Olaf Lubaszenko mógł utonąć na planie filmu
Niewiele brakowało, a Olaf Lubaszenko utonąłby na planie serialu "Życie Kamila Kuranta" - dowiadujemy się z jego autobiografii. Do feralnego wydarzenia doszło podczas kręcenia sceny w stawie. W tej historii ważną rolę odegrały markowe dżinsy jednego z członków ekipy...
Kariera filmowa Olafa Lubaszenki zaczęła się w 1982 roku od serialu "Życie Kamila Kuranta". W pierwszych trzech odcinkach zagrał główną rolę. Wcielił się w chłopca ze środowiska miejskiej biedoty.
Pod koniec drugiego odcinka tytułowy bohater płynie z kolegami przez staw. Przed kręceniem tej sceny reżyser Grzegorz Warchoł spytał Lubaszenkę, czy umie pływać. Ten odparł, że oczywiście. W rzeczywistości, pływać nie umiał. Na wszelki wypadek jednego z członków ekipy poproszono, by stanął na brzegu stawu i asekurował dzieci.
"No, więc płyniemy. Jakoś mi idzie, pieskiem, intuicyjnie chyba, bo naprawdę wcześniej nie pływałem. Po chwili jednak, mniej więcej w połowie jeziorka, czuję, że tracę siły, przez co wpadam w panikę i zaczynam się krztusić. Ekipa, oddalona o kilkadziesiąt metrów, natychmiast się orientuje. 'Kamera stop!' i krzyk do gościa, że ma natychmiast wskoczyć do wody" - wspomina w swojej autobiografii "Chłopaki niech płaczą".
Dzień wcześniej ten członek ekipy dostał w prezencie urodzinowym od żony dżinsy marki Wrangler. Wówczas takie spodnie kosztowały krocie.
"Chwilę, kiedy krzyknięto, że ma mnie ratować, dobrze pamiętam. Patrzyłem na niego z nadzieją, tymczasem on popadł w tak zwaną konfuzję. Dlaczego? Bo miał ładne spodnie. Zaczął, więc je zdejmować. Mając do wyboru moje życie i spodnie, postawił na Wranglery. Był upał, więc nie dawały się łatwo zdjąć, i wywracał się przy tym jak w starym filmie komediowym. Ja się tymczasem topiłem i widziałem coraz mniej" - opowiada.
Ostatecznie Lubaszenkę uratował jeden z kaskaderów. "Ratownik" uporał się ze spodniami, dopiero kiedy wyciągnięto chłopca. By pokazać swoją gotowość do poświęceń, skoczył do stawu - wyglądało to komicznie.