flynna, przyznaje, że to zdarzenie sprzed lat wywarło na niego ogromny wpływ.
"Strach nie jest moim przyjacielem. Jest to jednak coś, czego powinno być się świadomym. Nie mogę jednak przestać żyć. To zniszczyłoby moją kreatywność i to, kim jestem" - wyznał brytyjski gwiazdor.